Czarny krab zabiera nas do Szwecji, gdzie w bliżej nieokreślonej przyszłości toczy się jakaś wojna( naprawdę nie wiem). Aby ją zakończyć, jedna ze stron konfliktu organizuję misję, która ma odmienić losy wojny. Zebrany jest więc sześcio-osobowy oddział. Ich misją jest dostarczyć niezwykle ważną przesyłkę, przemieszczając się na łyżwach po zamarzniętym morzu, aby ominąć głównych stref walk.
W rolach głównych występują Noomi Rapace(Lamb), Jakob Oftebro(Mistrz), Erik Enge(Cień latarni morskiej), Dar Salim(Gra o tron) i Ardalan Esmaili(Śnieżne anioły). Reżyserią zajął się Adam Berg i jest to jego pierwsze podejście do kręcenia pełnometrażowego filmu.
Ehhh, Netflix i te jego filmy, zawsze mnie zaskakują. Najbardziej boli mnie jednak to, że robią to w negatywny sposób. Tym razem powodem szoku był rozciągnięty na dwie godziny scenariusz, w którym prawie nic się nie dzieje. No ale po kolei. Zacznijmy od tła historii. Jak wspominałem wcześniej, w świecie filmu trwa wojna i przez cały czas trwania produkcji nie mamy pojęcia co to jest za wojna. Nie wiemy kto z kim walczy i dlaczego, a bohaterowie na siły nieprzyjaciela ciągle mówią – ,,wrogowie„. Bardzo to wygodne. Strasznie mnie to raziło. Czułem jakby reżyser mnie kompletnie zlał i poszedł na kompletną łatwiznę.
Mam wrażenie, że to samo zrobił z całą historią. Film trwa prawie dwie godziny. Jest to naprawdę sporo czasu na zbudowanie ciekawej historii. Dlatego podziwiam Adama Berga za to, jak udało mu się w tym czasie opowiedzieć historię, którą można było przekazać w o połowę krótszym czasie. Tu naprawdę wiele się nie dzieje, a dużą część filmu spędzamy patrząc na jazdę na łyżwach. Jest to też produkcja strasznie przewidywalna. Nie zajmowało mi dużo czasu wydedukowanie co się stanie dalej. Pomijam już masę głupot, które możemy uświadczyć w Czarnym Krabie, bo w przeciwieństwie do Berga, ja nie chcę pisać tak długo o niczym.
Większość akcji rozgrywa się na zamrożonej tafli morza. Często więc po prostu obserwujemy, jak nasz dzielny oddział pokonuję te zamarznięte tereny na łyżwach. Wygląda to całkiem fajnie, momentami czujemy się niesamowicie przytłoczeni tą białą pustką. Spoko się na to patrzyło, do momentu jednej z pierwszych scen akcji, po rozpoczęciu misji. Kamerą zaczęło wtedy niemiłosiernie miotać w połączeniu ze zbliżeniami na twarze, wywołując nagłe zawroty głowy. Tak rozbujanej kamery już dawno nie widziałem. Na szczęście był to jednorazowy wyskok, bo już w następnej dynamicznej scenie, były zastosowane całkowicie inne triki, jakby naglę pieczę nad filmem przejął ktoś inny. Wszystko to było bardzo nie spójne. Miałem wrażenie, że ktoś próbuję się pochwalić wszystkimi technikami jakie zna i na siłę upychał je w jednym filmie. Wyszło to co najmniej dziwnie.
Czarny krab to film słaby. Nie będę owijał w bawełnę. Upadł on w wielu podstawowych aspektach, które zabiły potencjał jaki leżał w tej historii. Jedyne co choć trochę ratowało ten film to obsada. Oczywiście na tle całej produkcji, bo o tym, że ich rolę były bardzo dobre powiedzieć też nie mogę. Ponad średnią wybijali się tylko Noomi Rapace i Jakob Oftebro, tworząc całkiem udany duet. Niestety nie starczyło to aby podnieść z kolan tą produkcję.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix