Rex to arcypies. Królowa go pokochała od samego początku, dlatego życie ma on, jak na Buckingham Palace przystało. Je co chce, biega sobie po pałacu i żyje mu się znakomicie. Wizyta prezydenta, z żoną swoją i tą drugą, która ma uzupełnić psią arcyparę. Mógłby nasz Rex wtedy rządzić światem, zrobić jakieś psie ministerstwo czy coś, jednak pomysł mu się zbytnio nie podoba. Dlatego zbieg kilku nieszczęśliwych okoliczności sprawia, że będzie musiał opuścić pałac. Za nim idzie jego wierny przyjaciel. Na pewno czeka go kilka przygód.
Animacja jest festiwalem zgranych motywów, ogranych w wielu animacjach, na przestrzeni wieków, w dodatku za każdym razem ograne lepiej. Mamy zdradzone przyjaźnie, potężna czarne charaktery ograne sprytem, wątek miłosny i wielką narodzoną na kontrastach przyjaźń. Na zgranych schematach można zrobić dobry film, tutaj jednak nie ma to miejsca ze względu na infantylność. Widać, że morały, jakie prawi bajka nie są powiedziane przez nią, a kiedyś tam gdzieś tam i przelane na ten grunt. Dziecko nie ma tu też za bardzo z kim sympatyzować, ponieważ właściwie każdy z bohaterów lub mówi tu rzeczy niespecjalnie jednoznaczne moralnie. Dotyczy to także tych, z którymi film każe sympatyzować. Najbardziej wątpliwa jest Wanda, suczka będąca obiektem westchnień Rexa. Od początku będąca z trzęsącym schroniskiem Tysonem zdanie zmienia dosłownie ze sceny na scenę, a jej zachowanie wygląda jak z gry komputerowej, w której to decyzje twórcy oddają w ręce gracza. A ten w tym przypadku zawsze wybiera opcję najgłupszą.
Najlepsi i najciekawsi są nasi przyjaciele ze schroniska, po których jako jedynych w tym filmie widać, dlaczego mówi się, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka (albo psa). Dlatego też środkowy fragment filmu, który to im daje najwięcej pola, jest bodaj najlepszy. Bodaj, bo na pozytywne wyróżnienie zasługuje też kilka rozwiązań z dość oryginalnego finału. Piszę dość, bo choć szału nie ma, to jednak w porównaniu do reszty filmu wypada dobrze.
To jedna z tych animacji, na którą kierunek obiorą bardziej dzieci niż dorośli. Jeśli bowiem to najmłodszy widz będzie musiał wybrać propozycję z repertuaru, to wyznacznikiem będzie plakat i sympatyczne psie pyszczki z niego bijące. Jeśli jednak jakoś przed zabraniem swojej pociechy do kina traficie na tę recenzję, polecałbym nad wybraniem tego tytułu chwilę się zastanowić. Nic tu bowiem nie znajdziecie. Ani dla siebie, ani dla najmłodszych.