Emily wraz ze swoją mamą mieszka w Nowym Jorku. Dziewczynka uczęszcza do prywatnej szkoły gdzie nie jest akceptowana przez swoich bogatków rówieśników. Przyjaźni się bliżej jedynie z Owenem. W związku ze swoją pracą, matka Emily często zostawia ją pod opieką jej wujka Casey’a – który niezbyt radzi sobie z własnym życiem. Pewnego razu trafiają do azylu Pana Bridwella, w którym Emily poznaje małego, czerwonego pieska, który urośnie duży w zależności ile otrzyma miłości. Niestety Casey nie pozwala dziewczynce wziąć psa. Po powrocie do domu Emily odkrywa, że piesek znalazł się w jej plecaku i daje mu imię Clifford. Okazuje się, że psiak urósł do niespotykanych rozmiarów, budząc zainteresowanie mieszkańców Nowego Jorku. Emily będzie musiał walczyć o swojego przyjaciela.
Clifford. Wielki Czerwony Pies przede wszystkim ujmuje nad wyraz piękną i przyjemną dla oka animacją tytułowego bohatera. Czerwony psiak jest w bardzo rzeczywisty sposób pokazany, od szczeniaka po zdobywającego susami Central Park, giganta. Chyba każdy właściciel, każdego czworonoga zauważy, że twórcy uważnie wzięli sobie do serca zachowania psów. Clifford oddaje realne zachowania, które rozbroją każde serce.
W przypadku obsady należy bezwzględnie wyróżnić Jacka Whitechalla, który wciela się w Casey’a. Whitehalla, głównie można kojarzyć z jego kariery stand-upera i nielicznych występów filmowych. W Cliffordzie wypada naprawdę przezabawnie. Jego żarty i zachowanie nie są naciągane, a każda scena w jego wykonaniu jest wykończona w punkt. Również na oklaski zasługuje główna bohaterka – Emily grana przez Darby Camp. Chociaż początkowo rzuca się jej nad wyraz dojrzałość, nie tylko w zachowaniu ale również mentalna. Jednak im dalej w las tym budzi większą sympatię a jej więź z Cliffordem, to coś pięknego co, nie patrząc na wiek, widza porusza.
Jak to bywa z bajkami, mają one swój schemat. Jeden główny bohater z problemami + jego przyjaciel (ktoś z rodziny) otrzymuje coś nadzwyczajnego co przyprawia mu jakiegoś złola na całą resztę filmu. W Cliffordzie, mamy podobny schemat, co nadaje mu sztampowości. Niby wiemy jak to się wszystko potoczy, kto wygra, kto jest zły (podła korporacja!). Jednak pomimo tego, że wiemy jak ta gra się zakończy (spodziewamy się happy endu), sceny nie idące po linii głównych bohaterów są przejmujące i trzymające w napięciu.
Clifford. Wielki Czerwony Pies nie zawiedzie każdego, kto pamięta bajkę. Film w żadnym stopniu nie jest zepsuty. Oczywiście, rzucając małym spojlerem, Clifford nie rozmawia jak w bajkach, co jednak naprawdę w odbiorze całego filmu nie idzie na minus. Ogół niesie ze sobą kilka ciekawych przemyśleń, o którym w pędzącym świecie, czasami jesteś w stanie zapomnieć, bądź nie zwrócić uwagi.
Clifford. Wielki Czerwony Pies to godna polecenia familijna komedia, w której bez względu na wiek, każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli jeszcze jesteście właścicielami, swoich własnych Cliffordów, tym bardziej pokochacie tę produkcje. Na zakończenie jeszcze mały apel – jeśli też jesteście ciągle, podobnie jak kiedyś Emily, osobami nieszukającymi zwierzaka, niech film, ani towarzyszący mu klimat, nie będzie przyczyną dla której będziecie chcieli sobie znaleźć swojego własnego czerwonego psiaka. Czy mali, czy trochę więksi odbiorcy, muszą pamiętać, że gdzieś tam na nich czeka ten jeden wymarzony zwierzak, dla którego jeszcze otworzycie serducha nie robiąc sobie alternatywy do prezentu świątecznego 😉.
Ilustracja wprowadzająca: fot. Clifford. Wielki Czerwony Pies (2021)