Cicha ziemia – recenzja filmu! Historia małżeńska

Lato, Włochy, ciepełko, nic się nie dzieje. Z pozoru Aga Woszczyńska w Cichej ziemi zaprasza nas na pełne sielanki, leniwe filmowe wakacje. Wstrzymajcie się jednak z robieniem rezerwacji.  

Wakacyjną idyllę Anny(Agnieszka Żulewska) i Adama(Dobromir Dymecki) zakłóci już pierwsze wyjście na przy-willowy basen. Awaria i brak wody nie pozwala bowiem parze w pełni cieszyć się regeneracyjnym urlopem. Sprowadzony do naprawy robotnik ochoczo zabiera się nie tylko do pracy, ale też do lepienia zaczynu do dramatu. Ukradkowym spojrzeniem rozgrzeje Annę bardziej niż apeniński żar. Atrakcyjnym fizis i egzotycznym lookiem przełamie nudę małżeńskich rozmów o remoncie, nowych klamkach i za dużym zlewie. Zanim jednak Cicha ziemia ruszy w stronę opowieści o ryzykownej fascynacji przystojnym Arabem, jego nieszczęśliwy wypadek wzburzy pozorną śródziemnomorską sielanką. Niespokojny, wartki thriller: czas start.   

Kadr z filmu Cicha ziemia

Nic bardziej mylnego. Na kartach scenariusza Cichej ziemi co prawda pomysłów nie brakuje, w stawianych pytaniach czuć trafny zeitgeist, jednak ich ekranowa ekspozycja irytuje powszechnym drapaniem po twardej powierzchni. W pełnometrażowym debiucie reżyserce niestety utyka w gardle chęć przepracowania za dużej ilości palących tematów, nie pomaga też pokusa operowania w więcej niż pojedynczym gatunku. Chwilami mamy tu prawdziwe all inclusive: związkowa obyczajówa, zdystansowana groteska,  psychologiczny dramat i wolno sączący się thriller. Nie dziwi wobec tego, że owe próby zagęszczenia dość rzadkiej fabuły i doprawienia jej stylistyczną poligamią potęgują wrażenie ekranowego chaosu, szczególnie że z finalnego efektu nie da się wykroić choć przyzwoitego kawałka rasowego dramatu. Temperatura małżeńskiego kryzysu zbyt często jest tu jak z lodówki. Krytyka oderwania od rzeczywistości nowobogackiej klasy średniej – bita od zużytej formy.

Trudno zatem zrozumieć, dlaczego Woszczyńska na każdym kroku pilnuje, aby rysowana tłustym tuszem metafora imigracyjnego kryzysu nie wymknęła się spod interpretacyjnej kontroli.

Swój filmowy utwór komponuje w zgodzie z gatunkowymi prawidłami, lecz niemal od szkolnej linijki. Alegoryczne, przeciągnięte kadry i suche dialogi służą realizacji z góry przyjętego końcowego wniosku. Widzu, chcesz zajrzeć pod filmową podszewkę i postawić własną tezę – lepiej porzuć wszelką nadzieję. Od zawiązania dramatu fabularne dzianie się podporządkowane jest bowiem wyłącznie starannie wykładanemu dydaktyczno-krytykanckiemu przesłaniu. Małżeńska para jest zachodnią Europą, to oczywiste. Tytułowa Cicha ziemia areną odwracania się od otaczającego ją zewsząd problemu. Anna i Adam reprezentują posągową postawę zachłyśnięcia własnym dobrobytem. Formułują z wygodnej pozycji leczące sumienie przekonanie o ruszeniu na pomoc, w rzeczywistości nie robiąc realnie praktycznie nic. Zamiast szukać prawdziwych rozwiązań i dotrzeć do sedna problemu, zadowalają się wyławianiem emigracyjnego truchła.   

Kadr z filmu Cicha ziemia

Mocne? Nie bardzo. Dlatego w nagrodzonej na festiwalu w Salonikach Cichej ziemi w gruncie rzeczy największą nadzieję na przyzwoity film pokłada się w opowieści o apogeum małżeńskiego kryzysu. Tym bardziej, że Woszczyńska odnajduje się nie najgorzej w obserwacji związkowych pęknięć. Bez pudła identyfikuje relację dotkniętą zaawansowanym obopólnym znudzeniem. Gdzie nic nie idzie na tyle źle, aby się rozstać, acz brak jakichkolwiek przesłanek na choć minimalnie buchające ogniem uczucie. Odrobinę szkoda, że eksploracja tej fabularnej płaszczyzny w Cichej ziemi pozostawiona jest zatem samemu sobie. Gdzieś na uboczu wiodącego dramatu, przez co w emocjonalnej ciszy nie staje się gruntem do głębszego rozważania o pokoleniu, dla którego jednym z obowiązkowych punktów jest związek w notorycznym znużeniu.   

Zobacz również: Głupcy – recenzja filmu! W cierpieniu zjedoczeni

Aga Woszczyńska w Cichej ziemi ma ambicję równania do najlepszych. W fasadowej sielance słychać grzmiące echa europejskich gigantów: tu zabrzmi uwertura Östlunda, gdzieniegdzie kilka nut à la Haneke, z daleka kilka taktów przypomni o Gianfranco Rosim. Można rzecz – jak kopiować to od najlepszych. Jak gonić, to za gwiazdami. Idee szczytne, wzorce znakomite. Niestety również jak boleśnie spadać, to z wysokiego konia. 


Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Cicha ziemia

Kiedyś starwarsowy nerd, dziś entuzjasta 4-godz rumuńskich snujów i czaru Emily Blunt. Z duszy - Jake Peralta. Z ciała - Thor, choć niestety jest jedyną osobą, która tak twierdzi😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?