Dziki Zachód kojarzymy nam się przede wszystkim z takimi tytułami jak Dobry, zły i brzydki, Siedmiu wspaniałych albo Za kilka dolarów więcej. Zemsta, Clint Eastwood i pojedynek o świcie – tematy wałkowane od kilkudziesięciu dobrych lat, ale mimo tego nadal potrafią zaangażować i przyciągnąć przed ekran pokaźną ilość widzów. Niestety w ostatnich latach zauważyć można było spadek popularności tego typu produkcji. Świat superbohaterski przejął pałeczkę dominacji w kinie, a westerny zeszły, nie tylko na drugi, ale dziesiąty plan. Od czasu do czasu ujrzeć można jednak próby ożywienia Dzikiego Zachodu i wychodzą one… przynajmniej przyzwoicie. Do głowy od razu przychodzą takie tytuły jak Django, Nienawistna ósemka albo nawet hicior z Cannes – Killers of the Flower Moon i myślę, że Strange Way of Life również można zaliczyć do bardzo udanych produkcji westernowych. Jest to jednak trochę inny film…
Pedro Almodovar połączył barwną kolorystykę, za którą jest tak bardzo znany, z westernowym środowiskiem i historią przyjaźni, romansu oraz rodziny. Tak naprawdę to te trzy rzeczy stają naprzeciwko siebie i prowadzą zaciekły pojedynek. Bardzo szybko wprowadzeni jesteśmy do głównych bohaterów i wątku przewodniego, a napięcie towarzyszy nam już od samego początku. Już przy pierwszym spotkaniu postaci Pascala i Hawke’a, czuć, że dwójka ta posiada nie lada przeszłość. Mowa ciała doskonale przedstawia nam ich relacje, a dialog tylko utwierdza nas w naszych przekonaniach.
Następnie przechodzimy do wysoce oczekiwanego fragmentu, czyli początku nocki tej dwójki, oraz poranka, który wyciąga z Silvy i Jake’a wszystkie zaległe tematy i stawia ich w niekomfortowej sytuacji. Tutaj, to dopiero czuć napięcie. Pascal i Hawke dostarczają bardzo emocjonalny, ale zarazem doskonale wymierzony występ, dzięki któremu zaczyna nam zależeć na tych bohaterach. Zaczynamy ich trochę rozumieć i z dużo większą ciekawością czekamy na nadchodzące zwroty akcji. Film ma tylko 30 minut, ale lepiej przywiązuje nas do głównych bohaterów, niż nowy Indiana Jones.
Jako że mamy tutaj do czynienia z produkcją krótkometrażową, nie było miejsca na nudę. Pół godziny minęły, a ja czułem się, jakbym obejrzał 10-minutowy filmik na YouTube’ie. Akcja nabiera tempa z kolejną minutą, prowadzi nas do klasycznego (ale wizualnie zmodernizowanego) pojedynku, przy którym nie sposób nie przygryzać paznokci. W końcu jednak przychodzi chwila na oddech i przemyślenia. Nagle… następuje koniec. Czucie niedosytu to mało powiedziane w tej sytuacji. Mam wrażenie, że jest tu miejsce na jakieś rozwinięcie. Kto wie, być może kiedyś wyjdzie z tego jakaś pełnometrażówka. Mam tylko nadzieję, że żaden producencki umysł nie zrobi z tego serialu… bo to po prostu nie wyjdzie.
Almodovar wręcz perfekcyjnie posłużył się każdym elementem filmowym. Poczynając od scenografii, przechodząc przez kostiumy i kończąc na klimatycznej muzyce, wszystko gra doskonale. Strange Way of Life to również jedna z najciekawiej nakręconych produkcji tegorocznej edycji festiwalu (razem z Asteroid City i The Zone of Interest), a wszystkie te składniki tworzą bardzo interesującą „bańkę”, która nie stara się przypominać rzeczywistości, ale raczej coś bajkowego. Wiecie, jak czasami w filmach pokazywane są fikcyjne produkcje, mające na celu nas rozśmieszyć? Najnowszy tytuł Almodovara ma właśnie takie vibe, ale jednocześnie nie jest to parodia.
Hiszpański mistrz kina wcale, ale to wcale, nie zawiódł na ogromnej scenie festiwalu w Cannes. Bajeczna historia dwóch kowbojów angażuje już od pierwszej sekundy i spycha nas na krawędź siedzenia, aż do samego końca. Strange Way of Life ma wszystkie składniki dobrego filmu westernowego, a mistrz kuchni wszystko doskonale upichcił. Kostiumy odchodzą od kanonu Dzikiego Zachodu, ale jednocześnie nie są zbyt krzykliwe; scenom starć nie brakuje ani grama napięcia, a towarzysząca im muzyka tylko dorzuca oliwy do ognia; Ethan Hawke i Pedro Pascal to duet stworzony dla siebie, a ich chemię bardzo dobrze czuć przez ekran. Tak, można mówić, że produkcja pozostawia nas z niemałym niedosytem, ale może to lepiej? Inna długość mogłaby zaszkodzić tej produkcji, a tego chyba nie chcemy. Krótkometrażówka od Pedro Almodovara wykonuje swoją robotę i przyciąga wzrok widza na calutkie pół godziny – to jest najważniejsze.
Recenzja została napisana przy użyciu olśniewającego wyglądem laptopa LG GRAM STYLE. Urządzenia idealnego do pracy i użytku codziennego zarówno w domu jak i w podróży.
Ilustracja wprowadzenia: fot. materiały prasowe