Zbrodnie przyszłości – jak wspomniałem – przedstawia niepokojącą wizję nadchodzącej rzeczywistości dla naszej planety oraz naszego gatunku. Ludzie, a dokładniej ich organizmy, zaczynają się adaptować do syntetycznego środowiska, które pochłonęło całą planetę. W ich ciałach zaczynają rozwijać się nowe organy, które porównywane są do guzów, gdyż nie pomagają one w dalszym życiu i powoli wyniszczają organizm. Świat ten jest przedstawiony przez dwójkę głównych bohaterów – Saula Tensera (Viggo Mortensen) oraz Caprice (Lea Seydoux). Tworzą oni duet artystów, których formą sztuki są… operacje chirurgiczne. Saul ukazuje transformacje swojego ciała, a jego partnerka je rozcina. Na drugim planie pojawia się również duet z Narodowego Rejestru Narodów, w który wcielają się Don McKellar oraz fenomenalna Kristen Stewart. Nominowana do Oscarów Stewart podążą za dwójką artystów, przez co powoli uczuciowo zagłębia się w ten performance. Na jeszcze dalszym planie, wprowadzona zostaje grupa, która stara się posiąść ciało Saula w celu ukazania kolejnej fazy ewolucji człowieka. W obsadzie znajdują się: Lea Seydoux, Viggo Mortensen, Don McKellar, Kristen Stewart oraz Scott Speedman.
Nie muszę chyba wspominać, że nie jest to produkcja dla każdego. Zbrodnie przyszłości to przede wszystkim horror cielesny, który bawi się organizmem człowieka na ekranie oraz pośród widowni. David Cronenberg zapomniał o jakichkolwiek granicach niesmaczności i dostarczył bardzo brutalne widowisko, które na niektórych wpłynęło aż za mocno. Dawno nie widziałem, żeby aż tylu ludzi wychodziło z sali kinowej już w pierwszym akcie filmu…a co dopiero nie spodziewałem się tego na premierze w Cannes. Cronenberg zapewnił drastyczne doświadczenie, które prawdopodobnie zadowoli tylko fanów gore’u.
Jest brutalnie, dziwnie i nadmiernie futurystycznie, ale sama historia jest nijaka. Reżyser utopił nas w tym dystopijnym świecie. Cronenberg zapomniał chyba wytłumaczyć, co doprowadziło do uszkodzenia, a nawet destrukcji współczesnego świata. Przez cały film trzymani jesteśmy w niewiedzy co do otaczającego świata, społeczeństw oraz przekombinowanych machin. Cronenberg powinien był skupić się bardziej na budowie tego świata, a mniej na enigmatycznych i monotonnych cierpieniach Saula. Może nie wyszłoby to tak źle, gdyby główni bohaterowie zostali lepiej napisani.
Dwójka głównych artystów to bez entuzjastyczne, ciężkie do polubienia i niepotrzebnie tajemnicze persony, których – szczerze powiedziawszy – miałem już dość w pierwszym akcie. Viggo Mortensen zagrał, tak jak wyznaczył mu to reżyser i wykonał naprawdę niesamowitą robotę. Jego postać co prawda jest człowiekiem, ale doświadczenia, przez jakie on przechodził, nie mogę już nazwać ludzkimi. Doskonale przedstawił niecodzienne emocje bohatera, ale co z tego, skoro bohater nie zrobił nic, co wzbudziłoby we mnie współczucie. Dokładnie to samo mogę powiedzieć o Caprice. Lea Seydoux ponownie nie zawiodła swoją grą aktorską, ale nie zmienia to faktu, że w ogóle nie obchodziła mnie jej postać. Najbardziej interesującą bohaterką jest zdecydowanie Timlin, w którą wcieliła się Kristen Stewart. Jest ona lekko nieśmiałym dziwakiem, co w przedstawionym świecie dużo mówi. Staje się najbardziej barwną postacią w tym szarym i powiewającym nudą świecie. Gra aktorska ani trochę nie zawiodła w przypadku tego filmu. Nudny jak flaki z olejem scenariusz jest przyczyną klęski tej pozycji.
Zbrodnie przyszłości to bez jakichkolwiek wątpliwości film artystyczny. Metafory na metaforach, monotonne dialogi i zero interesujących postaci (no może oprócz bohaterki Kristen Stewart). W wielu aspektach jest to produkcja w stylu Cronenberga, który nie przypasuje każdemu. Oprócz „ładnych” zdjęć i dobrej gry aktorskiej, ciężko jest mi wyłowić jakieś plusy z tego jeziora straty czasu. Całe szczęście jest to całkiem krótki film, gdyż trwa niecałe 2 godziny. Jeżeli więc nie szkoda wam pieniędzy, albo jesteście fanami twórczości Cronenberga, to myślę, że warto posmakować tej „nowej formy seksu”. Moim jednak zdaniem, Zbrodnie przyszłości to tak naprawdę zbrodnia teraźniejszości, którą mnie wymęczyła i bardzo chciałbym wymazać ją ze swojej głowy.
Ilustracja wprowadzenia: fot. Neon