Wspominając o szumie medialnym doskonale pamiętam, jak bardzo szeroko komentowane były wyprawa Macieja Berbeki na Broad Peak czy troszkę później, Tomasza Mackiewicza na Nanga Parbat. Każdy Polak, jak w przypadku małyszomanii w skokach, stawał się wtedy ekspertem od himalaizmu, jednak w tym przypadku w wielu osądach na temat wspinaczki wysokogórskiej królowały niejednoznaczne oceny tej działalności. Czy aby na pewno każda wyprawa, której ryzyko braku powrotu jest wysokie to jeszcze pasja, czy już szaleństwo, swego rodzaju nałóg. Twórcy Broad peak jak mogą bronią się od zajmowania głosu w tej sprawie, dlatego też swoją historię chcieli opowiedzieć inaczej.
Maciej Berbeka nie jest więc ani przez chwilę, tak jak to podobno miało miejsce w jego domu rodzinnym, osądzany. Mamy okazję obserwować jego drogę, od nie do końca udanej i omal nieprzypłaconej życiem wyprawy z 1988 roku do tej drugiej, nieco nam bliższej i pamiętanej sprzed niespełna dekady drugiej zimowej próby zdobycia tytułowego szczytu zimą. 25 lat wcześniej bohater, w wyniku niefortunnego połączenia niedopowiedzenia i nieprawdziwej informacji zakończył wyprawę, mimo nieosiągnięcia faktycznego szczytu. Sukces w mediach został już jednak odtrąbiony, co ambitnego himalaistę bolało podwójnie. Mimo że rzeczywiście, jako pierwszy człowiek na ziemi, znalazł się 8000 metrów ponad poziomem morza zimą, nie zaspokoiło to jego pragnień. Z tą myślą żył więc przez całe ćwierćwiecze.
Punkt wyjścia, aby na zestawieniu tych dwóch ekspedycji, oprzeć film jest naprawdę dobry, sporo do życzenia pozostawia jednak przełożenie go na scenariusz. Scenariusz, który wypada niestety słabo i to w podstawach. Przez cały czas trwania filmu nie jest w stanie uzyskać ze wspomnianej koncepcji interesującej historii. Zaczyna się od jednej wyprawy, potem jest powrót, odkrycie braku powodzenia i druga, pokazana nieco szybciej, bo mająca już nieco mniej czasu ekranowego. Nie ma tu miejsca na zapoznanie nas z postaciami, na wskazanie interesujących wydarzeń z ich życia czy ich emocji. Wygląda to tak, jakby twórcy po prostu zachłysnęli się tym, jak ładny mają film i jak jest on zrealizowany. Poza tym jest bowiem pustka.
Wspomnianej realizacji jednak nie sposób nie docenić. W wielu jej elementach zrobiono robotę na tyle innowacyjną, że nawet gdyby spojrzał na nią Tom Cruise, to mógłby uczciwie przyklasnąć, a sam musiałby chyba, chociaż latem i z tlenem, dostać się na szczyt jakiegoś ośmiotysięcznika w nowym Mission Impossible. Wszystko, od świetnych zdjęć, po imponującą charakteryzację czy rzeczywiste wysiłki aktorów w ekstremalnych warunkach jest zrobione pieczołowicie i maksymalnie wiarygodne. Jeśli koniecznie chcecie zobaczyć ten film, najlepiej byłoby to zrobić w kinie. Choć dystrybucja jest bardzo mocno ograniczona, na ten moment (chociażby właśnie tutaj w Gdyni) jest to możliwe.
Świetną sprawą jest fakt, że ten film był okazją do nakręcenia scen, które można pokazać wszędzie na świecie i prezentują tak wysoki poziom. Twórcy, tak jak ich bohaterowie, przekroczyli tu kilka granic i weszli na szczyty, nieznane wcześniej nie tylko sobie, ale praktycznie nikomu. Dla wszystkich realizujących Broad peak, a w szczególności dla grającego główną rolę Ireneusza Czopa musiała to być niezapomniana przygoda. Przygoda tu jest jednak większa, lepsza i bardziej interesująca niż produkt finalny. Dlatego też mogę się założyć, że większych emocji niż ten film może dostarczyć jakiś materiał making-off bądź przyszła realizacja serialu o jego powstawaniu. Spokojnie może być polski i spokojnie może być na Netflixie.
„Mimo że rzeczywiście, jako pierwszy człowiek na ziemi, znalazł się 8000 metrów ponad poziomem morza zimo”…”
Nie chodzi o to że miało być – zdaje się – zimą 😉
Pierwsze osoby które przekroczyły zimą 8000 m npm to Zygmunt Andrzej Heinrich i Andrzej Zawada, a miało to miejsce na Lhotse w grudniu roku 1974.
Masz rację, dzięki za wskazanie literówki. Co do niezgodności faktów to wiedza, którą przekazuje nam film, nie historyczna 😉