Berlin Alexanderplatz – recenzja filmowej epopei Burhana Qurbaniego

Każdy bądź prawie każdy człowiek na ziemi jest dla większości pozostałego społeczeństwa totalnym anonimem. Jeśli rozszerzyć to na cały świat, persony, o których słyszano pod każdą szerokością geograficzną, można policzyć na palcach jednej ręki, o ile w ogóle istnieją. Ten łańcuch również ma jednak koniec i ostatnie ogniwa. Są ludzie, którzy istnieją bowiem właściwie tylko fizycznie. Są, chodzą obok nas, ale tak jakby ich nie było. Nie mogą pójść do szpitala, bo razem z diagnozą dostaną wilczy bilet do życia, z którego kiedyś uciekli. Nie mogą pójść na wybory bądź do legalnej pracy, bo nie mają żadnych dokumentów, które by na to pozwoliły. Krajobraz wielkich metropolii, które z ochotą odwiedzamy i planujemy w nich swoje życie, pełny jest takich ludzi. To od nich wychodzi, snując swoją epopeję Burhan Qurbani, stąd zaczęli również ten tekst. Na tym jednak potężny film reżysera i bogactwo jego kontekstów się nie kończy.

Berlin Alexanderplatz jest adaptacją powieści Alfreda Döblina. Nie taka jak większość jednak, powieść napisaną w latach 20. XX wieku reżyser wrzuca bowiem we współczesne realia. Przywołuje te same problemy, dając im skórkę współczesnego Berlina. I tych anonimów, do których zalicza się nasz bohater Francis. To jego oczami tę wielką epopeję cierpienia i grzechu śledzić.

Składa się ona z czterech części. Każda z nich bierze się za żywot Francisa z innej strony i bierze pod lupę opierający się na tych samych uczuciach, ale jednak inny aspekt jego egzystencji. Stanowi rozprawę o cierpieniu, o tym do czego ono prowadzić, a także jakie są jego aspekty, mimo pięcia się w hierarchii społecznej od wspomnianej anonimowości do króla podziemia stolicy Niemiec. W żadnym momencie film ten nie chce nam pokazać swoim tonem, że teraz już Francis odzyskał wewnętrzny spokój. Jego życie to pasmo szukania szczęścia nie tam, gdzie powinien, nie w sobie, a w wartościach zewnętrznych, w dodatku od samego początku wątpliwych. Bohater Qurhaniego jest napisany fantastycznie, zniuansowany i oparty na czysto ludzkich emocjach. Czasami można złapać się na tym, że teoretycznie dużo poważniejsze wydarzenia z jego życia odbieramy z dużo mniejszymi emocjami.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 2. sezon Ted Lasso. Serial w formie

Pokazuje to dobrze już pierwszy moment bohatera w filmie, który świetnie wprowadza nas w trans berlińskich uliczek. Pojawia się prostytutka, która w zły sposób odbiera zamiary Francisa, co sprawia że z pozoru niewinna scena zmienia się w krzyk dezorientacji, będący dla protagonisty wprowadzeniem do tego, co czeka go w tym mieście. Bo potem podobne niezrozumienie dla jego działa wykazują praktycznie wszystkie aspekty życia.

Warto też zwrócić uwagę na wszelką stronę wizualną tego filmu, bo w niej kryje się bardzo dużo maestrii. Choć sam plakat  czy trailer zapowiadają nam dominację neonowej stylistyki i choć cały film się z tym nie zgrywa, to jednak wciąż jest piekielnie wyrazisty. Choć momentami szczególnie w chwilach, kiedy do Francisa zaczyna trafiać podziemna sława, a co za tym idzie, pieniądze, prezentuje znamiona efektowności, nigdy nie przekracza cienkiej granicy, która mogłaby zrobić z niego pocztówkę największego miasta i stolicy Niemiec. Berlin nie ma być tu pociągający, a w całej swej tajemniczości intrygujący i to się mu udaje. Na piątkę z plusem.

Zobacz również: Na rauszu – recenzja najnowszego filmu z Madsem Mikkelsenem!

Jedyne, co trochę wybiło z rytmu psychodelicznej podróży podróży to trzeci rozdział. Rozdział najdłuższy, który według mnie mówił o bohaterze najmniej i nieco rozmywał się z idealnie poprowadzoną resztą tej całości. Dużą rolę w życiu Francisa odegrała w niej kobieta, ale ich relacja nie została uwypuklona na tyle mocno, aby zainteresować w równym stopniu, jak pozostała część berlińskiej egzystencji bohatera. Jest to o tyle paradoksem, że w dalszej części rodzący się w głowie obraz filmu bez Mieze nie byłby pewny.

Nie jest to film na przyjemny wieczór czy poranek w kinie, jednak danie mu szansy powinno się skończyć znakomitym, zadającym wiele egzystencjalnych pytań seansem. Berlin Alexanderplatz jest adaptacją, na którą ponadczasowa historia powieści przenoszonej również wcześniej na ekran w postaci serialu zasługuje. Zabieg, który powoduje historia ta przeniesiona zostaje do współczesnego Berlina działa na praktycznie każdym froncie, co sprawia, że mamy do czynienia z jednym z ciekawszych obrazów tego roku.  A niemiecka stolica w nim intryguje dużo bardziej, niż gdybyśmy mieli do czynienia z filmową pocztówką.

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?