Bardo, fałszywa kronika garści prawd – recenzujemy nowy film Inárritu!

Alejandro González Iñárritu to zdecydowanie jeden z najciekawszych i najoryginalniejszych filmowych twórców, mających na swoim koncie produkcje zarówno kasowe, jak i artystycznie spełnione. Można powiedzieć, że w wielu przypadkach jego twórczość stanowi pogranicze niszowej sztuki z rozbuchanymi widowiskami. Bardo, najnowsza produkcja w jego dorobku, skłania się mocniej w tym pierwszym kierunku.

Chyba w żadnym swoim poprzednim obrazie Iñárritu nie uderzał tak emocjonalnie i osobiście, a przy tym z ambicjami godnymi Bergmana. Bardo, fałszywa kronika garści prawd jest historią pewnego dziennikarza i dokumentalisty, który po latach pobytu w Stanach Zjednoczonych powraca do rodzinnego Meksyku. Technicznie rzecz biorąc, miał to być finał jego zwycięskiego pochodu tuż przed otrzymaniem nagrody koronującej jego twórczość. Ostatecznie jednak nie dość, że sam przeżywa kryzys tożsamości, to jeszcze czekają go mało przyjemne starcia zarówno z krajanami, jak i rodziną.

kadr z filmu Bardo

Jeżeli pamiętacie Birdmana, znajdziecie tutaj pewne wspólne punkty. Przede wszystkim Silverio Gacho tak jak postać Michaela Keatona stara się walczyć z dawno przypiętą mu łatką i być bardziej rozpoznawalny w nowej roli. Z tym, że w tym przypadku jego egzystencjalna ścieżka wybrzmiewa jako jeden z kilku innych tematów, którym poświęca swój czas. W Bardo pojawia się wiele okraszonych najczęściej czarnym humorem wątków uderzających mniej bądź bardziej wprost w nacjonalistyczną postawę tudzież inne społeczne problemy nagromadzone w ostatnich latach w związku z amerykańskim czy lokalnym dlań kolorytem.

kadr z filmu Bardo

Na pewno oglądając ten film, potrzeba cierpliwości. Docenienie reżyserskich trików Iñárritu bądź też świetnej roli odgrywającego główną postać Daniela Giméneza Cacho niekoniecznie w tym wypadku wystarczy. Bardo stanowi trzygodzinną podróż pełną przeróżnych symbolik i odniesień, waląc wręcz po oczach ciętą narracją i mimo wszystko troszeczkę pretensjonalnym stylem. Ego twórcy obecne jest na każdym kroku, ale to gwarantuje nieprzeciętną, pełną wielorakich eksperymentów wycieczkę, bo wyeksponowanych myślach starego wygi. I w zasadzie jako osoba lubująca się w kadrach Iñárritu tego się trzymam, choć przyznam, że aż do finału kilkakrotnie zdarzyło mi się pokręcić ze znużeniem głową. Czy to jego magnum opus? Dla mnie na pewno nie, ale seans skończyłem zadowolony.

kadr z filmu Bardo

Bardo, fałszywa kronika garści prawd nie każdemu podpasuje – to powinno być chyba jasne od pierwszych akapitów. Tym bardziej jednak będzie ciekawą odmianą, gdy wejdzie wkrótce na platformę – która w końcu bynajmniej nie przyzwyczaja do takiego refleksyjnego kina. Tym bardziej warto samemu się przekonać, czy produkcja wywołująca tyle emocji nas przekona, a może jednak sprawi, że dołączymy do chociażby rozczarowanych krytyków z Cannes. Film obecnie znajduje się w kinach, więc warto zobaczyć go na dużym ekranie, nim trafi na Netflix.

Zastępca redaktora naczelnego

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?