Armia złodziei opowiada o losach Ludwiga Dietera, którego możemy kojarzyć właśnie z filmu Zacka Snydera o zombie apokalipsie. Przez przypadek spotyka się z grupą złodziei, którzy planują zrobić kilka skoków, a brakuje im właśnie gościa, który otworzy im sejf. I tu już trafiamy na pierwsze absurdy, których w tym filmie jest od groma. Wszystko jest totalnie niespójne, zwłaszcza od momentu gdy Dieter trafia na jakiś konkurs, który polega na otwieraniu sejfów. Niby główny bohater jest zdezorientowany tym co się dzieje, ale jednak chętnie uczestniczy w zawodach.
Cała produkcja mnie dość mocno wymęczyła, bo widać, że reżyserem filmu był ktoś inny. Jestem ogromnym fanem twórczości Zacka Snydera i nawet te filmy, które wśród większości są hejtowane, ja uważam za co najmniej dobre. Tutaj widać mocną inspiracje i próbę odtworzenia stylu Snydera, jednak wychodzi to z mizernym skutkiem. Owszem, mamy zwolnione tempo, ale w zasadzie tylko tyle czerpie z twórczości Zacka. Plusem na pewno jest to, że w produkcji znajdują się subtelne odniesienia do Armii umarłych, które sprawiły, że uśmiech pojawił mi się na twarzy. Podobnie jak finałowa scena, jest tą, którą znamy z filmu Snydera. Dodatkowo, fani popkultury znajdą tu kilka odniesień, które mogą wywołać uśmiech na twarzach.
Większość aktorów wydaje mi się, że znalazła się tutaj z przypadku, gdyż poza Matthiasem Schweighöferem oraz Nathalie Emmanuel, obsada nawet nie ukrywa, że im się po prostu nie chce grać. Wszystko jest bardzo sztuczne, od obsady po fabułę. Nawet wplecenie żartów wypadło strasznie miernie, gdyż są one po prostu żenujące. Podobnie cały ten Interpool, który miał stać na straży i bacznie chronić przed przestępczością, daje się wykiwać na numer stary jak świat (nie zdradzę jaki, by nie spoilerować filmu). To była jedna z niewielu produkcji, do których przymuszałem się, by ją skończyć, a naprawdę rzadko coś takiego ma miejsce.
Nie wiem czy zawinił tutaj Matthias Schweighöfer, który poza główną rolą jest też reżyserem filmu czy po prostu jest to kolejny niepotrzebny zapychacz, by stworzyć sztuczne uniwersum. Całość jest strasznie nudna, niepotrzebna oraz niespójna. Ilości absurdów nie potrafię zliczyć. Liczę, że Planeta umarłych, która będzie kontynuacją Armii umarłych pchnie to uniwersum w lepszą stronę, aniżeli ten jakże niepotrzebny prequel.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix