Choć Vaiana wielokrotnie podkreśla, że nie jest księżniczką, trudno nie stawiać jej w jednym rzędzie z innymi królewskimi heroinami bajek Disneya. Dumna i uparta, rezolutna i pełna wdzięku córka wodza polinezyjskiej wysepki rusza na niebezpieczną wyprawę. Czeka ją porywająca przygoda, której żywiołowy duch łatwo udziela się widzowi, trzymając w napięciu, bawiąc, a i wywołując trochę wzruszeń.
Już pierwsze muzyczne dźwięki wprowadzają w świat niezwykłych mitów południowego Pacyfiku. Krainy pełne potworów, mocarnych półbogów i niezwykłych mocy wkrótce staną się udziałem Vaiany. Kierowana wewnętrznym zewem przygody dziewczyna postanawia stawić czoło ciemności, grożącej jej rodzinnej wyspie. By tego dokonać będzie jednak potrzebować pomocy Mauiego, pyszałkowatego półboga, który potrafi przemienić się w dowolne zwierzę.
Film ani przez moment nie pozostawia wątpliwości, że wypływa wprost z bogatej tradycji disneyowskiego musicalu. Wyreżyserowany przez twórców Aladyna czerpie, z czego może – od Pocahontas po Fantazję 2000. Pojawiają się i zaskakujące skojarzenia, chociażby atak małych stworków, Kakamora, wyraźnie nawiązuje do Mad Maxa: Na drodze gniewu. Sieć powiązań i zapożyczeń jednak nie blokuje Vaiany, wręcz przeciwnie, wzbogaca ją. Film pięknie wygrywa motyw odkrywania samego siebie, podążania za głosem serca. Dotyka tajemnej bliskości życia i śmierci. Skąpanie tego w egzotycznej mitologii nadaje znanym motywom nowe barwy.
Zobacz również: Vaiana: Skarb oceanów – kabaret Paranienormalni w filmowej roli
Z drugiej strony, zgodnie z duchem czasów w Vaianie brakuje wątku romantycznego oraz klasycznego czarnego charakteru. Na pierwszym planie znajdują się sztampowo, ale zgrabnie poprowadzone motywy rodzinne oraz przyjaźń Vaiany i Mauiegu, której zmienne losy i nieustające iskrzenie nadają opowieści tempo i wywołują wiele zabawnych sytuacji. Film charakteryzuje przy tym idealna równowaga między dynamiczną akcją, humorem i wzruszeniami. Dobranie odpowiedniego tonu okazuje się największym sukcesem, większym niż wizualna uroda czy zgrabnie nakreśleni bohaterowie.
Większym nawet niż muzyka, która jest przecież kluczowa w musicalu. Piosenki budzą mieszane uczucia. Napisane przez intrygujący tercet – kompozytora i aktora, twórcę głośnego Hamiltona, Lin-Manuela Mirandę, doświadczonego twórcę muzyki filmowej Marka Mancinę oraz pochodzącego z Samoy piosenkarza Opetaia Foa’i – z pewnością wyśmienicie sprawdzają się w filmie. Mają charakterystyczny musicalowy sznyt, a także sympatyczny popowy charakter, dzięki czemu nadają obrazowi lekkość i energię. Zlewają się jednak trochę ze sobą. Brakuje im wyrazistości. Przez to nie zapadają w pamięć. Po seansie byłem w stanie przywołać tylko jedną, humorystyczną Drobnostkę śpiewaną przez Mauiego, będącą ledwie dodatkiem do najważniejszych piosenek filmu.
Jeśli nawet nie uda się wam niczego zanucić po filmie, inne elementy Vaiany zapadają w pamięć. Disney już na całego powrócił do konwencji musicalu, jaka wyniosła studio na wyżyny w latach 90. Na szczęście umie sprawdzone pomysły ubrać w nowe szaty, które nie tylko lśnią, ale też kryją za sobą umiejętne przetworzenie starych schematów. Przede wszystkim jednak film niesie fantastyczny duch przygody. Porywa od pierwszej sceny i prowadzi aż do ekscytującego, wzruszającego i mądrego finału. Taką podróż aż chce się powtórzyć!
Film obejrzeliśmy w:
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe