Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć – recenzja spin-offu serii o Harrym Potterze!

Witajcie z powrotem! Witajcie po nie tak długiej, bo ledwie pięcioletniej przerwie w uwielbianym przez miliony fanów świecie. Świecie czarów, magicznych szkół, różdżek i oczywiście nieco mniej magicznych mugoli. Świecie z pozoru znanym (wszak 7 książek i 8 filmów to całkiem pokaźny zbiór), ale wciąż mającym w zanadrzu mnóstwo historii i historyjek, które w opowieściach o Harrym Potterze zostały jedynie wspomniane na zupełnym marginesie. Taki gigantyczny wprost potencjał fabularny i oczywiście finansowy nie mógł zostać ot tak zapomniany. Ba, zapowiedziano, że nowy „czarodziejski” cykl będzie miał 5 części. Wszak, jak mówi stara prawda, w Hollywood nikt nic nie wie poza tym, że sprzedaje się to, co sprzedało się już wcześniej. Zostawmy jednak małe złośliwości pod adresem filmowych producentów. Sprawa jest bowiem o wiele poważniejsza. Chodzi przecież o to, czy przez najbliższe 5 filmów będziemy żywo przeżywali kolejne przygody, czy chodzili do kina z czystego przyzwyczajenia.

FB 01108A

Wszystkich tych, którzy uchowali się przed kampanią promocyjną i jeszcze nie wiedzą, informuję. Akcja filmu Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć nie rozgrywa się za Wielką Sadzawką. Ujmując dokładniej – w Nowym Jorku, w latach 20-30. Do miasta przybywa przybrany w fantazyjny niebieski płaszcz brytyjski czarodziej o imieniu Scamander. Scamander poza brytyjskim akcentem i sympatyczną nieogarniętą powierzchownością przywozi na amerykańską ziemię tajemniczą walizkę. Jak się szybko okazuje, jest ona po brzegi wypełniona różnej maści magicznymi stworzeniami, które bardzo lubią wychodzić na nie do końca kontrolowane spacery. W ten sposób, Scamander poznaje swoich przyszłych towarzyszy. Pierwszym z nich jest zdegradowana aurorka Porpentina Goldstein, drugim marzący o założeniu własnej piekarni mugol Kowalski. W tym samym czasie w mieście dochodzi do serii równie tajemniczych co niszczycielskich wydarzeń o podłożu magicznym. Oba wątki zostaną oczywiście ze sobą powiązane aby doprowadzić do odpowiednio głośnego i wybuchowego finału pełnego elektronicznych atrakcji.

FB CC TRL 2835

Trzeba przyznać, że otwarcie filmu to coś na co serduszka fanów szeroko pojętego Potteryzmu, zareagują szybszym biciem serca. Twórcom fantastycznie udało się wprowadzić nas do znanego przecież świata magii zupełnie od nowa. Nowy kraj, nowe miasto i nowe realia historyczne. To wszystko sprawia, że przez pierwsze minuty będziecie chłonąć ten znany-nieznany świat i starali się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Oto bowiem, np. okazuje się, że w USA nie ma Ministra Magii. Zamiast tego jest pani prezydent magicznego kongresu, a mugoli, zgodnie z amerykańską polit-poprawnością, nazywa się nie-magami. Szkoda jednak, że ta część szybko się kończy, a tym samym ujawnia się pierwszy problem Fantastycznych zwierząt, tj. tempo. Jest ono nieznośnie nierówne. Na początku jest szybkie zawiązanie akcji i kilku istotnych wątków, które są naprędce domykane dopiero pod koniec filmu. W środku następuje niestety totalne zwolnienie. Raczeni jesteśmy wtedy zbyt długą i w konsekwencji dość nużącą ekspozycję tytułowych magicznych zwierząt. W części tej, bohaterowie na przemian oglądają komputerowe zwierzątka, bądź ganiają je po ulicach miasta w średnio zaaranżowanych i przepełnionych slapstickiem scenach akcji. Kolejny problem to reżyserska schizofrenia w prowadzeniu wątków. Z jednej strony, bowiem Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć to dosyć mroczna opowieść o złych mocach, z drugiej pogodny film przyrodniczy o pro-ekologicznym przesłaniu, z trzeciej refleksja na temat świata magów i mugoli. Niestety wszystkie konwencje pozszywane są dosyć grubymi nićmi, a film sprawia wrażenie nie do końca spójnego.

FB TRL3 87903

Mam też wrażenie, że Fantastycznym Zwierzętom zaszkodziła trochę amerykanizacja przedstawionego świata. Z Harrym Potterem jest bowiem trochę jak z Sherlockiem Holmesem czy Jamesem Bondem. Może rozgrywać się w innym kraju, ale po co? Bez akcentu z wysp, charakterystycznego sznytu, humoru to po prostu to nie to samo. Co gorsza, nowi bohaterowie w większości nie spełniają oczekiwań. O ile Colin Farrel jest całkiem niezły, Eddie Redmayne odgrywający nieco autystycznego i bardzo brytyjskiego Scamandera jest absolutnie fenomenalny to już reszta ekipy sprawdza się średnio. Napisane na kolanie postacie to niestety zbiór bardzo wyświechtanych klisz podanych w formie, która niczym nie zaskakuje. Popetina Goldstein to kolejna postać próbująca odzyskać wiarygodność, jej siostra to naiwna blondynka. Najgorszy w tym wszystkim jest Kowalski, którego motywuje w zasadzie tylko jego tusza i nieporadność ruchów, co staje się obiektem połowy niezbyt wyszukanych żartów. Zarzuty można też mieć do nazbyt nachalnego sentymentalizmu jakim Fantastyczne zwierzęta nieustannie operują co najmocniej odbija się czkawką w cukierkowym finale. 

FB JB 01551rv2

Nie ma się co oszukiwać. Bez względu na wszystko pójdziecie na Fantastyczne zwierzęta i jak je odnaleźć. W końcu po 5 latach trzeba iść. Film jest oczywiście przepięknie wykonany. Scenografia, efekty specjalne robią robotę. Ale jak mogłyby nie robić w fimie mającym budżet liczony w setkach milionów? Pytanie tylko czy te dodatki wystarczą aby osłodzić fakt, że mamy do czynienia z filmem co najwyżej średnim? Na nie będziecie musieli odpowiedzieć sobie sami. Ja z nadzieją czekam na następną częśc. 

Dziennikarz

Redakcyjny hipster. Domorosły krytyk filmowy, fan mieszaniny stylistyk i kreatywnego kiczu. Tępiciel amerykańskiego patosu i polskich kom-romów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?