Potato Chip odkąd pamiętam – recenzja filmu Ojcowie i córki

Gabriele Muccino, reżyser „W pogoni za szczęściem” i „Siedmiu dusz”, tym razem opowiada historię dwóch miłości. Wszystko zaczyna się od tej tytułowej, „Ojców i córek”, a konkretnie –  pisarza Jake’a Davisa (Russell Crowe) i ośmioletniej Katie (Kylie Rogers). 

Niedługo po wypadku, w którym ginie matka dziewczynki, tych dwoje musi zmierzyć się z kolejną przeszkodą na drodze ku szczęśliwemu życiu – stan zdrowia Jake’a zmusza go do oddania córeczki pod opiekę szwagierki (Diane Kruger) i zgłoszenia się na leczenie w zakładzie zamkniętym. Po siedmiomiesięcznej rozłące Katie odzyskuje ojca, on jednak nie do końca odzyskuje zdrowie. Co więcej, jego najnowsza książka delikatnie mówiąc nie budzi zachwytu krytyków, kończą mu się pieniądze, a szwagierka i jej mąż chcą adoptować małą. Rzekomo dla dobra dziecka, któremu w ich majętnej rodzinie niczego, prócz ojca, by nie brakowało.

Druga płaszczyzna czasowa, od pewnego momentu rozwijająca się równolegle z pierwszą, skupia się na dorosłej już Kate (Amanda Seyfried) – studiującej psychologię pracowniczce socjalnej, która tak steruje swoim życiem, że nieuchronnie zmierza ku katastrofie. Jednorazowe stosunki z obcymi mężczyznami, których imion nawet nie stara się zapamiętać, są próbą poczucia czegokolwiek, bo na ogół, jak sama przyznaje, nie czuje zupełnie nic. Nietrudno się domyślić, co różni małą, uśmiechniętą i pełną empatii Katie od dorosłej, autodestrukcyjnej Kate – z tą pierwszą był ukochany tata, ta druga nigdy, nawet w męskim towarzystwie, nie przestaje być sama. A sama z pewnością sobie nie poradzi.

Właśnie dlatego postać Camerona (Aaron Paul), który rozpoznaje w dziewczynie bohaterkę swojej ulubionej książki, jest tak ważna. Tańcząc z córką walca na środku pokoju ojciec zapewniał, że pewnego dnia, jak przystało na prawdziwą księżniczkę, pozna księcia. Przeplatane z tą narracją sceny przedstawiające rozkwitające pomiędzy Katie i Cameronem uczucie w oczywisty sposób ją dopełniają – Cameron to czuły, wrażliwy, zabawny i dojrzały mężczyzna. Problem jednak polega na tym, że dziewczyna, którą obdarzył uczuciem, nie wierzy już w bajki. I nie wie, jak powinien wyglądać związek dwojga ludzi. Dla niej miłość nierozerwalnie wiąże się z opuszczeniem, ze stratą. Ponowne uruchomienie destrukcyjnych mechanizmów z przeszłości w pewnym momencie okazuje się nie tyle powracającą pokusą, co jedynym sprawdzonym wyjściem. Prowadzącym donikąd, ale przetestowanym.

Choć tak naprawdę to dorosła Kate Davis jest główną bohaterką filmu, aktorsko pierwsze skrzypce grają tu zdecydowanie mężczyźni. Owszem, mała Rogers sprawia momentami, że łzy same napływają do oczu, ale już łzy Seyfried nie do końca przekonują. Tymczasem Crowe rozczula jako troskliwy i oddany ojciec, a jednocześnie bezbronny wobec choroby człowiek, z kolei Paul nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że jego Cameron to ktoś równie Kate oddany, którego miłość jest nieskończona, ale wytrwałość ma swoje granice.

Muccino nie decyduje się w swoim dramacie na żadne innowacyjne rozwiązania, sprawnie wykorzystuje raczej dobrze znane formuły. Drugoplanowe postacie Kruger, Jane Fondy czy Bruce’a Greenwooda są dość schematyczne; podobnie niektóre sceny – dorosła Kate uczy swoją podopieczną jeździć na rowerze w tym samym miejscu, w którym kilkanaście lat wcześniej uczył ją tego ojciec. Reaguje tak samo entuzjastycznie, jak on i aby wyrazić ten entuzjazm, używa tych samych słów. Udziela pomocy skrzywdzonej, zamkniętej w sobie dziewczynce i przekonuje ją, że nie musi się już bać, ale sama nie potrafi się otworzyć na bliską osobę i otrząsnąć z traumy. Z jednej strony – straciła idealnego ojca, z drugiej strony – stoi przed szansą związania się z idealnym partnerem. Każdemu dziecku życzyłoby się takiego rodzica, a każdej kobiecie takiego partnera. Reżyser pokazuje jednak, że utrata pierwszego może okazać się poważną przeszkodą na drodze ku związaniu się z drugim. Paradoksalnie, to właśnie tak skonstruowani męscy bohaterowie podważają padającą w pewnym momencie, absurdalną kwestię, jakoby tylko płeć piękna nie potrafiła żyć bez miłości.

https://www.youtube.com/watch?v=M4qpZ4xHXNA

„Ojcowie i córki” to nie historia o próbie pogodzenia się dziecka z rodzicem (dystrybutorzy najwyraźniej stworzyli opis na podstawie zupełnie innego filmu…). To historia o próbie zbudowania nowej relacji i koniecznym do osiągnięcia tego celu uwolnieniu się spod gruzów tej starej, dotąd najważniejszej i niepowtarzalnej. O tym, że czasami, aby coś zyskać, trzeba pogodzić się z utratą czegoś innego. Ale wcale nie trzeba robić tego samemu. 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?