Recenzja „The Walk. Sięgając chmur” – filmu Roberta Zemeckisa

Hollywood ku pokrzepieniu

Fabryka snów kocha takich ludzi jak Philippe Petit. Niepoprawnych marzycieli dążących do spełnienia swych pragnień za wszelką cenę. Ludzi pewnych siebie, czasem wręcz aroganckich, ale inspirujących przy tym swoje najbliższe (i nie tylko najbliższe) otoczenie.  Taki właśnie jest słynny francuski linoskoczek. Co więcej, jak wszyscy wiemy, Petitowi udało się swoje odważne i widowiskowe pragnienie spełnić. Jego przejście między wieżami WTC to przecież dokonanie historyczne. Nic więc dziwnego, że po oscarowym dokumencie „Człowiek na linie” Hollywood pokusiło się o opowiedzenie tej historii jeszcze raz. Tym razem w formie fabularnej. A skoro mamy spełnianie nieosiągalnych marzeń, to Robert Zemeckis wydawał się być oczywistym kandydatem to zajęcia reżyserskiego siedziska. Jego klasycznie amerykański styl dał nam już inspirujące historie w postaci „Forresta Gumpa” czy „Cast Away”. Czy jego najnowsze dzieło zapisze się równie dobrze?

63728

 

Opowiadając tak powszechnie znaną historię nie można było po prostu przytoczyć kolejnych faktów, które przybliżały Francuza do słynnego występu. Zemeckis postanowił więc zastosować narracyjny wytrych. Polega on na tym, że fabuła jest opowiedziana w formie przypowieści głównego bohatera. Całość jest mu totalnie podporządkowana. W ten sposób usprawiedliwione jest nagięcie niektórych faktów oraz przepuszczenie całości przez pewien percepcyjny filtr. Filtr, który sprawia, że „The Walk” przyjmuję formę pozytywnej baśni o spełnianiu wielkich marzeń. W ten sposób Paryż, w którym to Petit rozpoczynał swoją przygodę kuglarza, przyjmuje z początku odcienie czerni i bieli, żeby po zobaczeniu wież WTC w gazecie rozpromienieć pełnią kolorów. W takiej urokliwej i niespiesznej konwencji jest utrzymana cała (nieco przydługa) ekspozycja. W dalszej (i zdecydowanie najlepszej) części film zdecydowanie nabiera tempa (choć nie traci charakterystycznej magii). Szpiegowanie budynku, planowanie pokonania kolejnych przeszkód, aż w końcu realizacja całego planu sfilmowane są w formie dynamicznego „heist movie”. Sprawia to, że niemal do samego końca film ogląda się naprawdę świetnie, choć od początku wiemy, jak się to wszystko skończy.

the-walk02

Obranej przez Zemeckisa konwencji można wiele wybaczyć i wielu zapewne ona zauroczy. Nie da się jednak ukryć, że pod ładną otoczką filmowy język reżysera nierzadko stosuje okrutne uproszczenia i zahacza o nieznośny infantylizm. Rzeczą, która mocno kole po oczach, jest chociażby obraz Francuzów. Składa się nań zbiór stereotypów siedzących w głowie przeciętnego Amerykanina. No bo przecież wiadomo, że jak główny bohater pochodzi z kraju nad Sekwaną, to oczywiście będzie pokazywać swój plan chodzenia po linie, wiążąc sznurek na butelkach wina. Jak Francja, to wino być musi. Sytuacji nie poprawia też kreacja Gordona-Levitta, która jest mocno karykaturalna (ach ten zabawny francuski akcent) i zwyczajnie przeszarżowana. Aktor nie oddaje też chociażby połowy charyzmy i zdolności do pociągania ludzi za sobą co prawdziwy Petit. Z tym też wiąże się kolejny problem, czyli postacie drugoplanowe. No bo skoro pierwszy plan zawodzi, to ciężko jest uwierzyć w to, dlaczego tyle osób (często obcych) zgodziło się narazić na konflikt z prawem, aby pomóc w realizacji cudzych marzeń. Niestety o motywacjach postaci drugiego planu w „The Walk” nie ma ani słowa, więc aktorzy po prostu nie mają co grać. Reżyser zdaje się też nie do końca wierzyć w inteligencję swoich widzów. Przez cały seans towarzyszy nam narracja z offu, która zastępuje jakiekolwiek myślenie i wyjaśnia wszelkie niuanse lub natychmiastowo odpowiada na każde pytanie (gdyby przypadkiem jakieś się w naszej głowie zrodziło). Zemeckis czasem też za bardzo przyczepia się do jakiegoś zagrania mającego podkreślić siłę motywacji głównego bohatera. Chociażby wspomniane butelki ze sznurkiem pojawiają się ze trzy razy, a motyw, kiedy Petit rozwija w dłoniach linkę, patrząc na wysokie budynki, powtarza się razy pięć. Dzięki Robert, ale zrozumielibyśmy już za pierwszym razem.

1271033 - THE WALK

Fani ładnych, inspirujących historii wyjdą zapewne z seansu „The Walk. Sięgając chmur” z więcej niż satysfakcją. Kto wie, może sami zdecydują się na realizację własnych szalonych marzeń? A co z resztą? Seans minie Wam zapewne bezboleśnie. Wszystko zależy od tego, na ile dacie się uwieść bajkowej konwencji całości i na ile podatni (lub też nie) jesteście na infantylizm. Wszak Zemeckisowi oddać trzeba, że kadry kleić umie. Co więcej, stoi za nim potężna maszyna Hollywood, która potrafi odtworzyć WTC i dostarczyć masę pięknych widoków, zaprzęgając do tego technologię 3D. Pamiętajcie tylko, żeby nie patrzeć w dół!

Dziennikarz

Redakcyjny hipster. Domorosły krytyk filmowy, fan mieszaniny stylistyk i kreatywnego kiczu. Tępiciel amerykańskiego patosu i polskich kom-romów

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?