Emily Blunt uwikłana w niebezpieczną grę – recenzja filmu Sicario

Kolejna, po Escobar: Paradise Lost i serialu Narcos, produkcja rewidująca temat karteli narkotykowych. W rękach piekielnie zdolnego Denisa Villeneuve’a Sicario nie mógł stać się rutynowym, utkanym schematami filmem. Fani mrocznego, zaangażowanego kina spod znaku Michaela Manna i Davida Finchera nie mogą przejść obok tego tytułu obojętnie.

sicario 04

Na samym początku wrzuceni jesteśmy w ciasną i duszną przestrzeń wozu pancernego, w którym FBI szturmuje dom meksykańskiego kartelu na przedmieściach Phoenix. Ciała ukryte w ścianach domu pokazują tylko, z jak brutalną wojną narkotykową mamy do czynienia. Dlatego gdy Kate Macer (świetna Emily Blunt) dostaje ofertę współpracy z tajną komórką agencji w celu obalenia szefa kartelu, nie będzie dwa razy się zastanawiać. Choć ani jej szef Matt Graver (Josh Brolin), ani tajemniczy „konsultant” Alejandro (Benicio Del Toro) nie wyjaśnią jej od razu, na czym ma polegać jej zadanie. „Amerykańskie oczy tego nie pojmą od razu. Ale zrozumiesz, kiedy już będzie po wszystkim”, powie Kate Alejandro. Kim jest tytułowy Sicario, czyli płatny zabójca, dowiemy się w tym samym czasie, kiedy zorientuje się Kate.

sicario 05

O tym, że w północnym Meksyku toczy się krwawa wojna, wiemy z kina od lat (TrafficHeli). Villeneuve nie jest odkrywczy, ale realizuje historię z pomysłem i typowym dla siebie nastrojem. W jego świecie nie ma podziału na złych i dobrych. Postać grana przez Blunt jest jedynie pionkiem, obserwatorem, który zaakceptować będzie musiał reguły gry – albo czeka go śmierć. Jej bezsilność udziela się widzowi i choć początkowo kibicuje grupie kierowanej przez Brolina, szybko staje się jasne, że w tej grze są tylko źli i gorsi. Wojna z terrorem opuściła kraje Bliskiego Wschodu i czai się tuż za granicą Ameryki. O tym, że cel uświęca środki, przekonamy się w filmie nie jeden raz. W jednej z najlepszych sekwencji, gdy Amerykanie transportują więźnia z Tijuany do USA, oglądamy perfekcyjnie zorganizowaną akcję, podczas której rozpętuje się strzelanina. Fakt, że zginąć mogą cywile, nie interesuje nikogo. Najważniejsze jest wykonanie zadania.

sicario 06

Duszna i klaustrofobiczna atmosfera filmu to wyznacznik stylu reżysera „Labiryntu”, osiągnięta przez specyficzne ujęcia kamery oraz zastosowane filtry. Operator Richard Deakins wykonał naprawdę kapitalną robotę kreując szorstki, brunatno-zielony odcień obrazu. Odhumanizowane ujęcia, a nawet całe sekwencje, jak zdjęcia z lotu ptaka (drony patrolujące granicę), mapy, kamera w podczerwieni czy lornetki – pokazują bezduszny wymiar tego konfliktu. Ludzie ginący po obu stronach są tylko bezimiennymi ciałami, które albo ktoś powiesi na moście, albo zostawi leżące na ulicy.

Villeneuve w Sicario kolejny raz osiągnął niesamowity, klaustrofobiczny efekt, odciskając swoją pieczęć na całym projekcie. Jego filmy pozostają jednymi z najciekawszych we współczesnym kinie produkcjami, w których krzyżują się ścieżki dużych, napompowanych pieniędzmi blockbusterów, z prawdziwie autorskim podejściem do tematu. Tak jak kiedyś Fincher, tak teraz to reżyser Labiryntu jest mistrzem nastrojowego thrillera, który trzyma widza za gardło od pierwszych ujęć do samego końca.

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Więcej informacji o
, , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?