Film Gdzie jest Dory z pewnością wywołał u księgowych Disneya radosne łomotanie serca. W ogromnym sukcesie finansowym mocno spóźnionego seqelu nie przeszkodził nawet fakt, iż sama produkcja nie dorównuje swojej poprzedniczce. Jedynym jej elementem, który w niczym nie ustępuje temu, czym widownia zachwycała się 13 lat temu, jest ścieżka dźwiękowa Thomasa Newmana.
Przez ponad dekadę styl kompozytora przechodził kolejne transformacje w poszukiwaniu coraz bardziej intrygujących, nawet jeśli niekoniecznie sensownych, rozwiązań. Gdzie jest Dory nie mogło więc brzmieć już tak, jak Gdzie jest Nemo. Niektóre stare tematy co prawda powracają (m.in. w One Year Later, Gnarly Chop), lecz cała kompozycja stanowi świeże, oryginalne dzieło. Zaskakuje pomysłowością i, jak na muzykę do animacji, wydaje się bardzo dorosła.
Wyraźnie zaznacza się chociażby zmiana tonu. W przeciwieństwie do pogodnego poprzednika, w Gdzie jest Dory znalazło się sporo refleksyjnego smutku, świetnie korespondującego z melancholijnym ogromem oceanu. Takim dźwiękami Newman wita słuchaczy. Finding Dory (Main Title) i Lost at Sea swobodnie dryfują w kierunku ambientu, wrażenia pustej przestrzeni rozdartej żałosnym tonem smyczków i bardziej energicznym, pełnym zagubienia tematem. Pod tym względem Gdzie jest Dory zbliża się do Wall-E, gdzie samotność bohatera zderzała się z ogromem kosmosu także w muzyce.
Równie dorośle brzmią bardziej agresywne, obłąkańcze dźwięki, towarzyszące szalonej podróży Dory i jej przyjaciół. Zdecydowanie najmocniej zapada w pamięć wyrazisty temat, który po raz pierwszy pojawia się w Jewel of Morro Bay, a w najlepszej aranżacji powraca w No Walls. Charakterystyczne dla Newmana gwałtowne pasaże smyczków splatają się z rytmicznym skandowaniem ludzkiego głosu. Ta mieszanka ma w sobie coś głęboko niepokojącego i boleśnie szalonego.
Newman zdecydowanie nie oszczędza swoich małoletnich słuchaczy. Oczywiście zdarzają się lekkie, dowcipne fragmenty, ale nawet włączenie pewnego luzu nie czyni wcale muzyki milutką. Chociażby zbudowany na rytmicznych frazach fletu motyw z Okay with Crazy żywo przypomina niedawne muzyczne szaleństwa Daniela Pembertona w Kryptonimie U.N.C.L.E., rozrywce może niekoniecznie dorosłej, ale z pewnością nieprzeznaczonej dla dzieci.
Pozytywne wrażenie, jakie robi ścieżka dźwiękowa, nieco psuje jej długość. Newman od lat przeładowuje swoje wydawnictwa i niezmiennie na tym traci. Tym razem mógłby całość przyciąć o ok. 20 minut, usuwając przydługie kawałki akcji oraz utwory jednoznacznie ilustracyjne. Co prawda nawet tu zdarzają się niezłe pomysły. W fotel wbija przypominająca strzały z karabinu maszynowego perkusja w Squid Chase, świetnie muzyka imituje sposób poruszania się ośmiornicy w Hank. Tym niemniej, szczególnie w drugiej połowie, kompozycja traci impet i zaczyna nużyć.
Gdzie jest Dory pozostaje przy tym dziełem bardzo udanym – pełnym niespodzianek, niecodziennych brzmień i wyrazistych tematów. Pozostając bliskie charakterystycznemu stylowi Newmana, prezentuje całkiem niespodziewane barwy, od syntetycznie wzbogaconego ludzkiego głosu po agresywny bit. Zdecydowanie ucieka też od przyjaznych dzieciom kolorów Gdzie jest Nemo i z zapałem płynie ku muzycznym rejonom całkiem dorosłego kina. Najmłodszych może to trochę przestraszyć, ale ich opiekunom sprawi sporo radości.
Ocena: 75/100
Lista utworów:
|
Płytę do recenzji dostarczył dystrybutor: