Zapach tandety
Dzisiejsze realia Hollywood to z pewnością nie jest kraj dla starych ludzi. Przekonuje się o tym coraz więcej zasłużonych – nierzadko przecież wybitnych – aktorów, którzy zazwyczaj grywają w podrzędnych propozycjach bądź w najlepszym razie kręcą się gdzieś na drugim planie co lepszych produkcji. Są jednak także niestety i ci, którzy postanowili pod koniec zawrotnej kariery co nieco się pochałturzyć. Kto widział harce Ala Pacino na planie „Jack i Jill”, ten powinien wiedzieć, do czego nawiązuję. Tymczasem inny gigant kina najwyraźniej poczuł się zazdrosny o styl i maestrię, z jakimi jego kolega po fachu kopie dno od spodu w sandlerowskim chłamie, postanowił więc mu dorównać. I – o zgrozo! – poszło mu całkiem dobrze. Bo „Co ty wiesz o swoim dziadku?” jest po prostu perfekcyjnym sposobem na to, jak się modelowo aktorsko zbłaźnić. I tym niestandardowym wstępem zacznijmy przegląd jednej z największych klęsk ekranowych ostatnich miesięcy.
Potworek Mazera opowiada o Jasonie Kellym (Zac Efron) – młodym, szykującym się do ożenku prawniku na obiecującym stanowisku. Gdy jednak jego babcia umiera, dziadek Dick (Robert De Niro) podstępem zabiera go w pełną rozpusty podróż, podczas której chce przypomnieć wnuczkowi o urokach życia, a przy okazji samemu po raz pierwszy od lat przespać się z kobietą.
Sam szkielet historii może co niektórym przywodzić na myśl „Zapach kobiety” (jak na ironię, ponownie stawiam naprzeciw siebie kreacje De Niro i Pacino, tyle że w nieco innym kontekście). Oczywiście jedynie w pewnych podstawowych zarysach, bo i nawet gatunek się tutaj kompletnie nie zgadza, jednak warto jest się temu przyjrzeć. W głównej mierze chodzi mi, rzecz jasna, o motyw młodego, wkraczającego w dorosły świat mężczyzny i człowieka przez życie mocno doświadczonego. W „Zapachu kobiety” – tak samo jak w przypadku „Co Ty wiesz…?” – ta druga osoba jest starszym, gderającym i antypatycznym osobnikiem, który wybiera się ze swoim początkowo niedopasowanym towarzyszem w podróż. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Podczas gdy „Zapach kobiety” potrafi trzymać pewien fason, jednocześnie dając pole do popisu wielkiemu aktorowi, którego postać o wielu rzeczach potrafiła wyrażać się, delikatnie mówiąc, w mało poprawny politycznie sposób, nowy film Dana Mazera zupełnie popuścił hamulce. W „Co Ty wiesz o swoim dziadku?” akcja napędzana jest kolejnymi pretekstowymi scenami pełnymi wulgaryzmów. Dziadek z wnuczkiem jeżdżą sobie po klubach, plażach i hotelach, by razem z nim świntuszyć, ćpać i podrywać studentki. W teorii mogłaby jeszcze z tego być niezła komedia w lekkich klimatach znanych z chociażby „Teda”. Problem w tym, że twórcy mają nam do zaoferowania głównie takie atrakcje, jak scena masturbowania się przy pornosie, rysowanie na czyjejś twarzy penisów czy zdjęcia kobiecych włosów łonowych. Co gorsza, potem całą tę serię kloacznych wybryków próbuje się podporządkować pod typowe amerykańskie moralizowanie. I nie będzie wielkim spoilerem, jeśli powiem, że niesforny dziadek oczywiście robi to wszystko głównie po to, by wnuk nie został materialistycznym konformistą. W normalnej sytuacji, biorąc pod uwagę rodzaj filmu, z którym mamy do czynienia, prawdopodobnie ledwie zwróciłbym na ten fakt uwagę. Jednak w kontekście takiej treści lepiej dla całości byłoby już chyba pozostawienie tworu Mazera bez przesłania.
Jeżeli chodzi o aktorstwo, to chyba w większości przypadków nie ma nad czym specjalnie się rozwodzić. Przykładowo Efron gra dokładnie tak samo, jak w prawie każdym innym swoim filmie, Aubrey Plaza robi, co może, by wyjść na jak najbardziej stereotypową nimfomankę (i – o dziwo – jest jednym z niewielu od czasu do czasu śmiesznych akcentów produkcji), a o ojcu Jasona (Dermot Mulroney) wiemy w zasadzie tyle, że jest nudnym prawnikiem z małym przyrodzeniem. Dalsze deliberacje są zbędne. Ostatecznie to nawet nie jest jakąś wielką wadą – taki mamy klimat w tego typu produkcjach. Ważnym pytaniem jest to, co tutaj wyprawia Robert De Niro? Jaki jest sens, by legenda Hollywood w ten sposób kaleczyła swoją filmografię? Chęć zagrania fanom na nosie? Wcielenia się w postać o dokładnie przeciwstawnych cechach po zagraniu męczącego, jednowymiarowego dżentelmena w „Praktykancie”? Ciężko powiedzieć. Trzeba przyznać, iż aktor od dłuższego już czasu gra, gdzie popadnie. Jednak rola Dicka to już jest przejście na nowy, przerażający poziom. I smutne jest to, że człowiek, który wybitnymi rolami mógłby obdzielić minimum z tuzin aktorów-szaraczków, na ostatniej prostej chodzi po planie idiotycznej komedii i bawi się w geriatryczne „American Pie”.
„Co Ty wiesz o swoim dziadku?” jest obleśnym, obrzydliwym wytworem filmopodobnym, w którym za receptę na sukces uznano żerowanie na najniższych instynktach. I gdyby to było chociaż dawkowane, może dałoby się z tego jakoś wyjść obronną ręką. Kiedy jednak twórcy nie mają w zasadzie nic bardziej subtelnego do zaoferowania, powstaje gniot, który oglądać można chyba tylko w momentach totalnej desperacji.