53 wojny – recenzja filmu Ewy Bukowskiej prosto z Festiwalu w Gdyni

53 wojny w teorii miały co najmniej kilka aspektów, które kazały spoglądać nań z zaciekawieniem. Znakomitą parę aktorską, której piękniejsza połowa zaraz dostanie Orła (bo innej opcji niż nagrodzenie Magdaleny Popławskiej za drugoplanową rolę w Ataku paniki po prostu nie ma) czy ważny temat, niezbyt często poruszany przez polskie kino. Po seansie pomyślałem sobie, że może to i dobrze, bo jeśli miałby być wałkowany w taki sposób…

Zobacz również: Juliusz – recenzja polskiej komedii

Ania i Witek to podobno kochające się małżeństwo. Ona gdzieś tam pisze, on natomiast zanim coś napisze, musi to zobaczyć, a ogląda na wojnie. Jest korespondentem i nadaje relacje z frontu. No a ona na niego czeka i wariuje. Coraz bardziej i bardziej. No i jest to film o tym wariowaniu. Jednak straszliwie jednowymiarowy.

fot. Robert Jaworski

Pierwszy i najpoważniejszy zarzut, jaki wysuwam wobec 53 wojen to absolutny brak jakiejkolwiek subtelności. To z natury jest film ciężki i traktujący o rzeczy poważnej, ale nie daje o tym zapomnieć nawet przez sekundę seansu. Nasza Ania jest popadającą w obłęd żoną, więc posuwa się w swoich dziwnych zachowaniach coraz to dalej i dalej. Od pierwszej do ostatniej sceny, słyszymy tylko coraz więcej jej krzyków, a widzimy więcej niszczenia przedmiotów i odpalonych papierosów. I nie są to żale skierowane do Magdaleny Popławskiej, bo ona akurat odgrywa to wszystko brawurowo, ale do scenariusza, który w żadnym momencie nie daje nam chwili wytchnienia ani momentu na zżycie się z tą bohaterką. A że zagrożenia też nie widać, to sami wiecie.

Zobacz również: Odwróceni – udostępniono zdjęcia z planu 2. sezonu!

Jeszcze gorzej jest jednak z jej mężem. Nasz Witek to postać, która miała być pisana jako wojenny narkoman, jednak wypadła absolutnie tragicznie. Nikt nie zajrzał do zachodnich wzorców, takich jak Stop Loss (choć tam temat potraktowano od troszkę innej strony) czy The Hurt Locker. W efekcie dostaliśmy gościa, który nie robi w tym filmie nic innego, poza dostarczaniem swojej żonie kolejnych zmartwień. Naprawdę, postać Michała Żurawskiego nie ma chyba nawet jednej linijki dialogu, w której akurat nie gadałby o bombach, ginących na jego oczach kumplach czy gwałconych kobietach. Serio? Tak powinien rozmawiać ze swoją coraz bardziej zestresowaną żoną kochający mąż? A jeszcze dołóżmy ten cholerny telewizor, zawsze pokazujący tylko i wyłącznie relacje z kolejnych frontów. Nie słyszałem nigdy o istnieniu kanału TVN Wojna czy czegoś w tym stylu, ale wygląda na to, że w latach 90. taka telewizja nadawała. I to akurat tylko o tych konfliktach, w których uczestniczył nasz Witek.

fot. Robert Jaworski

Film trwa ledwie 82 minuty, co metrażem długim nie jest, jednak mimo to wydaje się o kilka momentów za długim. Ma bowiem scenę, która doskonale by go puentowała. Albo raczej doskonale puentowałaby go, gdyby był dobry. W każdym razie byłaby okazją do podbicia oceny, gdyby to na niej ta historia się skończyła. Nasza bohaterka znajduje rozwiązanie, ono zaskakuje widza, wypada świetnie, wszyscy są szczęśliwi. Niestety jednak, wtedy nie następuje koniec. Film nie pozostawia niczego naszym domysłom. Dopowiada coś, czego nie musiał dopowiadać i wciąż pokazuje nam, jak duży dramat przeżywa Anka. I jak bardzo Witek jej tego dramatu dokłada.

Zobacz również: Wybieramy najlepszy film wakacji 2018!

Mimo że obraz wyszedł słabiutki, ma się wrażenie, że naprawdę niedużo trzeba byłoby tu zmienić, aby otrzymać dobrą produkcję. Odrobina subtelności i powściągliwości w ukazaniu ekranowego dramatu mogłaby zadziałać na 53 wojny jak insulina na cukrzyka. Nikt jednak na nią się nie zdecydował, więc otrzymaliśmy produkt wątpliwej jakości. A jest to o tyle smutniejsze, że naprawdę dużo sobie po tym filmie obiecywałem. Miałem nadzieje nawet, że będzie to czarny koń gdyńskiego festiwalu. Określenie to jednak jest tylko półprawdą. Kolor został, tylko zwierzę się zmieniło. Sami wiecie na jakie…

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?