Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy – recenzja

Czarne chmury

Tworząc Excentryków, czyli po słonecznej stronie ulicy Majewski miał szczytne intencje. Chciał przecież stworzyć gatunkowe kino rozrywkowe. Co więcej zrobił film muzyczny, którego w polskim kinie jest jak na lekarstwo. Miało być lekko, zabawnie i słonecznie, a okazało się, że jeszcze nie wszystkie czarne chmury rozpierzchły się nad polskim kinem.

Majewski zawsze lubował się w historiach osadzonych w przeszłości, korzystał z kina gatunkowego i opowiadał z dużą dozą humoru. Nie ważne czy to był okres I Wojny Światowej, międzywojnia, okupacji hitlerowskiej czy wczesnego PRL-u, to zawsze potwierdzał, że potrafi w wyborny sposób odtworzyć klimat zamierzchłych czasów. Potwierdzi to każdy kto widział C.K Dezerterów, Zaklęte Rewiry czy Sprawę Gorgonowej. W Excentrykach, podobnie jak w swoim ostatnim filmie Małej maturze, reżyser wraca do lat swojej młodości.  Niestety w przeciwieństwie do wyżej wymienionych filmów historia Fabiana, który powraca z Anglii do Polski i postanawia założyć jazzowy big band cierpi na bylejakość. Fabuła jest bardzo prosta, a dolepiony na siłę wątek szpiegowski uszyto grubymi nićmi. Postaci ze sobą nie rozmawiają, a wygłaszają głównie życiowe credo.

excentrycy fot M.Makowski WFDiF 0992 e1452790252440

Sentymentalna historią jaką są Excentrycy aż prosi się o fetyszyzację stylistyki retro. Jest w zwiastunie filmu kilka scen, po których można spodziewać się odtworzenia klimatu rodem ze starego Hollywood. Początek filmu wyjęty żywcem z kina noir, czyli przyjazd pociągu, okazuje się jednak jednym z niewielu wyjątków. Oczywiście zadbano o odpowiednie kostiumy, fryzury czy scenografię, lecz typowy dla polskich produkcji sprzed dekady bezstylowy sposób filmowania nie potrafi wciągnąć nas w realia Polski wczesnego Gomułki.

Excentrycy są niespotykaną w polskich warunkach komedią muzyczną. Zdarzają się w filmie celne żarty, lecz przeważa humor świntuszącego staruszka, a więc rubaszny i mało wyszukany. Opiera się on głównie o sypanie przekleństwami, demaskowanie gejów wśród polskich artystów czy burleskowe wizje kobiecej nagości. Film pretenduje również do miana filmu muzycznego, w końcu fabuła to klasyczne formowanie zespołu, sukces i jego upadek. O ile jednak przeboje cieszą ucho, a stopy mimowolnie wystukują rytm, tak samo przedstawienie koncertów potrafi skutecznie neutralizować pozytywne odczucia płynące z dźwięku. Jazz przecież kojarzy się z luzem i improwizacją. Film zaś jest jego przeciwieństwem. Nikt nie wymaga od razu drugiego Whiplash, ale cóż poradzić, gdy jest drętwo i bez energii.

excentrycy fot M.Makowski WFDiF 3867 e1452789987282

Mało przekonywująco wypadają także aktorzy. Stuhr jest nijaki, Pszoniak kreuje postać przerysowanego kosmity, a reszta zespołu jakoś specjalnie się nie angażuje, by odcisnąć swoje piętno. Wśród aktorek występuje większa sinusoida ocen. Dymna popisuje się szarżując w roli zgryźliwej i zgorzkniałej gospodyni pensjonatu, Bohosiewicz kolejny raz gra zmęczoną życiem kobietę, najgorzej zaś wypada Rybicka. Utalentowana aktorka kompletnie nie czuje konstrukcji femme fatale, a ocenę jej występu najlepiej oddaje drugi człon tego pochodzącego z języka francuskiego zwrotu.

Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy to przykład filmu, który znajduje się po tej pochmurnej stronie polskiego kina. Reżysersko stetryczałego i bezradnego. Wizualnie prezentującego się jakby przeleżał długi czas w zakurzonej piwnicy. Cóż, z seansu zadowoleni wyjdą fani dowcipu podpitego wujka Henia na weselu, no i może fani jazzu, ale im film do słuchania muzyki raczej nie jest potrzebny.

Ilustracja: materiały prasowe

 

Zastępca redaktora naczelnego

Kontakt: [email protected]
Twitter: @KonStar18

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?