Baby Bump – recenzja awangardowego polskiego filmu

Dojrzewania to nie rurki z kremem

Pełnometrażowy debiut Kuby Czekaja to kolejny kij wsadzony w mrowisko jakim jest polskie kino. Film jakich w naszym kraju ze świecą szukać. Po kompletnie odjechanych i dzielących zarówno krytykę jak i widzów Córkach Dancingu na nasze ekrany wchodzi film, który idzie krok dalej. Jeśli wydawało Wam się, drodzy czytelnicy, że debiut Smoczyńskiej łamie tabu, jest niesmaczny, bełkotliwy lub brakowało Wam w polskim słowniku (nawet tym szewskim) słów aby opisać swoje uczucia podczas tamtego seansu to na Baby Bump nie macie absolutnie czego szukać. Jeśli jednak nie boicie się w kinie eksperymentów gdzieś z pogranicza hispterstwa, artystycznego bełkotu i awangardy to film Czekaja jest dla Was. Dlaczego? Bo wbrew pozorom to nie bełkot i czysta zabawa formą, ale przede wszystkim obraz całkiem nieźle przemyślany.

W przypadku takich filmów jak Baby Bump ciężko powiedzieć pisać o jakimś zarysie fabularnym, punktach zwrotnych czy chociażby klasycznym budowaniu narracji i napięcia. Jest to bowiem dzieło, które zrywa lub w najlepszym przypadku bardzo swobodnie traktuje typowe środki wyrazu. Jedyne co można powiedzieć, to tyle, że Baby Bump to film o okresie dojrzewania. Główny bohater to chłopiec, u którego wiek nastoletni dopiero się rozpoczyna. Co to oznacza? Nieustającą walkę, początek drogi w kształtowaniu samego siebie oraz czas istotnych fizyczno-fizjologicznych przemian młodego ciała. Główny bohater musi sam sobie poradzić z samotnie wychowującą go matką, która wciąż go infantylizuje i całuje w czółko oraz wewnętrznym głosem, który zwraca się do niego głosem wzorowanej na Myszce Miki postaci z telewizji. Świat poza domem wydaje się co najmniej równie nieprzyjazny. Opresyjni koledzy, szkoła i policja przestrzegające przed narkotykami i wciąż szukająca narkomanów wśród uczniów. Jedyną pozytywnie nastawioną osobą jest wścibska koleżanka poszukująca sensacji w życiu kolegów i koleżanek. Taka atmosfera raczej nie sprzyja odkrywaniu na nowo samego siebie i godzeniu z kolejnymi przemianami.

Jak możecie się domyślać, wedle wizji zawartej w Baby Bump okres dojrzewania to nie rurki z kremem. Koncept filmu polega na wniknięciu w psychikę młodej osoby i pokazania bardzo subiektywnej, kompletnie oderwanej od rzeczywistości wizji otaczającego świata. Służy temu oczywiście bardzo autorska, awangardowa i krzykliwa forma, która potęguje i wyolbrzymia niemal każde przeżycie bohatera. W świecie wykreowanym przez Czekaja pierwszy pryszcz urasta do wielkiego rodzinnego wydarzenia, a główny bohater sprzedający „czysty” mocz na badania kolegom jest traktowany jak diler. Z kolei nadopiekuńczość mamuśki jest tu zilustrowana dosadnie przez scenę pożarcia alter ego głównego bohatera. Reżysera, na równi z relacjami z otoczeniem, interesuje też to co dzieje się wewnątrz (i na zewnątrz) bohatera. W filmie tak naprawdę sporo kręci się wokół seksualnego rozwoju ciała i umysłu jaki zachodzi w okresie dojrzewania. Znalazło się miejsce dla kompleksu Edypa (pierwsza erekcja), problemów z określeniem właściwej tożsamości (tak, mowa o gender) czy nawet chęć pozbawienia się własnego przyrodzenia. Nie szczędzi się też widzowi dosadnych zbliżeń i wulgarnego języka.

To co bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie w Baby Bump to fakt, że wszystkie te ostre środki wyrazu nie stanowią „sztuki dla sztuki”, zbioru niezrozumiałych symboli, które mamy po prostu podziwiać i zachwycać się własnym niezrozumieniem. W filmie Czekaja, owszem warstwa wizualna jest nietypowa, sceny bywają czasem szokujące i ostre. Wiele tu statycznych ujęć, teledyskowych scen, któym za podkład służą piosenki z dziwnym tekstem. Wszystko to jednak służy głównej koncepcji. Ba, reżyserowi udało się też stworzyć bardzo prawdziwych i wiarygodnych bohaterów. Relacja głównej postaci z matką jest ciekawa, zbudowana na autentycznych i żywych, a nie wyciętych z papieru emocjach lub pozach.  To co również pozytywnie wyróżnia film Kuby Czekaja to fenomenalny, podszyty absurdem humor. Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy bohater obmyśla zabójstwo swojej rodzicielki przy pomocy ugotowanego obiadu, jednak jego próba zostaje zniweczona jednym krótkim zdaniem “Dziś na obiad będzie rosół”. Takich żartów i gagów jest na szczęście w filmie dużo więcej. Nadają one Baby Bump odpowiednią lekkość, przekuwają balonik, który tak łatwo lubimy dmuchać przy odważnych artystycznych wizjach. Cieszy też fakt, że w filmie dominują mało znane twarze. Sebastian Łach czy Agnieszka Podsiadlik to nie są nazwiska szeroko znane. Aktorom towarzyszy też grupa naturszczyków (głównie w rolach dzieci), z których wyróżnia się oczywiśćie odtwórca głównej roli. Kacper Olszewski, choć oczywiście dysponuje pewnym ograniczonym warsztatem, nadrabia bezpośrednią szczerością.

Tak naprawdę w przypadku tego typu filmów trudno o jednoznaczną rekomendację. Mnie się podobało, chociaż nie od początku. Mam wrażenie, że kluczowe jest tutaj pierwsze 20 minut filmu. W tym czasie albo “kupicie” i wnikniecie w estetykę filmu albo kompletnie ją odrzucicie. Baby Bump to bowiem film, który nie bierze jeńców. Na seansie, na którym byłem 4 osoby “wymiękły”. Takich przypadków będzie za pewne więcej. Jeśli jednak dacie się uwieść filmowej wizji to istnieje duża szansa, że przeniesiecie się w czasie o kilka lat aby znów poczuć jak to jest kiedy wasze ciało mutuje, a o sobie wiecie jeszcze niewiele. I uwierzcie mi, będziecie się cieszyć, że tamte czasy dawno minęły. 

Dziennikarz

Redakcyjny hipster. Domorosły krytyk filmowy, fan mieszaniny stylistyk i kreatywnego kiczu. Tępiciel amerykańskiego patosu i polskich kom-romów

Więcej informacji o
, , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?