Ingrid straciła wzrok niedługo po ślubie ze swoim mężem. Teraz spędza całe dnie w zaciszu domu, gdzie czuje się bezpiecznie ze względu na kontrolę swojego otoczenia, w którym jest miejsce na muzykę, jej partnera i rozmyślania, które stopniowo zaczynają przybierać formę fantazji pozwalających jej rozładować napięcie psychiczne i zabić czas. W trakcie dramatu rozwijają się również wątki dwojga innych bohaterów – seksualnego, aspołecznego frustrata Einara i samotnej matki Very szukającej nowych znajomości na portalach randkowych.
Ten pokrótki opis sugeruje, że mamy tutaj do czynienia z typowym skandynawskim kinem nie stroniącym od chłodnej kolorystyki, przygnębiających klimatów, ukazywania dewiacji i problemów psychicznych w otoczeniu oszczędnie dawkowanej muzyki czy eleganckiej, skromnej stronie technicznej. Jak to często bywa w kinie cięższego kalibru autorstwa półnonych mistrzów zahaczamy tutaj o wątki dotyczace samotności w społeczeństwie, braku szczęścia i zderzeniu z okrutnym losem. Jest jednak kilka rzeczy sprawiających, że Ślepowidzenie nie jest jednym z wielu filmów, które można wrzucić do szuflady z napisem „ambitne norwerskie smuty”.
W pierwszych minutach Eskil Vogt kreśli dość typowy obraz, który jest wykonany bardzo poprawnie, jednakże nie zaskakuje i nie przyciąga szczególnie uwagi widza – wydaje się bowiem, że reżyser i scenarzysta w jednej osobie nie ma za bardzo pomysłu jak dodać swojemu dziełu nieco oryginalności i świeżości. Jednakże nagle zmienia się narracja, gdyż zostają wprowadzone wątki dwójki nowych bohaterów (na samym początku oglądamy jedynie Ingrid, jej męża i ich zmaganie z rzeczywistością), co z jednej strony nieco zgrzyta, z drugiej ożywia film. Jak się później okazuje dość nagłe wprowadzenie nowych wątków ma więcej sensu niż może się z pozoru wydawać, jednakże do całości wkrada się (być może zamierzony) chaos, który może sporo namieszać w głowie widza sprawiając, że ten nie jest pewien, co tak właściwie dzieje się na ekranie. Wszystko ze względu na to, iż świat realny zaczyna się coraz częściej przeplatać z fantazjami, historiami snutymi przez Ingrid. Z tego względu widz, który straci na chwilę koncentrację może pogubić się w opowiadanej historii, tracąc pewność, które z obejrzanych scen przedstawiają wizje głównej bohaterki, a nie rzeczywisty obraz sytuacji.
W Ślepowidzeniu poruszono kilka bardzo trudnych tematów. I o ile kwestie alienacji związanej z niepełnosprawnością ukazano bardzo dobrze to wadą filmu jest epatowanie wulgarnymi obrazami wtedy, kiedy całość skupia się na problemach seksualnych poszczególnych postaci. W produkcji pojawiły się sceny pornograficzne, które niejednego delikatniejszego widza mogą zniesmaczyć. Zapewne miało to wzmocnić efekt, jednakże w tym przypadku można się było nieco ograniczyć z zastosowaniem zasady „pokaż, nie mów!” – dzieło nie straciłoby swojej wartości artystycznej, a widzowie nie byliby narażeni na oglądanie urywków rodem z filmów dla dorosłych.
Finał filmu sprawnie splata rozwijane wcześniej wątki, formując z Ślepowidzenia harmonijną całość dzięki czemu nawet osoby zagubione w trakcie seansu wychodząc z sali kinowej powinny być zadowolone. Końcówka filmu zostawia nas z dobrze przedstawioną, przekonującą i ułatwiającą odbiór całości puentą. Śmiało można stwierdzić, że w swoim gatunku jest to film, któremu udało uniknąć się pułapki wtórności czy popadania w banał. Jeśli dodamy do tego, że pod względem technicznym nie można temu dramatowi nic zarzucić, to nie sposób nie polecić tej produkcji.