Grzechy przeszłości
„Łowca czarownic” nie jest dokładnie tym obrazem, który obiecywali nam twórcy w zapowiedziach. Ze zwiastunów i wywiadów mogliśmy się spodziewać imponującego widowiska z intrygującymi bohaterami oraz rozbudowaną opowieścią. Przecież wprowadzenie do czasów współczesnych elementów charakterystycznych dla kina fantasy, czyli magii i czarownic, a ponadto osadzenie akcji filmu w dwóch różnych epokach, musiało poskutkować, co najmniej oryginalną i pomysłową produkcją. Nie do końca. Uogólniając, mieliśmy otrzymać obraz przełamujący schematy i wprowadzający nowe standardy do nieco wyeksploatowanego już kina fantasy. Niestety, film okazał się zupełnym przeciwieństwem składanych przez twórców obietnic – w tak widowiskowej produkcji, zabrakło więc zapowiedzianego rozmachu – w związku z czym dostał ostre cięgi od licznych, srogo rozczarowanych projekcją krytyków. Recenzenci wypominali „Łowcy czarownic” po pierwsze bezpłciowych i schematycznych bohaterów, a po drugie naiwną i w gruncie rzeczy prostą historię, jak również nierówne tempo akcji. Trudno się jednak dziwić tak skrajnej reakcji z ich strony. Nietrafione zapowiedzi i zbyt wygórowane oczekiwania niemalże zniszczyły ten, bądź co bądź, całkiem przyjemny film fantasy, który z pewnością warty jest uwagi wszystkich kinomanów poszukujących w oglądanych przez siebie produkcjach czystej rozrywki, czyli przede wszystkim – niczym nieskrępowanej, dynamicznej akcji!
Historia obrazu pozostawia po sobie pozytywne wrażenie, jeśli podejdzie się do niej bez uprzedzeń i wygórowanych wymagań. Z pewnością nie możecie w przypadku „Łowcy czarownic” liczyć na opowieść rodem z trylogii „Władca pierścieni”. Owszem, do pewnego momentu prowadzona przez scenarzystów historia wydaje się niezwykle pomysłowa, twórcza oraz skomplikowana, jednak to tylko pozory. Im bliżej końca, tym więcej pojawia się banalnych, schematycznych i niekiedy naiwnych rozwiązań. Mimo to fabuła potrafi wciągnąć. Ponadto jest zaskakująca i nieprzewidywalna. Dzięki zastosowanym zwrotom akcji trudno domyślić się drogi prowadzącej do łatwego w odgadnięciu zakończenia, a to zdecydowany plus dzieła. Szkoda tylko zarysowanych wątków pobocznych, które bezpowrotnie znikają w iskrzących się magicznych pyłach. Praktycznie cała produkcja skupia się na Kaulderze i jego misji uratowania 36 Dolana, która następnie przeistacza się w misję ratowania świata przed zagładą. Twórcy nie przybliżają nam szczegółów przeszłości tytułowego bohatera, czarownicy Chloe bądź 37 Dolana. Nie pozwalają również zanurzyć się widzom w wykreowaną przez nich rzeczywistość, która dosłownie ocieka magią. Scenarzyści za bardzo skupili się na przedstawieniu i wyjaśnieniu kinomanom zbytecznych oczywistości – przez co niekiedy obraz traci tempo – a za mało na rzeczach naprawdę ciekawych. Przypomina mi się tutaj inna produkcja z Vinem Dieselem w roli głównej, którą jest „Babylon A.D.”. Film o ogromnym potencjale, który ostatecznie skończył jako niezobowiązujące kino rozrywkowe. Podobnie jest z „Łowcą czarownic”. Szkoda niewykorzystanego potencjału produkcji.
Filmowi brakuje również emocjonalnego wydźwięku. Z jednej strony dowiadujemy się o tragedii, która spotkała Kauldera oraz obserwujemy śmierć bliskich dla bohaterów ludzi, co może nawet wzruszyć i poruszyć wrażliwych odbiorców, ale z drugiej na większości po prostu nie zrobi to żadnego wrażenia. Ponadto sprawa toczy się przecież o losy świata, życie lub śmierć milionów ludzkich istnień, a w filmie brak dramaturgii. Podczas seansu nie doświadczycie uczucia zbliżającej się nieuchronnie tragedii. Widzowie nie obserwują na srebrnym ekranie ginących na przedmieściach ludzi, gdy dochodzi do ponownego uwolnienia zarazy i skażenia świata. Dodatkowo zmartwychwstaniu Królowej nie towarzyszą żadne zmiany. Nawet w momencie swojej świetności, nie budzi ona grozy oraz przerażenia, bo same słowa o jej okrucieństwie i okropieństwach, jakich się dopuszcza, nie wystarczą do zbudowania odpowiednio silnego portretu prawdziwego czarnego charakteru. Nie widzimy spowodowanego przez nią bólu oraz cierpienia, przez co brak jej pazura. Winę za to ponoszą ograniczenia wiekowe (PG-13), przez które twórcy mają związane ręce i nie są w stanie dostarczyć widzom koniecznego ładunku emocjonalnego.
Oprawa audiowizualna jest bajeczna. Unosząca się na każdym kroku magia jest ważnym elementem filmu. Czary są pomysłowe, a co najważniejsze, strasznie barwne i efektowne. W tym aspekcie twórcy popisują się największą pomysłowością. Nieważne, że efekty specjalne zostały wygenerowane poprzez CGI, skoro spełniły swoją funkcję, zapewniając tym samym niezwykle widowiskowy seans. Pojedynek Kauldera z bestiami oraz Królową czarownic ogląda się na dużym ekranem z niewymuszonym uśmiechem na twarzy. Dobre wrażenie potęguje odpowiednio dobrana scenografia – zdjęcia to doprawdy jeden z najmocniejszych filarów „Łowcy czarownic” – oraz udźwiękowienie. Z jednej strony mamy do czynienia z surowymi zimowymi krajobrazami oraz pełnymi słońca lasami, przywodzącymi na myśl klimaty standardowego fantasy, a z drugiej pełne mroku ulice współczesnego Nowego Jorku, doskonale nadające się do dobrego thrillera. Zestawienie tak wyraźnie kontrastujących obrazów daje intrygujący efekt. Szkoda, że znaczna część filmu dzieje się we współczesności, a średniowieczne klimaty służą jedynie zawiązaniu akcji.
Aktorsko film wypadł przyzwoicie. Vin Diesel podobnie, jak w swoich pozostałych produkcjach, jest standardowym twardzielem o wrażliwym i dobrym sercu. Aktor spisuje się naprawdę dobrze, kreując pewnego siebie Kauldera – tytułowego łowcę czarownic, którego nie sposób nie polubić. Diesel wkłada w rolę całe swoje serce, a dzięki wrodzonej charyzmie jest naturalny i przekonujący. To samo można rzec o gwieździe serialu HBO pt. „Gra o tron”, Rose Leslie. Rudowłosa aktorka wcielająca się w skrywającą niejedną tajemnicę, waleczną i odważną Chloe, stanowi dobre uzupełnienie Kauldera. Oglądanie ich razem na ekranie z pewnością nie męczy, co więcej, daje sporo przyjemności. Na dalszym planie bryluje charyzmatyczny Michael Caine, który podszedł do swojej roli na dużym luzie. Potraktował ją z przymrużeniem oka, dzięki czemu film nie jest zbyt podniosły, a nagromadzony patos momentalnie znika po każdej wypowiedzi odgrywanej przez niego postaci. Równie dobrze spisał się Elijah Wood. Dzięki niezłym umiejętnościom aktorskim potrafi do pewnego momentu wodzić kinomanów za nos, mimo iż jego postać do specjalnie skomplikowanych nie należy. Podsumowując, obsada zdołała tchnąć życie w swoich naprawdę słabo zarysowanych przez scenarzystów bohaterów. Mimo iż są to postacie w gruncie rzeczy schematyczne i zbudowane na zestawieniu dwóch lub trzech cech oraz o ubogiej przeszłości, to można je polubić i się z nimi utożsamić. Jednakże nieważne, jak charyzmatyczną i utalentowaną mielibyśmy obsadę, jej urok nie wystarczy do przykrycia zbyt powierzchownych na razie i ogranych portretów psychologicznych. Postacie Kauldera i Chloe mają duży potencjał, lecz muszą zostać przez twórców bardziej rozbudowane, a przede wszystkim potrzebują więcej czasu na ekranie, aby móc nawiązać z kinomanem nić porozumienia, co w „Łowcy czarownic” udało się dość połowicznie.
Interesujecie się, choć w drobnym stopniu rynkiem gier komputerowych lub konsolowych? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, to z pewnością pamiętacie pierwszego „Assassin’s Creeda” i świeżutką, dopiero rozpoczętą, nową serię wytwórni Ubisoft Entertainment pt. „Watch Dogs”. Obie gry to zwyczajne przeciętniaki, które zginęłyby w gąszczu innych – czasem nawet znacznie lepiej dopracowanych – gdyby nie kilka nowatorskich pomysłów. Zarówno „Assassin’s Creed”, jak i „Watch Dogs” to swoiste szkice pełne niedopracowanych idei, które w przypadku pierwszego produktu zostały rozwinięte i wykorzystane w stu procentach dopiero w dalszych odsłonach sagi. Podobnie stanie się z dużym prawdopodobieństwem z „Watch Dogs”, ale co to wszystko ma wspólnego z „Łowcą czarownic”? Otóż film w reżyserii Brecka Eisnera to dopiero otwarcie nowej serii fantasy z Kaulderem w roli głównej. Pewnego rodzaju wstęp, prolog do naprawdę interesującej, intrygującej i dobrze rokującej opowieści o walce dobra ze złem. Na razie mamy zalążek czegoś wielkiego, zaledwie szkic i podwaliny, jednak nie od razu przecież Rzym zbudowano. Mamy sympatycznych bohaterów, kilka niezłych pomysłów i ograną, ale dającą niemałe możliwości, wizję świata przedstawionego. Dajmy serii się rozwinąć i nie skreślajmy jej zaraz na początku. Oczywiście, obecnie „Łowca czarownic” to młodzieżowe kino fantasy oferujące jedynie czystą rozrywkę. Jednakże, być może będziemy mieć w przyszłości do czynienia z drugą, nie mniej udaną sagą, jak „Szybcy i wściekli”, tylko tym razem osadzoną w realiach czarów i przerażających potworów z naszych najgorszych koszmarów. Nie jest źle, ale mogło być zdecydowanie lepiej.
„Łowca czarownic”, reż. Breck Eisner – ocena Movies Room to: 62/100