Cztery lata temu Joshua Oppenheimer zszokował widzów dokumentem Sceny śmierci. Po trwających siedem lat wywiadach namówił byłych dowódców indonezyjskich szwadronów śmierci z lat 60. na rekonstrukcję przed kamerą brutalnych morderstw, których dokonali. Podstarzali generałowie pokazywali jak torturowali, zabijali i palili ciała „wrogów systemu”. Scena ciszy kontynuuje temat rozrachunku z przeszłością, ale zasadniczo zmienia perspektywę. Reżyser oddaje tym razem głos ofiarom.
Choć czterdziestoletni Adi urodził się już po czystkach, to tragedia dotknęła jego rodzinę. Jedną z ofiar ludobójstwa był jego starszy brat Ramli. Oppenheimer zabiera mężczyznę na serię spotkań z byłymi lokalnymi dowódcami bojówek, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w śmierć brata. Ciągle uważani za narodowych bohaterów weterani bez skrupułów i ze szczegółami opowiadają o swoich dokonaniach. Do momentu, kiedy Adi nie wyjawia, jaki jest jego związek z ich krwawą przeszłością.
Zobacz również: Mustang – nasza recenzja filmu nominowanego do Oscara
Polskie tłumaczenie tytułu filmu nie do końca oddaje główną myśl dokumentu Oppenheimera, choć rozumiem zamysł dystrybutora, aby nawiązać do poprzedniej produkcji. The Look of Silence przełożyć lepiej można jako „milczące spojrzenie” – i właśnie w patrzeniu drzemie ukryta moc całego przedsięwzięcia. Adi jest okulistą, a spotkania z byłymi członkami brygad śmierci organizowane są pod pretekstem badania ich wzroku. Twórcy używają swoistego fortelu, by porozmawiać i spotkać się z wiekowymi już weteranami, otoczonymi przez członków rodziny. Owo „naprawianie wzroku” oprawcom brata Adiego ma odbyć się też na płaszczyźnie metaforycznej, kiedy zabójcy przyznają się do swoich uczynków, przeglądając na oczy. Dzieje się coś innego, co widzieliśmy już w poprzednim dokumencie. Niektórzy rozmówcy, głównie ze względu na wiek, tkwią w swoistym koszmarze, powtarzając dramatyczne wydarzenia w swojej głowie (jak choćby picie krwi swoich ofiar). Część z przyjemnością i w szczegółach mówi o wydarzeniach, nie biorąc za nie personalnej odpowiedzialności – dla nich był to patriotyczny obowiązek, odgórny nakaz, który przyszedł ze Stanów Zjednoczonych, aby wykończyć wszystkich komunistów. Najbardziej przerażający, ostatni rozmówca, rzuca mimochodem stwierdzenie, rozsierdzony bezczelnością swoich gości: „Zostawmy historię w przeszłości. Chyba nie chcemy, żeby to wydarzyło się ponownie.” Jeżeli nie jest to groźba, to nie wiem co nią może być.
Scena ciszy to rozrachunek z brutalną przeszłością w formie niemal medytacyjnej. W odróżnieniu od poprzedniego filmu, gdzie Joshua Oppenheimer namówił rozmówców na odgrywanie dramatycznych scen z przeszłości, pytając równocześnie o granice filmu dokumentalnego, tutaj przede wszystkim padają słowa, pytania bez odpowiedzi, a czasem jest tylko milczenie. Zaskakujące dla widza jest to, że Adi nie krzyczy, nie gestykuluje, ale patrzy i słucha. Kiedy ogląda telewizor, na którym odbywają się inscenizowane sceny śmierci jego starszego brata, również nie pada żadne słowo. Jego wyraz twarzy jest niezmienny. Nad tymi dramatami większość ludzi postanowiła spuścić zasłonę milczenia, udawać, że nic się nie stało, że już to nikogo nie obchodzi. To jeden z bardziej przeżerających wniosków płynących ze Sceny ciszy.
W kontrastujących z brutalnymi opowieściami ujęciach przyglądamy się codziennym rytuałom zatroskanej matki mężczyzny mieszkającej na skraju dżungli, która swoją drogą doradza mu zabranie ze sobą noża, albo jakiejś pałki, żeby mógł się obronić przed złymi ludźmi, z którymi ma się spotkać. W niezwykle poruszającej scenie widzimy ojca bohatera, ponad stuletniego staruszka, który błąka się przerażony po mieszkaniu, które zdaje się mu być obcym miejscem. Tak jakby reżyser chciał powiedzieć, że demony przeszłości ciągle obecne są w życiu współczesnych Indonezyjczyków, czasem jak najbardziej namacalnie, bo wielu z oprawców zajmuje do dziś ważne pozycje w organach państwowych. Po pięćdziesięciu latach od czystek, w których życie straciło setki tysięcy niewinnych osób, historia ciągle traktuje oprawców jako bohaterów, a niewinne ofiary jako zdrajców. Zabójcy żyją dom w dom z rodzinami ludzi, których zamordowali. Czy na takiej przeszłości jakiś naród jest w stanie wybudować swoją przyszłość?
Zobacz również: Amy – recenzja nagrodzonego Oscarem filmu dokumentalnego
W tym wstrząsającym dokumencie, który unika łatwego moralizatorstwa zdając się na mądrość widza, takie pytania powracają co chwila. Do samego końca ogląda się film Oppenheimera z niedowierzaniem i przejęciem, w którym osadzone w surowej rzeczywistości sceny niosą ze sobą zaskakująco celne metaforyczne znaczenia. Dla tych, którzy widzieli Sceny śmierci, będzie to pozycja obowiązkowa. Dla pozostałych – pozostanie ciekawostką, której brak wizualnej siły poprzedniego filmu.
Ocena Movies Room: 82/100
Za seans dziękujemy:
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe