Raz się żyje – recenzja filmu, który mógł być świetny

Agnieszka Bar, 24 kwietnia 2018

Kto tłumaczy polskie tytuły filmów? To pytanie zadaje sobie chyba każdy kinomaniak. Dlaczego nie mogli zostawić Gringo, tak jak było w wersji oficjalnej? Raz się żyje to tytuł toporny i zupełnie niepasujący do całości. Polscy tłumacze ograbili go z resztek meksykańskiego klimatu, którego później zabrakło również w całości produkcji Nasha Edgertona.
Dygresje na bok, w mojej recenzji filmu Raz się żyje właśnie o tytułowym gringo będziemy rozmawiać. Gringo to Harold (David Oyelowo), porządny, uczciwy, czarnoskóry człowiek, który całe życie haruje na lepsze jutro. Okazuje się jednak, że uczciwość i ciężka praca nie popłacają, bo wszyscy dookoła korzystają z jego łatwowierności, a Harold zostaje sam, bez żony i pieniędzy, a w dodatku wplątany w wielką i niebezpieczną aferę narkotykową. Ścigany gdzieś w Meksyku przez groźne kartele i innych, wplątanych w tą aferę próbuje uciec i zacząć żyć od nowa, ale nie jest to takie łatwe w nowym dla niego świecie, w którym nikt nie mówi prawdy.

gringo1

W filmie znajdziemy całą gamę ciekawych postaci, na których czele stoi jedna z głównych bohaterek, Elaine, zagrana fenomenalnie przez Charlize Theron. Kobieta neurotyczna, ambitna i niewiarygodnie ponętna kusi, bawi i szokuje na ekranie. Na drugi plan spada tu sympatyczny i pokrzywdzony przez los główny bohater, którego miłej facjaty nie da się nie polubić. Do tego mamy kilka przyzwoicie zabranych pobocznych ról i kompletnie niepotrzebną Amandę Seyfried, której rola była zbędna, ale przynajmniej mogliśmy pooglądać kolejną ładną dziewczynę na ekranie (oczy cieszy jeszcze Thandie Newton, którą kojarzymy z Westworld). Raz się żyje to przyjemne kino akcji, które ogląda się z uśmiechem na twarzy. Delikatnie szokuje, delikatnie bawi, zaskakuje zwrotami akcji. Nie wyjdziecie z kina zrównani z ziemią, ale i nie wyjdziecie niezadowoleni. Parę razy się zaśmiałam, ani razu nie poczułam zażenowania, co przy ostatnich kinowych wybrykach jest już czymś. Film opowiada o tym, że uczciwość nie popłaca, ale mówi też, że nieuczciwość nie popłaca. Nie ma więc żadnego moralizowania, jest życie, które kreują źli i dobrzy ludzie.

Gringo2

Jeżeli miałabym ocenić Gringo w kilku słowach, powiedziałabym, że jest to film fajny i relaksujący. Kupił mnie prawie w całości. Prawie, dlatego, że ilość niedokończonych, bezsensownych wątków pozwala przypuszczać, że mogło być dużo lepiej, ale komuś skończył się czas albo pieniądze. Szkoda. Rażą też niewłaściwe proporcje między elementami komediowymi i dramatycznymi, przez co widz jest nieco skołowany. Raz każą nam wierzyć, że Harold jest wesołym gościem, który próbuje rezolutnie wykiwać wszystkich dookoła, a za chwile ten sam Harold płacze nad swoją beznadziejną pozycją, a dramatyczna muzyka i nam wyciska łzy z oczu. Coś się niestety nie trzyma tam kupy. Ale i tak ogląda się nieźle, chociaż mogło być dużo lepiej.

Ilustracja wprowadzenia – materiały prasowe

Agnieszka Bar Redaktor

Miłośniczka podróży, kina, wspinaczki, dobrych książek i "Harry'ego Pottera". Z wykształcenia fizjoterapeuta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *