Co prawda okres świąteczny już minął, jednak pewne przemyślenia związane ze sferą religijną dla wielu nadal są w cenie. W tym rankingu proponujemy naszym czytelnikom pozycje, które najbardziej nadawałyby się właśnie do takiego celu. Nie zabraknie filmów wzruszających czy nawet zabawnych, w głównej mierze przeważać jednak będą te o tematyce poważnej, refleksyjnej. Nie przedłużając zatem, zapraszamy do lektury! Oto najlepsze filmy religijne.
Zaczynamy od najświeższej i – jak już wszyscy miłośnicy Martina Scorsese zdążyli wydedukować – niesłusznie pominiętej na ostatniej gali oscarowej pozycji. A co do tego nie mamy żadnych wątpliwości, choć należy wziąć poprawkę na fakt, iż Akademia Filmowa nigdy nie zwykła honorować na czas dzieł naprawdę wyjątkowych … Niemniej jednak, Scorsese po niemal 30 latach znów bezpośrednio uwikłał się meandry wiary, zadając nam serię trudnych pytań. Jak wierzyć? Czy wyrzeczenie się wiary może nas zbliżyć do Boga? Czy w obliczu zagrożenia życia naszego bądź innej osoby możemy wyprzeć się wiary? Czy w ogóle publiczna deklaracja swoich wierzeń jest potrzebna, aby żyć z nimi w zgodzie? Wszystkie te wątpliwości towarzyszą nam w podróży do siedemnastowiecznej Japonii, gdzie chrześcijanie cierpią prześladowania ze strony opresyjnych władz Cesarstwa. Podobne rozterki są dziełem dwóch młodych księży poszukujących na wyspach Krainy Kwitnącej Wiśni swojego zaginionego mentora duchowego. W trakcie przygody ich wiara zostaje jednak wystawiona na niecodzienną próbę, a wszystko co do tej pory zostało im wpojone przez nauki Kościoła Katolickiego, w jednej chwili traci na znaczeniu. Jest to również doskonały przyczółek do dyskusji na temat istoty wiary i tego, czy czasem pewne schematy oraz przyzwyczajenia nie ograniczają naszych zdolności jej pojmowania. Ambitne kino dla każdego? Proszę bardzo!
https://www.youtube.com/watch?v=893fkwDqz98
Kolejny na liście jest niezwykle wzruszający film o żyjącym w klasztorze małym chłopcu, spragnionym spotkania się ze zmarłą matką. Przygarnięty przez zakonników sierota pewnego dnia odnajduje na strychu żywą figurę Jezusa. Sam koncept fabuły na pierwszy rzut oka może się wydawać błahy, dla niektórych wręcz infantylny, aczkolwiek z góry można zapewnić, że to mylące pozory. W istocie niełatwo jest przy takiej historii nie popaść w śmieszność czy banały, jednak Vajda rozważnie balansuje na krawędzi, dając nam z jednej strony wyciskające łzy z oczu sceny, jak i mądre przesłanie. To jeden z tych filmów, które koniec końców ogrzewają widza swoim ciepłem, dając mu nadzieję, że w zimnym, okrutnym świecie można znaleźć ukojenie. Konwencja dzieła jest dość niejednoznaczna i wymykająca się sztywnym schematom, najprościej zapewne usytuować go jako produkcję dzielącą cechy religijnego moralitetu i pragnącej przekazać realne wartości baśni. Na ten okres jak znalazł!
https://www.youtube.com/watch?v=iDCiXoNPnTk
Mamy nadzieję, że nikogo nie dziwi fakt umieszczenia tego dzieła w naszym zestawieniu. Po udanej wyprawie w poszukiwaniu Świętego Graala brytyjscy mistrzowie ironii postanowili zająć się czymś znacznie bardziej kontrowersyjnym. Na montypythonowski warsztat poszła bowem wiara chrześcijańska i cała związana z nią otoczka. Z pewnością niejedna osoba podeszła do tej satyry dość jednostronnie, jednak warto spojrzeć na to niekoniecznie jako na ostateczne rozprawienie się z teologicznymi kwestiami i wszystkim, co sobą prezentuje, lecz bardziej samymi absurdami co poniektórych elementów wiary (np. scena, w której wszyscy jeden po drugim źle interpretują to, co im mówi Chrystus). Żywotowi Briana równie daleko do bezmyślnej, efekciarskiej parodii, jak do męczącego steku moralizmów. Co jasne, nie każdemu ten humor podejdzie (choć w zasadzie o każdym projekcie, w którym udział brali ludzie z Monty Python, można tak powiedzieć), ponadto tak jak w przypadku bardziej współczesnego Miasteczka South Park, i tutaj należy odgrodzić się dystansem, jednak Żywot Briana wydaje się świetną propozycją dla tych, którzy nie mają zamiaru rezygnować ani z odrobiny rozrywki, ani garstki przemyśleń.
https://www.youtube.com/watch?v=mxuLpgobLXw
Zobacz również: TOP 30: Najlepsze seriale 2016 roku!
Próba opisu w kilku zdaniach zawartości jakiegokolwiek tworu ze stajni Andrieja Tarkowskiego jest zaiste zadaniem karkołomnym. Mistrz kinowej poezji zadbał bowiem o to, aby każde z jego dzieł generowało więcej pytań aniżeli odpowiedzi i w związku z tym uniemożliwiało pobieżne ich interpretowanie. Prawdą niezaprzeczalną jest natomiast fakt, iż radziecki reżyser bezustannie poszukiwał ewangelicznego ideału, mimochodem poddając pod rozwagę stosunek człowieka wobec Boga, wobec wiary i wobec wartości z nią związanych. Spore pole do popisu w tej kwestii zagwarantowali mu bracia Strugaccy wraz ze swoją powieścią Piknik na skraju drogi. Zaczerpnięta z oryginału i owiana już niejedną legendą „zona” posłużyła Tarkowskiemu za archetyp biblijnego Edenu, gdzie cały ekosystem opiera się na naturalnej harmonii oraz podporządkowaniu prawom przyrody, a pojawienie się splamionego grzechem człowieka powoduje stopniową jej fragmentację. Zdaniem autora, ludzkość odrzucając zaproszenie Boga do raju i obierając drogę nieograniczonej kumulacji wiedzy sama zgotowała sobie żmudną drogę do zatracenia. Wszystko dlatego, że wynikająca z danej ścieżki rozwoju cywilizacja naukowo-technologiczna pozbawiona jest czynników decydujących o człowieczeństwie jej członków – uczuć, emocji, empatii i miłości. Bez nich świat człowieka chyli się ku upadkowi, co z resztą Tarkowski sugestywnie oznacza na ekranie symbolami nawiązującymi do Apokalipsy św. Jana. Nie mniejszą rolę odgrywa tutaj jednostka. Osoba niewinna, wrażliwa na sferę sacrum, lecz powątpiewająca w wyznawane ideały z powodu tłamszenia jej indywidualności przez zindustrializowane społeczeństwo. Jak więc widzimy wątki aktualne w latach 70. są aktualne także dziś. O takie kino sci-fi walczyliśmy!
https://www.youtube.com/watch?v=GM_GOpfEQUw
Kolejne wybitne dzieło przed nami. Tym razem to ponownie produkt „starej szkoły” Hollywood, gdzie nie ma miejsca na sztuczne „wypełniacze” w rodzaju zbędnych scen akcji czy tanich melodramatycznych chwytów rodem z brazylijskich telenowel. Każda scena ma jakieś znaczenie, coś wnosi do cierpliwie tkanej historii – niczym w fabularyzowanym traktacie moralno-filozoficznym. Paul Scofield genialnie wciela się w sir Thomasa More’a, angielskiego humanistę żyjącego na dworze Henryka VIII. Jego rozterki, gdy nie widzi etycznych podstaw do zostawienia przez monarchę własnej żony dla Anny Boleyn, a z drugiej strony nie chce wprost buntować się przeciwko swojemu władcy, został odegrane w sposób absolutnie mistrzowski. Z drugiej strony, nie zapominajmy także o Robercie Shaw, którego król Henryk z jednej strony jest surowym, twardym władcą, z drugiej również człowiekiem, posiadającym jak każdy swoje żądze i pragnienia, by je urzeczywistnić. To właśnie otwiera furtkę Zinemannowi, by za pomocą owej postaci ukazać największe ludzkie słabości, i jaki efekt może zostać wywołany, gdy te słabości nie będą trzymane na wodzy. Bez wątpienia to znakomite kino, jedne z najlepszych, jakie powstały w tym gatunku.
https://www.youtube.com/watch?v=QBG6zrGcp8M
Jeżeli ktoś poszukuje filmu, który naprawdę skłoni go do rozmyślań na temat wiary, dzieło Dreyera będzie w sam raz. Słowo koncentruje się na samym aspekcie przemian głównych znamion wiary. Na tym, jak zmieniło się postrzeganie tych kwestii na przestrzeni wieków. Zadaje nam znacznie więcej pytań aniżeli odpowiedzi – na przykład jak my zareagowalibyśmy na przybycie Chrystusa. Całość naszkicowana jest w oszczędnym – chciałoby się rzec: ascetycznym – stylu, bez zbędnych artystycznych ozdobników, co z kolei sprzyja skoncentrowaniu się na samym dziele. Wisienką na torcie jest znakomite aktorstwo, na czele z odgrywającym główną rolę Henrikiem Malbergiem. Serdecznie polecamy!
https://www.youtube.com/watch?v=-uQEPjRog84
Czy apostata może nakręcić dobry film religijny? Oczywiście i jestem ponadto skłonny twierdzić, że dystans wobec religii jako takiej może przyczynić się do powstania całkiem interesującego spojrzenia krytycznego na kwestie wiary. Podobnie rzecz się miała z Luisem Buñuelem, ojcem kina surrealistycznego, który za życia głosił fatalistyczną tezę, iż „gdyby Chrystus ponownie zjawił się na Ziemi, ludzie znów by Go ukrzyżowali”. Co skłoniło twórcę do wyrażania tak odważnych – zapewne zdaniem niektórych szaleńczych – przypuszczeń? Ano przede wszystkim wadliwa konstrukcja świata, gdzie wszelkie zachowania wykraczające poza normę życia codziennego są karane z najwyższą surowością. I właśnie ten fant obrazuje w filmie Buñuela Ojciec Nazario. Idealistyczny, przesiąknięty wartościami Ewangelii duchowny nie dba o troski doczesne, a jedyne czego pragnie to szerzyć chrześcijańskie ideały wśród braci i sióstr lokalnej społeczności. Jego szczere chęci napotykają jednak solidny opór w postaci ograniczonych i niezdolnych do porzucenia konwenansów umysłów przedstawicieli gatunku ludzkiego, co w ostateczności prowadzi naszego bohatera na Miejsce Czaszki. Zgrabnie ubrana w gorset satyry o gorzkim posmaku opowieść, eksploruje najgłębiej osadzone zakamarki ludzkiej natury, nijak nie współgrającej z moralnością oraz etyką chrześcijańską. W tym aspekcie wielce przydatne okazało się wykształcenie filozoficzne Buñuela, dzięki któremu kontemplacja konkretnych zagadnień odbywa się za pomocą niezwykle kreatywnych środków oraz – co nie mniej ważne – nabiera charakteru stricte intelektualnego. Innymi słowy Nazarin to film, gdzie groteska przedstawionej sytuacji jest tożsama z jej tragizmem, a przyjęcie ascetycznej formy rozbrzmiewa na znacznie większej ilości płaszczyzn niż po prostu w zwykłej sferze realizacyjnej.
https://www.youtube.com/watch?v=oIzk_TQX1wk
Gdy w 1988 roku premierę odnotowało Ostatnie kuszenie Chrystusa, w środowiskach katolickich zawrzało. Chrystus posiadający własną rodzinę i dzieci? Syn Boga targany wątpliwościami odnośnie własnego przeznaczenia i posiadający osobiste pragnienia? Jak to możliwe? A i owszem, Scorsese podszedł do sprawy w dość oryginalny sposób. Luźno potraktował wątki biblijne, wykorzystując je jedynie jako tło historyczne, dzięki czemu mógł nakreślić postać Zbawiciela według własnego (i Nikosa Kazantzakisa) zamysłu. Ten natomiast zakładał, że istoty Chrystusa nie należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach boskich, ale również ludzkich, wobec czego tak jak człowiek dążył on do próby samookreślenia oraz odnalezienia odpowiedzi na pytania natury egzystencjalnej. Jednakże wnioski, jakie wyciąga ze swoich doświadczeń raczej nie korespondują z jego oczekiwaniami – jego życie, życie indywiduum nie oznacza bowiem nic w kontekście potrzeb i pragnień ogółu. Te natomiast najczęściej opierają się o marzenia, wyimaginowane pasje nie mające nic wspólnego z prawdą oraz rzeczywistością. Nikt nie potrzebuje więc żywego Chrystusa, gdyż słowo, które zbudowało na jego śmierci cały system przekonań, zdołało wyjaśnić (przynajmniej prowizorycznie) człowiekowi sens istnienia. Wierzymy zatem nie w Boga, lecz w ludzki opis metafizycznej, nieśmiertelnej egzystencji.
https://www.youtube.com/watch?v=ihrMTU0lozs
Zobacz również: Ostatnie kuszenie Chrystusa (1988) – recenzja dramatu Martina Scorsese
Ingmar Bergman na łamach swojej twórczości niejednokrotnie powątpiewał w zdolność ingerencji czy w ogóle w obecność Boga, lecz chyba nigdzie jego rozterki nie nabrały takich rozmiarów jak w metaforycznej opowieści o rycerzu, powracającym z wypraw krzyżowych. Siódma pieczęć oznacza bowiem ciszę. Ciszę, która następuje tuż przed końcem świata (Apokalipsa św.Jana). I właśnie w tej ciszy zawieszony jest główny bohater filmu. Nieubłagana Śmierć czyha na niego na każdym kroku, a wszelkie modły oraz słowa kierowane do Boga nie zyskują jakiegokolwiek odzewu. Czy zatem został on pozostawiony sam sobie? Poszukując odpowiedzi na to właśnie pytanie, odwleka chwilę oddania się w ręce Kostuchy rozgrywając z nią rozwlekłą partię szachową. Jednakże wszelkie sytuacje, których jest świadkiem oraz napotkani ludzie powoli utwierdzają go w przekonaniu, że zabrał się za rozwikłanie tajemnicy Wszechmogącego w niewłaściwy sposób. Używał umysłu zamiast serca, starał się tłumaczyć zachodzące w świecie zjawiska przez pryzmat racjonalnych przesłanek i teorii. Natomiast wiara – być może – nie potrzebuje pojęć, definicji i wyjaśnień. Być może jej istota tkwi w odczuwaniu i stylu życia? Czy na tym właśnie polega wiara? Bergman pyta, Bergman oczekuje waszej odpowiedzi.
https://www.youtube.com/watch?v=NtkFei4wRjE
Jedna pozycja Andrieja Tarkowskiego w rankingu filmów religijnych to zdecydowanie za mało, dlatego też powraca on w glorii i chwale na pierwszym miejscu. Tym razem jednak przyniósł nam filmowy poemat, przed którym nawet Stalker musi chylić czoła. Andriej Rublow to bowiem dzieło sztuki w pełnym tego wyrażenia znaczeniu. Abstrahując już nawet od niesamowitej formy, której nie powstydziłby się żaden malarski realista, film prezentuje wartość merytoryczną godną najwybitniejszych traktatów filozoficznych w dziejach. Tarkowski zderza ze sobą przeróżne koncepcje dotyczące wiary oraz jej istoty, osadzając ich wydźwięk w brutalnym świecie pogaństwa, cielesnych uciech, grabieży i mordów. Targany wątpliwościami tytułowy bohater (którego de facto można utożsamiać z postacią samego reżysera) przemierza zgliszcza rosyjskiej ziemi, bezwładnie obserwując człowieka coraz bardziej pogrążającego się we własnej obłudzie i hipokryzji. Mimo to stara się on pojąć, zrozumieć, jak Boży twór mógł zyskać taki wizerunek i – co za tym idzie – czym w ogóle jest Bóg, dlaczego poddaje go tak ciężkiej próbie, na czym polega wiara i czy prowadzi ona do samookreślenia jednostki. Oczywiście nie pada odpowiedź na żadne z tych pytań, a sam film stanowił jedynie wstęp do księgi Tarkowskiego o tytule „Poszukiwania ideału”. Czy jest więc możliwy wybór lepszej pozycji na przeżycie w zadumie Świąt Wielkiej Nocy?
https://www.youtube.com/watch?v=CbguowlkZ4g
RANKING „Najlepsze filmy religijne” SPORZĄDZILI:
Szymon Góraj
Tomasz Małecki