W czterech ścianach życia – recenzja znakomitego filmu o wojnie domowej w Syrii

Są filmy wojenne i są filmy o wojnie. W czterech ścianach życia należy do tej drugiej kategorii – nie pokazuje nam żołnierzy, strzelanin, ataków na pozycje wroga, ale i tak jest wystarczająco przerażający. Ponieważ dotyczy dramatu zwykłych ludzi.

Belgijski operator i reżyser Philippe Van Leeuw nie boi się trudnych tematów. Jego poprzedni film Dzień, w którym Bóg odszedł opowiadał o ludobójstwie w Rwandzie na początku lat 90. Tym razem twórca przenosi nas do współczesnej, trawionej ciągłym konfliktem Syrii. Rok temu, kiedy W czterech ścianach życia wygrywało Nagrodę publiczności w sekcji Panorama festiwalu Berlinale, miałem poczucie, że ktoś właśnie wrócił z oblężonego miasta i pokazuje nakręcony tam materiał. Zrealizowany w Libanie obraz jest autentyczny i szczery niczym dokument. Choć losy Syryjczyków zajmują coraz mniej miejsca w mediach, które szukają nowych historii, nie powinniśmy przestawać o nich mówić. Film Van Leeuwa brutalnie przypomina, że dramat ludzi na obszarach, gdzie trwają konflikty zbrojne, wcale się nie skończył.

w czterech scianach zycia 01

Atmosfera osaczenia i poczucie zagrożenia dominują w produkcji, która praktycznie w ciągu dziewięćdziesięciu minut nie opuszcza pewnego bloku w Damaszku. Budynek jest prawie opustoszały, odcięta jest woda i elektryczność. Jednym z niewielu mieszkań, w których jeszcze ktoś został, jest lokum należące do Oum Yazan (Hiam Abbass, Blade Runner 2049). Kobieta w średnim wieku nie jest tam sama. Gosposia (Juliette Navis) stara się pracować przy sprzątaniu domu jakby nigdy nic, mimo iż z zewnątrz słychać wystrzały, wybuchy i krążące helikoptery. Samir (Moustapha Al Kar) z żoną Halimą (Diamand Abou Abboud) zajmują się małym dzieckiem, snując plany o uciecze do Bejrutu. Są też teść Oum – Abou Monzer (Mohsen Abbas), palący papierosa za papierosem, trójka jej dzieci oraz chłopak najstarszej córki. Yazan kontroluje przestrzeń: zabarykadowane są drzwi, zasłonięte okna, przez które podglądać można tylko podwórze budynku. Ona też decyduje o tym, co kto robi. Od małych rzeczy, jak pilnowanie, by dzieci odrabiały prace domowe, po prasowanie i przygotowanie posiłków – kobieta dba o to, by domownicy nie postradali zmysłów siedząc i czekając na to, co może się wydarzyć.

Zobacz również: W ułamku sekundy – recenzja laureata Złotego Globu

Dość szybko następuje pierwszy punkt zwrotny. Samir wychodzi, by spotkać się z kimś, kto ma pomóc jego żonie i dziecku wydostać się z miasta. Zostaje postrzelony przez snajpera i leży na podwórzu. Oum nie chce martwić Halimy i powodować ataku paniki, więc decyduje się zataić tą infromację. Ale sytuacja wcale nie jest jeszcze najgorsza. Krążący wokół budynku bojówkarze szukają wrogów, zapasów jedzenia i zwyczajnego pretekstu do pokazania swojej siły. Mieszkanie okaże się nie tylko schronieniem, ale też pułapką, z której nie ma wyjścia.

w czterech scianach zycia 02

Van Leeuwa nie interesuje kto z kim walczy, do jakiego obozu politycznego czy religijnego należą oprawcy czy ofiary. Opowiada historię z perspektywy uwięzionych we własnym kraju mieszkańców (stąd też oryginalny tytuł – Insyriated). Najmocniejszą stroną W czterech ścianach życia, mimo osadzenia akcji w konkretnym miejscu i czasie, jest pewna uniwersalność. W każdym konflikcie zbrojnym giną młodzi mężczyźni, często bez sensu (jak Samir), inni znikają bez śladu w ogniu walki (jak nieobecny mąż Oum), a kobiety są ofiarami przemocy. Kiedy barykada na drzwiach nie wystarcza, sytuacja w mieszkaniu przeradza się w horror. Dzięki bezbłędnej pracy operatorki Virginie Surdej nie oglądamy niepotrzebnych scen gloryfikujących przemoc, nawet w najbardziej dramatycznym momencie opowieści. Długie ujęcia przerażonych twarzy, zbliżenia drzwi, zza których dobiegają dźwięki i odgłosy wywołują odpowiednie wrażenie. Kamera poświęca tyle samo uwagi każdej z postaci, błądząc po niedoświetlonych korytarzach i pomieszczeniach. Każdej czynności towarzyszy podskórnie pulsująca niepewność i poczucie klaustrofobii. Pozostanie w lokalu może oznaczać śmierć. Brak pożywienia i wody, czy nawet wyjście – podobnie. Czy sytuacja lokatorów może być bardziej beznadziejna?

w czterech scianach zycia 03

Reżyser całkowicie zaufał swoim aktorom, którzy oprócz szerzej znanej trójki Abbas, Navis i Abboud, sami są uchodźcami z Syrii i nie mieli wcześniej wiele wspólnego z filmami. Na ile przerażenie wygrywane na ich twarzach jest czymś, czego doświadczyli sami, pozostaje nam się tylko domyśleć. Hiam Abbass doskonale oddaje charakter swojej postaci, silnej, eleganckiej kobiety, kruszącej się pod ułożoną fasadą. Diamand Abou Abboud miała jeszcze trudniejsze zadanie, by ukazać jej potencjalnie słabą i skrzywdzoną postać, która okazuje się zdeterminowaną matką z przetrwaniem jako głównym priorytetem. Obie panie wychodzą ze swoich zadań znakomicie, choć to scenarzysta podsuwa ich bohaterkom przeszkody. Kondensując czas akcji do jednej doby oraz zamykając bohaterów w jednej przestrzeni każe im podejmować czasem nielogiczne decyzje, które wiadomo, że skończą się dramatem. Na szczęście zarówno wykonanie, jak i realizacja sprawiają, że zapominamy o tej słabostce.

W czterech ścianach życia przypomina o tym, że zrealizowane dobrze kino jest piorunująco skutecznym przekaźnikiem empatii. Jeżeli podczas projekcji będziecie czuli się bezradni, osaczeni i trzymani za gardło, znaczy to tylko jedno: Van Leeuw zrobił najlepszy do tej pory film o konflikcie w Syrii.

Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Aurora Films

 

 

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?