Syn królowej śniegu – recenzja kiepskiej baśni

Twórcy Syna królowej śniegu w każdym z udzielonych przez siebie wywiadów podkreślają istotność tematyki przez siebie poruszanej. Nośnymi hasłami o oryginalności projektu i własnej odwadze starają się odciągnąć ewentualnych komentatorów od kwestii jakościowej swojego filmu. Mamy tu bowiem sytuację tożsamą z niedawno utworzoną linią obrony serialu Korona królów, ale i w ogóle stanowiskiem reprezentowanym od jakiegoś czasu przez MKiDN. W polskiej sztuce najbardziej liczy się teraz podejmowany temat. Bliski dla Polaka, edukujący Polaka i wypiętrzający problem, który Polaka powinien oburzyć. A jakość artystyczna to tam nieważne. I chociaż obietnica mariażu kina społecznego i Andersenowskiej baśni w warunkach realizacyjnych tvn-owskiej superprodukcji była co najmniej interesującą propozycją, to Syn królowej śniegu okazał się być pozycją tak bardzo boleśnie nijaką i męczącą, a w dodatku wyraźnie szkodliwą, że nie zakryją tego nawet nieudolne baśniowe romanse.

A szkoda, bo potencjał był widoczny od samego początku, a i film nie ucieka od wyraźnych, ambitnych nawiązań. Ucieczka przed trudnym dzieciństwem w świat niesamowitych baśni to przecież motyw wyciągnięty wprost z Labiryntu Fauna, tyle, że kiedy u del Toro bohaterka literalnie przenosi się w piękny, magiczny, baśniowy świat tak w Synu królowej śniegu chłopiec po prostu w kółko marudzi pod nosem o Kaiu i Gerdzie, a kiedy tam baśń jest narzędziem do ucieczki przed okrucieństwem wojny, tak tutaj jedynie przed dojmującą nudą. I, w intencjach twórcy, także przed nienawidzącą swojego dziecka matką, która nie może pogodzić się z tragiczną przeszłością, o której mały chłopiec bezustannie jej przypomina samą tylko swoją obecnością. I o ile wypisany tu na szybko zamysł reżysera brzmi naprawdę interesująco, to zarysowany w filmie zostaje jakoś tak mimochodem, rzuconymi ze dwa razy kwestiami, co do rzetelności, których nawet nie możemy być przekonani. Mniej uważny widz może nawet przeoczyć (choć pod stosem dojmującej nudy całej produkcji bardziej pasuje „przespać”) wspomniane przeze mnie motywy, żeby ocknąwszy się w finale wpaść w głęboką konsternację, bo… nagle okazuje się, że z półtorej godzinnego filmu tylko te dwie kwestie mają faktyczne znaczenie. Kompletnie nieradzący sobie z filmową formułą obraz przedstawia nam neutralne scenki z życia radzącej sobie z odrzuceniem i głębokimi kompleksami samotnej matki, w których, podglądając jej wyraźną binarność, możemy obserwować momenty głębokiego uczucia do syna i regularnego zaniedbania. I cały ten nudny, wciąż zataczający koło motyw, powtórzony w filmie kilkukrotnie, by tylko wydłużyć ekranowy czas, prowadzi w końcu do najbardziej nieoczekiwanego, niepodbudowanego niczym finału, w którym matka z potrzebującej pomocy i tkwiącej w swoich bolączkach kobiety, w takt pulsującej w głowie quasi-muzycznej jatki, zamienia się w bezwzględnego, zimnokrwistego potwora. A w obliczu tej nagłej przemiany, nasza wytrwała walka ze snem na kolejnych absurdalnych dialogach i mieszających z błotem upokorzeniach, nie zostaje nijak nagrodzona.

SKS_2_fot_Marta_Gostkiewicz_Ursa_Major.jpg

Widać w Synu królowej śniegu ambicje arthousowe. Niestety, rzucane z dużą częstotliwością zbyt niejasne symbole i powtarzane w koło nawiązanie do znanej ludowej baśni ostatecznie nic filmowi nie dają. Tracąc czas na szukanie ukrytych znaczeń, odbiorca prędko orientuje się, że właściwie tylko jedna metafora ma w filmie jakiekolwiek znaczenie. Próba powiązania historii o antypatycznej i nienawidzącej swojego dziecka matce-szmatce z kreowanym medialnie “aborcyjnym holokaustem” to już niestety dla mnie zbyt wiele. Takiego bezwzględnego zimna i braku wyrozumiałości to nawet w lutym nie ma. A co dopiero w bajkach Andersena.

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe

Prędzej filmowy zapaleniec niż wysmakowany kinoman, który podobną miłością darzy najnowsze produkcje Marvela i kino Wima Wendersa. W przyszłym wcieleniu chciałby być Dzikim Stworem z filmów Spike'a Jonze'a. Tymczasem jest jednak zgarbionym i troszkę nadętym nastolatkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?