Rodzina na sprzedaż – recenzja olśniewającej koprodukcji polsko-argentyńskiej!

Wioska Veinticinco de Mayo, północna Argentyna. Na świat przychodzi dziecko, które choć wpływu na własny los mieć nie może, staje się przyczynkiem do gry o wysoką stawkę. Gry o marzenia, utracone nadzieje i poczucie sprawiedliwości. W niej naprzeciw siebie stają natomiast niedoszła matka oraz bezlitosny i odhumanizowany „przemysł” adopcyjny, a także rygorystyczne prawo. Z początku wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują zatem, iż Rodzina na sprzedaż obnaża i piętnuje brudy mafijnej legislatury państwa argentyńskiego, lecz w ostateczności jej ambicje sięgają znacznie głębiej. Potencjalne rygor i posłannictwo dramatu społecznego zostają tu bowiem zastąpione dalece ekspresyjną, emocjonalną formułą tragedii na wskroś indywidualnej, w której epicentrum znajduje się Bogu ducha winna jednostka.

https://www.youtube.com/watch?v=D8CudhLaygA

W filmie Diego Lermana kluczowe znaczenie posiada wszakże relacja pomiędzy kobietą a jej potomkiem, matką a dzieckiem. Niebywałe jednak nie jest samo zobrazowanie siły, z jaką niniejsza więź oddziałuje na zachowanie i motywacje rodzicielki. Szczególne wrażenie robi wyabstrahowanie jej z – wydawałoby się – naturalnych procesów emocjonalnych, jakie ta powinna w prezentowanej sytuacji objawiać. Powodowana niegdysiejszymi doświadczeniami Malena (Bárbara Lennie) zdaje się przede wszystkim poszukiwać sposobu zrzucenia jarzma przeszłości. I bynajmniej nie robi ona tego świadomie – targają nią sprzeczne pobudki i osądy i pomimo że sprawia wrażenie kobiety zrównoważonej, to pod tą maszynową powłoką dźwiga ciężar osobistej tragedii. Przyjechała na prowincję, aby adoptować świeżo narodzonego syna mieszkanki miasteczka, lecz czy aby na pewno sam ten fakt pozwoli jej rozprawić się z własnymi demonami? I choć Lerman niejako udziela odpowiedzi, to ocenę całego procesu autouświadamiania Marleny pozostawia już w naszych rękach.

rodzinka

Rodzina na sprzedaż oferuje nam więc całkiem interesujący konspekt fabularny (w końcu w San Sebastian byle co nie zdobywa nagrody głównej za scenariusz), ale w porównaniu do kwestii realizacyjnych blednie niemiłosiernie. Tu największe słowa podziwu kieruję do autora zdjęć, operatora i Rogera Deakinsa polskiej fotografii filmowej – Wojciecha Staronia. W tym roku widziałem bowiem tylko jedną rzecz, która była piękniejsza od jego zainteresowania refleksjami świetlnymi, korzystania z wysublimowanych zestawień barwnych oraz sugerowania perspektywy patrzenia przy użyciu iście Vermeerowskich tricków kompozycyjnych. A był nią Blade Runner 2049, którego obsługiwał wyżej wspomniany Pan Deakins. Z tym że Amerykanin miał do dyspozycji jakieś 150 mln Euro, a nasz rodak zaledwie 1 mln – czujecie różnicę, co nie? Niemniej pewne zapożyczenia ze stylu Deakinsa są jak najbardziej widoczne, a najjaskrawiej przejawiają się chyba w opieraniu konstrukcji kadru o pełną paletę odcieni jednej barwy. Co prawda zjawisko to w Rodzinie na sprzedaż ma charakter raczej spontaniczny i okresowy, lecz jego istnienie nie podlega wątpliwości. Intrygująca jest również pewna inna maniera operatora, polegająca na tzw. filmowaniu przez przedmioty, które w Rodzinie… przybiera rozmiar filmowania przez wszelkiego rodzaju oszklone obiekty (szyby, okna, itp.). Całość nabiera dzięki temu niesłychanie refleksyjnego i trochę symbolicznego charakteru, a w zestawieniu z wcześniej opisanymi zabiegami stanowi dowód na wielkość Staronia i polskiej szkoły operatorskiej. Chapeau bas!

08 Elenco reencuadre

Na plus – ale to już traktujcie jako moje prywatne skrzywienie – zaliczam także wykorzystanie jako motywu przewodniego kompozycji Antonio Vivaldiego. Ale nie, nie tak po prostu. Jej zadanie jest bowiem podobne do tego, jakie w Oczach szeroko zamkniętych pełnił Drugi Walc Shostakovicha. Otrzymujemy ją więc na wejściu, jako swoistą zapowiedź „statusu” duchowego bohaterki, następnie w trakcie fabularnego przebiegu zdarzeń, gdzie pełni rolę pewnego psychologicznego punktu zaczepienia, a potem na zakończenie, gdy okazuje się być doskonałą ilustracją przewrotności losu. Tego typu zdarzenie ewidentnie wskazuje na niesłychanie przemyślaną strukturę filmu, która choć – jak w poseansowej prelekcji zostało powiedziane – w dużej mierze polegała na improwizacji, to po prostu nie mogła zaistnieć bez odpowiedniej elokwencji i rozeznania w temacie. A tymi Diego Lerman kupił mnie bez reszty.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?