Amerykański sen to ułuda, a pod idealnym obrazem sielankowych przedmieść ukrywają się prawdziwe demony. Taki mało oryginalny wniosek nasuwa się po obejrzeniu filmu Suburbicon, w którym Clooney po raz szósty zajął się reżyserią, rezygnując z pojawienia się przed obiektywem kamery. Napisany przez braci Coen scenariusz zapowiada krwawe, nasycone czarnym humorem kino. I twórcy serwują dokładnie to, co sugeruje menu. A na dokładkę – jak ktoś jeszcze strawi – mocne polityczne przesłanie.
Clooney opowiada historię rozgrywającą się w Ameryce późnych lat 50., w idyllicznym miasteczku Suburbicon. Gardner (Matt Damon) i Nancy Lodge (Julianne Moore), razem z młodszym synem Nickim (Noah Jupe) i odwiedzającą ich regularnie siostrą Nancy – Margaret (Julianne Moore), wiodą perfekcyjne życie na przedmieściach – do momentu, gdy do sąsiedniego domu wprowadzają się Afroamerykanie. William (Leith M. Burke) i Daisy Myers (Karimah Westbrook) wraz z synem spotkają się z szykanami i rasistowskimi komentarzami – ktoś nawet podpali samochód, a przed domem zawiśnie flaga Południa. Choć niektórzy deklarują swą otwartość, do akceptacji jest naprawdę daleko.
Prawdziwym punktem zapalnym, który zmieni całe sąsiedztwo, będzie brutalne włamanie do domu Lodge’ów. Dojdzie w czasie niego do fatalnego w skutkach incydentu (o którym lepiej nie pisać w recenzji). Kogo lepiej nie oskarżyć o przemoc w spokojnej do tej pory okolicy, jak nie nowo przybyłych mieszkańców? Przemoc rozpęta się na dobre, a niewinne dotąd twarze mieszkańców pokażą prawdziwe oblicze.
Zobacz również : Pomniejszenie – zwiastun filmu sci-fi z Mattem Damonem
Oparty na prawdziwych wydarzeniach scenariusz autorstwa braci Coen ma wszelkie rysy filmów twórców Fargo. Jest pokazana dosadnie przemoc, okraszona odpowiednią dawką czarnego humoru, cyniczne postaci, które próbują wykiwać innych, wprawiając spiralę przemocy w ruch. Gdzieś jednak to wszystko nie układa się w taką idealną mozaikę, jak u Coenów. Sceny z rasistowskim szykanowaniem sąsiadów są zbyt przerysowane i ten wątek zupełnie nie wpasowuje się do drugiego, ważniejszego narracyjnie motywu filmu – przestępstwa. To zaś jest grubymi nićmi szyte i dość szybko rozpada się, stawiając w wątpliwym świetle całą intrygę. Nie do końca wiem, jakim filmem miał być Suburbicon – poważny komentarzem do rasistowskiego zakłamania Amerykanów, satyrą na amerykański sen, czy też krwawym, brutalnym dreszczowcem. Jest każdym po trochu, ale połączenie tych różnych stylistyk jest dość pokraczne. Niczym Matt Damon jadący na dziecinnym rowerku. Świetne role Julianne Moore, Oscara Isaaca i Noah Jupe na pewno poprawiają ogólną ocenę, podobnie jak zdjęcia, kostiumy i wystrój wnętrz. Muzyka często przywodzi na myśl arcydzieła Hitchcocka, ale na tym porównania z mistrzem suspensu się kończą.
Dzięki tematyce film nawiązuje także do bardzo współczesnych wydarzeń, choćby w Charlotsville, sprawiając, że Suburbicon zyskuje na aktualności. Czuć, że reżyser chciał nadać swojemu obrazowi wagi społecznej i politycznej, ale film zyskałby na tym, gdyby skupił się na wątku z włamaniem. Nic przecież tak dobrze nie wychodzi Coenom, jak portretowanie małych, dwulicowych ludzi z przerośniętym ego, zagubionych we własnej pysze, głupocie i chciwości, których demaskują tragikomiczne zbiegi okoliczności. Jednak to nie autorzy To nie jest kraj dla starych ludzi stali za sterami. W kategorii dzieła filmowego, najnowsza produkcja spod ręki Clooneya pozostaje tytułem nie do końca spełnionym, któremu zabrakło pewnej ręki oraz odrobiny wyczucia. Ogląda się dobrze, ale bardziej dojrzali twórcy zrobiliby z tego materiału coś więcej niż tylko przyzwoite kino.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe Monolith Films