Hollywood koślawym krokiem stara się unikać tematu ludzi starszych, ale gdy już bierze go na warsztat, to takowy zostaje skazany na jedną z dwóch możliwych dróg. „Staruszkowie” ukazywani są jako mędrcy pogodzeni z zasadą ars bene moriendi lub osoby energiczne, pełne wigoru, które czas musnął tylko delikatnie. Debiutujący reżyser John Carroll Lynch postanowił pójść zupełnie inną drogą i na srebrnym ekranie ukazał nam tydzień z kalendarza tytułowego szczęściarza, 91-letniego sarkastycznego ateisty, dla którego śmierć to coś… Co powinien wziąć w karby.
Plan dnia Szczęściarza zawsze wygląda tak samo. Wstaje, wykonuje dokładnie pięć ćwiczeń, idzie do miejscowej kawiarni na swoją ulubioną kawę (z dużą ilością mleka!), a wracając zahacza o sklep. Swój dzień zwieńcza szklanką krwawej mary i nasłuchiwaniem historii innych. Pewnego dnia jego tryb życia została wywrócony do góry nogami, gdy on dosłownie się wywraca. Za tym wydarzeniem zaczynają ciągnąć się kolejne, tworząc swoisty ogon pełen niespodzianek dla głównego bohatera.
Szczęściarz stawia przede wszystkim na idealnie wymierzony dialog. Z ust głównego bohatera nie ulatuje ani za mało, ani za dużo słów. Wszystko tu jest hermetycznie zamknięte i spięte klauzulą najważniejszego zdania wypowiedzianego przez bohatera – „boję się”.
Gdyby John Carroll Lynch tego chciał Lucky mógłby potrwać dłużej, ale najwyraźniej reżyser nie chciał zamykać widza w dniu świstaka i zgrabnie napisanym scenariuszem wrzuca go w wir niepozornej akcji. Szczęściarz to produkcja okraszona charakterystycznym humorem, pełna żartów polegających na grach słownych i absurdalnych bohaterach…
A Ci na ekranie prezentują się fantastycznie. Każdy bohater, mimo swojej absurdalności, jest postacią z krwi i kości. Dokładnie takich ludzi spotykamy na co dzień. Lucky zachęca nas do wymieniania się z nimi swoimi historiami i nawiązywania z nimi koneksji. Film z dobrze napisanymi charakterami i słabymi aktorami nie ma prawa bytu, dlatego reżyser zadbał o plejadę talentów. W rolę przyjaciela Lucky’ego wcielił się sam David Lynch! Reżyser znakomicie odegrał postać tęskniącego za żółwiem starca. Howard z takim entuzjazmem opowiada o swoim pupilu Roosevelcie, że ciężko nie wciągnąć się w wir jego opowieści.
Harry Dean Stanton przyzwyczaił nas do swojego wysokiego poziomu aktorskiego, ale w roli Lucky’ego przebił każdą swoją dotychczasową rolę o tysiąckroć. Nie mogłam uwierzyć w to, że Szczęściarz to filmowa adaptacja powieści o tym samym tytule — rola wygląda na napisaną specjalnie pod Stantona. Już mi go brakuje.
Najnowszy film Jima Jarmuscha (Paterson) podzielił kinomaniaków na dwa obozy i jeżeli tak jak ja polubiliście to dzieło , to Szczęściarz jest produkcją dla Was. Zarówno Jarmusch, jak i Lynch, okrasili swoje dzieła charakterystycznym tempem i pochwałą życia. Po prostu życia.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe