Aktualny, zabawny, lekki i potrzebny. Film, po którego obejrzeniu zwyczajnie czujemy się lepiej. Być może to nic nowego w ofercie kultowego, fińskiego reżysera, ale co tam: niech żyje Aki Kaurismaki!
W pierwszych ujęciach filmu z góry węgla na statku w porcie w Helsinkach wyłania się postać ludzka. Mężczyzna wstaje, otrząsa pył z ubrania i wychodzi. Instynktownie wiemy, że jest nielegalnym imigrantem, który przybył do nowego kraju. Scena, która w wydaniu innego reżysera byłaby może zbyt poważna, albo nieodpowiednio zabawna, u Kaurismakiego jest pretekstem do nieskrępowanej salwy śmiechu. Fiński reżyser nie stracił nic ze swojego unikalnego stylu, który pamiętamy z Człowieka bez przeszłości i Leningrad Cowboys, a sześcioletnia przerwa zrobiła mu naprawdę dobrze. Jego dowcip się wyostrzył, zmysł obserwacji jest niezwykle uważny, a tematyka to strzał w dziesiątkę. Po tamtej stronie powinien stać się uśpionym hitem w wielu krajach.
Zobacz również: Najlepszy – przedpremierowa recenzja filmu Łukasza Palkowskiego
Fala uchodźców przetaczająca się przez Europę przewija się w mediach i w kinie, a Kaurismaki pokazuje swoją wariację na ten temat. Khaled (Sherwan Haji) po przebyciu praktycznie całego kontynentu (otarł się o Polskę, gdzie w Gdańsku skini pobili go i musiał ukryć się na statku) trafia do Finlandii. Bierze kąpiel w publicznej łaźni i zgłasza się na policję, by prosić o azyl. „Witamy, nie jesteś pierwszy” – mówi bez większych emocji na twarzy policjant. Pochodzący z Aleppo w Syrii mężczyzna opowiada swoją historię urzędnikom, którzy decydują się go deportować z powrotem do kraju, stwierdzając, że jest tam wystarczająco bezpiecznie. Khaled ucieka, by w końcu jego drogi przecięły się – drugi raz – z Wikströmem (Sakari Kuosmanen), który po odejściu od żony rozpoczął nowy biznes. Pozbył się koszul, którymi sprzedażą zajmował się wcześniej, wygrał pokaźną sumę w karty i kupił restaurację z trójką pracowników i psem. Dwóch bohaterów spotyka się przy tylnych drzwiach „eleganckiego” przybytku „Złota pinta” – i od razu dają sobie po nosie. W następnej scenie Khaled je zupę w restauracji Wikströma, a cała grupa zastanawia się, jak mu pomóc.
Emocje w Po tamtej stronie zmieniają się diametralnie – jest smutek, żal, samotność, szczęście, spełnienie – ale nie widać tego na twarzach aktorów. Właściwie cała ekipa jest, delikatnie mówiąc, oszczędna w środkach wyrazu. Zupełna beznamiętność wynagradzana jest w kilku genialnych momentach, jak na przykład Wikström uśmiechający się delikatnie po wygraniu stosu pieniędzy. Film Kaurismakiego przypomina trochę nieme kino, w którym reżyser zabronił aktorom ekspresji, a mówią tylko dlatego, że nie wypada już pokazywać plansz z napisami. A kiedy już mówią wiemy, że jest to ważne. Dlatego tak istotna jest wizualna strona filmu, która komunikuje więcej niż tysiące słów. Zdjęcia ze statycznej kamery i pieczołowicie skomponowane kadry tylko w tym pomagają. Nostalgiczne, modernistyczne meble w mieszkaniu oraz samochód Wikströma sugerują pewien bezczas. Plakat Jimmi’ego Hendrixa w jego restauracji pasuje tam jak pięść do nosa, ale jest idealnym komentarzem do poziomu przybytku. Kiedy właściciel decyduje się zmienić profil knajpy na bar sushi, wszyscy wkładają kimona i zaczynają serwować sushi z solonego śledzia. Takich motywów jest w filmie na pęczki – nie wypada ich wszystkich opowiedzieć, trzeba je po prostu zobaczyć. A ponieważ Kaurismaki kocha muzykę, także od strony dźwiękowej film jest trudny do zignorowania. Ulubiony zespół reżysera – Kati Outine – pojawia się na ekranie więcej niż raz.
Najważniejsze jednak w Po tamtej stronie jest to, że Aki opowiada, bez zbędnego zadęcia i sentymentalizmu, poruszającą historię przyjaźni i braterstwa ponad rasowymi podziałami. Na jednym biegunie stawia organizacje państwowe, które wbrew deklaracjom nie potrafią pomóc potrzebującym. Na drugim – zwykłych obywateli, których poczucie małej wspólnoty jest silniejsze niż uprzedzenia. Oczywiście, nie wszędzie jest tak różowo. A to grupa pijanych facetów zaczepia Khaleda na przystanku, wyzywając go od „wielbłądziarzy”. Później ktoś inny nazwie go Żydem. W małej Finlandii, niczym w krzywym zwierciadle, przegląda się cała Europa. Nie wszystkim to, co zobaczą, przypadnie do gustu. Na szczęście, zdaje się mówić reżyser, nie wszyscy jesteśmy skończonymi troglodytami.
https://www.youtube.com/watch?v=MheDg0rgEio&feature=youtu.be
Siłę przekazu filmu oraz wykonanie doceniło jury tegorocznego Festiwalu Filmowego w Berlinie, gdzie Aki Kaurismaki otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszą reżyserię.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Gutek Film