Siostry – recenzja komedii z Amy Poehler i Tiną Fey

Niedojrzałe czterdziestolatki

Tina Fey i Amy Poehler udowodniły już nie raz nieprzeciętny komediowy potencjał – zarówno w solowych projektach w kinie i telewizji, jak i w duecie. Zaangażowanie ich do kolejnej fabuły było więc typowym samograjem, na którym nikt nie może źle wyjść. Aktorki spełniają pokładane w nich nadzieje i dostarczają oczekiwanych salw śmiechu. Szkoda tylko, że cały film dźwigany jest przez chemię między głównymi bohaterkami, a nie dobrze napisany scenariusz.

Kadr z filmu Siostry: Tina Fey i Amy Poehler

Aktorki zamieniają się miejscami w porównaniu do poprzedniego wspólnego Mama do wynajęcia z 2008 roku. Gwiazda serialu Parks and Recereation gra tutaj rozważną, zorganizowaną i twardo stąpającą po ziemi Maurę, a jej kontrapunktem jest siostra Kate (Fey), której życie to nieustanny chaos i przepychanki z losem, niewyparzona buzia i problemy finansowe. Ta pierwsza jest w miarę ustatkowana, może zbyt przejmuje się bezdomnymi (którzy okazują się nie być bezdomnymi), oferując im balsam przeciwsłoneczny, albo zbyt hojnie wcierając krem między nogi staruszków (jest pielęgniarką). Ta druga ma problemy z pracą, mieszkaniem i swoją nastoletnią córką. Wiadomość o tym, że rodzice sióstr (James Brolin i Dianne Wiest) zamierzają sprzedać rodzinny dom na Florydzie, będzie okazją do spotkania się po latach i powspominania słodkiej, beztroskiej młodości.

Kadr z filmu Siostry: Tina Fey i Amy Poehler

Zobacz także „Zoolander 2” – recenzja powrotu najgłupszego modela świata

O tym, że tylko jedna z sióstr była frywolna i korzystała ze swojego wieku okazuje się, kiedy kobiety decydują się czytać swoje pamiętniki. Maura była typową „mamą imprezy”: nie piła, odwoziła nietrzeźwych do domu, trzymała włosy wymiotującym koleżanką i pilnowała, żeby nikt nie narozrabiał. Kate namawia więc siostrę na ostatnią bibkę w pustym domu, w starym stylu, ze starymi znajomymi z ogólniaka, żeby mogła się naprawdę wyszaleć. Owa domówka jest główną osią scenariusza i to największy problem filmu Jasona Moore’a. Wybaczę mało oryginalny pomysł, ale nie to, że to jest rozciągnięty na półtorej godziny. Ciągnąca się całą noc impreza powoli wymyka się spod kontroli, ale poza samym początkiem, kiedy bardziej przypomina stypę, nie zaskakuje. Wypełniające ją postacie to ograne klisze niż choć odrobinę intrygujący ludzie. Nie obyło się oczywiście bez typowego dla amerykańskich komedii humoru okołotoaletowego, choć na szczęście nie ma go zbyt wiele. W najmocniejszej scenie jednak granica przesuwa się odrobinę za daleko. Na koniec największe rozczarowanie: wątek romantyczny wydaje się doklejony na siłę z zupełnie innej historii.

Kard z filmu Siostry: Amy Poehler i Ike Barinholtz

Zobacz także: Humor z kloaki rodem – recenzja „Grimsby” z Sachą Baronem Coehnem

Komediowy potencjał Sióstr realizuje się w pełni w małych, sprawiających wrażenie po części improwizowanych scenach z przezabawnymi teksami. Wizyta w koreańskim salonie piękności, niemal klasyczna scena w przebieralni przed imprezą („Zamiast ciuchów z metką Forever 21 potrzebujemy ubrań Nagle 42”), przyłapanie baraszkujących ze sobą rodziców, szalony taniec w duecie – te i podobne momenty wypadają najlepiej. Jak zwykle w tego typu komediach idealnie swoje zadanie realizuje plan drugi. Zarówno Brolin i Wiest, grający rodziców kobiet, Maya Rudolph jako znienawidzona koleżanka z liceum, oraz John Cena wcielający się w demonicznego dilera narkotyków, wnoszą jakże potrzebne urozmaicenie i świetnie sprawdzają się w swoich rolach. A w przypadku Ceny, jak w Wykolejonej, aktor i były zapaśnik udowadnia, że jest niemal stworzony do grania zaskakujących postaci.

Kadr z filmu Siostry: Tina Fey i John Cena

Zobacz także: Będzie się działo! Czyli co przyniesie marzec do świata kina i telewizji!

Duet Fey – Poehler ogląda się z wielką przyjemnością. Przeklinająca i nie przebierająca w słowach Kate to niezła odmiana od wizerunku, który znamy choćby z 30 Rockefeller Plaza. Natomiast Amy, choć powtarza to, co stworzyła w wybitnym, choć niedocenianym sitcomie Parks and Recereation – uporządkowaną, zawsze pozytywną kobietę, która troszczy się bardziej o siebie niż o innych – wypada bardzo przekonująco. Obie panie w żartach nie oszczędzają siebie, swojego wieku i wyglądu, wiele dowcipów rozbawi zapewne bardziej kobiecą niż męską część widowni. I to na pewno jest duży plus, bo w męskim świecie kina dobrych, feministycznych komedii jest jak na lekarstwo. Także na tle idiotycznych filmów o nastolatkach, podobna produkcja o starszym pokoleniu jest czymś świeżym. Dzisiejsze trzydziesto- i czterdziestolatki nie chcą się zestarzeć tak szybko, jak pokolenie ich rodziców, dlatego tak długo zajmuje im oderwanie się od rodzinnego domu i przejęcie się własną przyszłością.

Nie zmienia to jednak faktu, że dla wielu widzów projekcja Sióstr, która niepotrzebnie trwa prawie dwie godziny, będzie tylko zlepkiem gorszych i lepszych skeczy, które sprawdziłby się lepiej w Saturday Night Live. Jednak fani talentów gwiazd filmu nie będą całkowicie rozczarowani. Obie panie są tutaj w świetnej formie i wynoszą napisany na kolanie film ponad przeciętność.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Więcej informacji o
, , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?