Z Sofią Coppolą jakoś nigdy nie mogłem znaleźć wspólnego i – przede wszystkim – trwałego języka. Owszem, przy takim Między słowami, arcydziele ponowoczesnego slow cinema, zaliczyliśmy przelotny, acz namiętny romans, ale każde inne (kolejne lub poprzednie) spotkanie kończyło się darciem kotów, które skutecznie niwelowało powstałe między nami uczucie. Zawsze szanowałem, szanuję i będę ją szanować za odseparowanie się grubym filarem od dorobku ojca, za obranie własnej ścieżki oraz za dumne i skuteczne jej praktykowanie, lecz po kroćset, Sofia! Dlaczego musisz być tak infantylna? Tu niejednokrotnie prosiło się o większy umiar, o dozę subtelności, o pozostawienie widzowi pewnego marginesu swobody. Doceniam to, że jesteś silną i pomocną kobietą, w sumie takie właśnie lubię, ale nie możesz zamykać się w swoich czterech ścianach i poza nimi świata nie widzieć! I choć właśnie to leżało u podstaw naszej permanentnej rozłąki, to jednak z toksycznego związku nigdy się nie wyrasta. Na The Beguiled poleciałem więc cały w skowronkach, ustawiając sobie jej najnowsze dzieło we własnym TOP3 must watch tej jesieni. Nie wiem co prawda, czy to wina Sofii i starych namiętności, czy mojej nowej miłości Elle Fanning, lecz fakt stał się faktem i Na pokuszenie obejrzałem. Co zatem z naszego spędu przy Colinie Farrellu otoczonym zewsząd przez piękności wynikło?
https://www.youtube.com/watch?v=EAcLcPxu5dI
Wynikło wiele, ale to już opowieść na inną okazję i w nieco bardziej kameralnym gronie. Kojarzycie natomiast takie filmy, w których wredna, zła do szpiku kości, przebiegła, acz nieludzko piękna i ponętna kobieta rujnuje zastany porządek, harmonię i schematyczność świata mężczyzn? Tak? To dobrze, bo tak mniej więcej wygląda 50% wszystkich filmów i 99% filmów noir jakie do tej pory powstały. Sofia Coppola natomiast nie bierze jeńców (blink, blink) i przekabaca taką utartą strukturę na korzyść dam. Na pokuszenie obrazuje więc wyrywek z historii Stanów Zjednoczonych, kiedy to do szkoły dla dziewcząt w stanie Virginia, dość pechowo jak się potem okazuje, trafia ranny dezerter z armii Północy. Niby obie strony powinny z miejsca skoczyć sobie nawzajem do gardeł, bo przecież tak w tym konflikcie należy robić, ale z biegiem czasu i zabliźniania ran, towarzystwo zaczyna cieszyć się swoją obecnością. I to tak nawet bardzo, gdyż kapral McBurney grany przez Colina Farrella dość szybko nawiązuje z kobietami coś więcej niż tylko nić porozumienia. No tylko że wiecie – mężczyzna wpuszczony do pomieszczenia z tyloma damami jest niczym innym jak przysłowiowym kijem w mrowisku. Relacje zaczynają się pogarszać, a z niedawnego porządku dnia codziennego pozostają zgliszcza. Wszystko zatem kończy się tragicznie, lecz jak to się mówi – po każdej burzy ponownie następuje cisza.
I w tej konwencji Sofia Coppola odnalazła się jak mało kto! Choć Na pokuszenie jest nieco bardziej (a zdaniem niektórych nawet bardzo, bardzo) wyciszonym filmem niż poprzednie dokonania reżyserki, to rzecz ta gra wyłącznie na korzyść zarówno samej historii, jak i zdolności percepcyjnych widza. Czuć tu trochę taki ponowny zwrot najsłynniejszej filmowej córki w stronę slow cinema, który przejawia się w dość kontemplacyjnym nastroju estetyki oraz kompozycji niektórych kadrów i ujęć. Naszym oczom ukazuje się bowiem przeniesiony na język filmu pędzel malarzy secesyjnych z nieśmiałym zapożyczeniem fascynacji światłem, obecnym chociażby u mistrza wieloznacznego hiperrealizmu Edwarda Hoopera. Dzięki temu zagraniu Coppola jednak nie tylko wykazała się swoją estetyczną wrażliwością, ale również doskonale wyczuła fizyczny oraz psychiczny „bezruch”, apatię, w jakiej znalazły się nauczycielki i uczennice. W całą tę atmosferę niepoprawnej melancholii wpisuje się także całkowita rezygnacja z muzyki ilustrującej oraz muzyki z offu. Wszystkie dźwięki (stłumione wystrzały dział zrobiły na mnie największe wrażenie) odnajdują swoje źródło w świecie przedstawionym, co w połączeniu z leniwym i sennym obrazem daje ciekawy efekt aktywnej kontemplacji.
No ale niestety ta aktywność została tu przez Coppolę potraktowana zbyt dosłownie, albowiem momentami teledyskowy wręcz montaż skutecznie wybija widza z rytmu narracji. Nic by się nie stało, ba, nawet na korzyść całości wpłynęłoby wydłużenie projekcji o jakieś 30 minut, które zostałyby wypełnione typową dla powolnego kina zadumą oraz doświadczaniem każdego kadru z osobna. A tak otrzymaliśmy coś na wzór szkolnej wycieczki do muzeum – tu macie dzieci ładny obraz. Podoba się? No to idziemy dalej!
I choć rzeczywiście taki stan rzeczy mocno ujmuje ciągłości i rytmice Na pokuszenie (szczególnie w punkcie zwrotnym dzieła), nie przeszkadza to w obserwacji i rozkoszowaniu się występami głównych graczy widowiska. A tych tutaj jest trzech… a raczej są trzy, gdyż każda z trzech aktorek promujących film wylegitymowała się pierwszorzędną kreacją. Ok, czasu to one tu za wiele nie miały, zatem ciężko uznać jakikolwiek występ w Beguiled za występ życia, ale to, co otrzymały do dyspozycji, wystarczyło, aby zapewnić swoim postaciom solidny i niezbędny background. Nicole Kidman jest więc ponętna i elektryzująca jak zawsze, Kirsten Dunst rozchwiana i eklektyczna, a po Elle Fanning nigdy nie dowiesz się, kiedy wbije ci nóż w plecy (Boże, jak ja kocham tę dziewczynę). Wcale nie gorzej wypadają młode wilczyce, które, nomen omen, ani na chwilę nie ugięły się pod presją występu ze starszymi koleżankami po fachu. Problem pojawiał się natomiast, gdy przychodziła pora na Colina Farrella, nie posiadającego po prostu w swoim emploi wizerunku rozkochującego w sobie cały świat amanta. Na jego niekorzyść grała również wspomniana dynamika filmu, która trochę bez namysłu pokazała nam ewolucję prowadzonego przez niego bohatera. Dlatego też nie wieszajmy psów na Colinie!
Na pokuszenie maluje się więc niezwykle mieszanymi barwami, które spokojnie mogłyby nabrać większej jakości i wyrazistości, gdyby Coppola użyła farb marki Dulux, a nie „student filmoznawstwa starter pack”. Tak czy owak – moje ponowne spotkanie z reżyserką uznaję za udane, choć znowu dały o sobie znać demony przeszłości. Ale widocznie ten typ tak ma. Czy to źle? Chyba nie, ale weź, Sofia, naprawdę posłuchaj czasami…
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe