Wyzwolona kobieta, aborcja, feminizm – poruszanie takich tematów to jak wkładanie kija w mrowisko. Kontrowersyjność filmu Anne Zohra Berrached powinna być dodatkowym atutem w promowaniu tej produkcji. Ale kiedy oglądałem 24 tygodnie podczas festiwalu filmowego w Berlinie byłem przekonany, że nikt nie odważy się dystrybuować tego tytułu w Polsce. Na szczęście bardzo się pomyliłem.
Artystka komediowa Astrid (znakomita Julia Jentsch) dowiaduje się, że dziecko, którego oczekuje, urodzi się najpewniej z chorobą Downa. Razem ze swoim partnerem Markusem (Bjarne Mädel) decydują się kontynuować ciążę, spotykając się z mieszaną reakcją znajomych i rodziny. Kiedy jednak okaże się, że dziecko ma też problemy z sercem i będzie wymagało kilku skomplikowanych operacji, Astrid zaczyna mieć wątpliwości co do swojej decyzji.
Zobacz również: Szatan kazał tańczyć – recenzja nowego filmu Katarzyny Rosłaniec
Berrached podejmuje śmiałą i ważną dyskusję dotyczącą odpowiedzialności matki za siebie i za dziecko. Czyniąc z bohaterki kobietę wyzwoloną i współczesną (artystka, żyje z partnerem bez małżeństwa, myśli o swojej karierze), do troski o zdrowie dziecka dokłada jeszcze potrzebę samorealizacji Astrid. Nie ma tutaj chyba aspektu, który reżyserka mogłaby przeoczyć: życie dziecka, dobro rodziców, dylematy moralne, religijne i pragmatyczne. Reżyserka zdaje sobie sprawę, że tak delikatnego tematu nie można ugryźć zbyt sentymentalnie, ani zbyt szorstko.
Z tego odhaczania różnych punktów widzenia wynika jeden problem. Twórcy jakby chcieli powiedzieć za dużo, stosują różne zabiegi fabularne lub formalne, rozbijając jedność filmu. Wplatane animacje płodu, spojrzenie aktorki prost w kamerę, burzące umowną „czwartą ścianę”, czy naturalistyczny w szczegółach opis przebiegu zabiegu aborcyjnego, wywołują odmienny efekt od zamierzonego. Zamiast budować nasze zrozumienie, wywołują całkowity efekt obcości. Nie wspominając już o zupełnie nietrafionym poczuciu humoru, który ma równoważyć poważną tematykę. Niestety, „niemiecka komedia” to ciągle oksymoron, a jedyny do tej pory wyjątek na tym polu stanowi Toni Erdmann.
Zobacz również: Toni Erdmann – przedpremierowa recenzja filmu Maren Ade
24 tygodnie to odważny, mocno feministyczny w wymowie film, których nigdy za wiele. Niestety, produkcja cierpi na momentami zbyt ciężkie dialogi, rozładowywane niepotrzebnym dowcipem, przeciętne walory produkcyjne i brak konsekwencji w stosowaniu zabiegów artystycznych. Przy odrobinie większej wierze w sam temat i unikaniu emocjonalnego szantażu, mielibyśmy do czynienia z dziełem wybitnym.
Ilustracja wprowadzenie i plakat: materiały prasowe Aurora Film