Film ten to dość krótka, ale bardzo wnikliwa psychoanaliza wszystkiego, co może być złe i toksyczne w biurze. Tak jak wcześniej jednak wspomniałem, nie złe i toksyczne stereotypowo, a realnie, gdzie przejrzeć jak w lustrze może się każda osoba dotknięta tego typu relacjami z przełożonymi. Poznajemy tutaj Jane, dość świeżo upieczoną asystentkę prezesa filmowego studio i razem z nią spędzamy dzień z jej niezbyt sielskiego życia. Kawa, maile, grafiki, wiele do zrobienia, mało natomiast posłuchu wśród wszystkich innych osób w firmie. Reżyserka stawia w tym filmie na bardzo minimalistyczną wizję i wygrywa nią na naprawdę wielu frontach. W niedopowiedzeniach i ciszy tkwi tu bowiem niesamowicie dużo treści. Po seansie mogę natomiast tylko zgadywać, czy wszystko wyłapałem.
Pierwsze, co rzuca się w oczy przy oglądaniu tego filmu, to niezbyt ciekawa, a wręcz śliska i toksyczna atmosfera, która udziela się podczas obserwowania relacji Judy z innymi w biurze. Niby cały czas jest cicho i spokojnie, ale w powietrzu tkwią bliżej niezidentyfikowanie niesnaski i traktowanie z góry naszej asystentki przez absolutnie wszystkich, którzy nie są nią. Powoduje to podczas oglądania dyskomfort, który widz odczuwa razem z nią. A jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Cała ta zmowa milczenia ma przecież kilka płaszczyzn.
Drugą jest traktowanie kobiet ogólnie, którego napominanie raz po raz jest najciekawszym i wymagającym od widza największej uwagi elementem filmu. Znowu, zero łopatologii, nie będziemy mieli na ekranie skrzywdzonej, która swego wyjdzie w porwanych ciuchach z biura szefa i będzie krzyczeć wniebogłosy, ale wyczujemy aluzję i oczko, jakie zwracając uwagę na problem i stawiając przy nim wykrzyknik puści nam reżyserka. Tu kolczyk, tu kanapa, na której mogły dziać się różne rzeczy, a tu kolejna, będąca powietrzem Pani.
Najgorsze jest jednak to, jak Kitty Green pokazuje nam bezsilność głównej bohaterki. Po przejściu przez wszystkie problemy Judy uświadomimy sobie bowiem, jak niewiele może ona w ich temacie zrobić, jak bardzo nie ma nic, aby próbować, walczyć i jak bardzo nie da się tu nic zmienić. Oczywiście jeśli zmiany nie będą szły odgórnie. Zakończenie, ciche acz bardzo wymowne, należy do największych atutów tej produkcji.
To tylko cisza przed burzą. Nie wiemy ile jest takich osób jak Judy oraz jak sobie radzą ze swoimi, pogrążonymi w otchłaniach milczenia problemami. Dlatego też, nic tylko się cieszyć, że sytuacja z roku na rok zdaje się ulegać poprawie. A takie filmy jak Asystentka, odpowiednio przemyślane, mogą tylko pomóc.