Zobacz również: Listopadowe premiery DVD
Rewolucję można wpisać się w jedną z nostalgicznych fal filmowych powrotów. W tym przypadku tworzenia ciągów dalszych produkcji kina ostatniej dekady XX wieku. Jedne zachowują stary skład (Dzień Niepodległości: Odrodzenie, Głupi i Głupszy bardziej, Sztos 2, Czas na przyjaźń), inne wprowadzają nową obsadę (Gliniarz z Przedszkola 2, Świąteczna gorączka 2, przyszłoroczny Kosmiczny Mecz) Mając w pamięci fakt, iż film jest bezpośrednią kontynuacją finału drugiej części, a za całość odpowiadają autorzy sukcesu poprzednich – reżyser Jean Marie Poire oraz aktorzy Jean Reno i Christian Clavier – można było mieć nadzieję na udany film. W teorii wszystko było więc na swoim miejscu, a w praktyce film o gościach ze średniowiecza trafiających do czasów Rewolucji Francuskiej jest produkcją, którą oglądamy z całkowitą obojętnością, a plusów trzeba doszukiwać się na siłę. Fabuła trzeciej części to klasyczne „kopiuj-wklej” schematów poprzednich filmów. Oczywiście kontynuacja i remake w równym stopniu grzeszyły brakiem oryginalności oraz powtarzaniem schematów i żartów, jednak celnie i zabawnie pokazywały współczesność. Kolejny raz oglądamy więc udawanie dalekiego krewnego przez Godfryda, spotkania dwóch Jacquille’ów, wyzywanie od Saracenów, pokaz manier w scenie przy stole, łazienkowe ekscesy, żarty z odoru skarpetkowo-ustnego, kontrasty w zachowaniu ludzi różnych epok. Nie byłoby to problemem, gdyby nie to, że twórcy nie potrafią w tą bardzo mocno wyeksploatowaną formułę wprowadzić nawet odrobiny świeżości. Razi kompletny brak inscenizacyjnego wigoru, rubasznej energii i pomysłów na utarczki z inną epoką, przez co otrzymujemy dokładnie to co znaliśmy z wcześniejszych produkcji. Przez większość trwania filmu bolejemy więc nad tym, że całość wygląda jakby była robiona na siłę i z przymusu.
Źródłem problemów nowej odsłony Gości, gości jest postawienie przez twórców na złego konia, w postaci banalnej satyry, infantylnego, mało wyszukanego humoru oraz nadmiaru jednakowych postaci. Korytarz czasu sprowadza bohaterów w okres rewolucji społecznej oraz w sam środek Wielkiego Terroru. Brakuje jednak pomysłów jak kreatywnie wykorzystać ten okres historyczny oraz podjęcia próby spojrzenia na te czasy świeżym okiem. Ostrze satyry wymierzonej w francuską arystokrację ogranicza się wyłącznie do sztampowego zestawienia myślacych wyłącznie o fortunie, bezideowych, tchórzliwych osobników w perukach i rajstopach z dzielnym i odważnym średniowiecznym rycerzem. Po ekranie pałętają się też licznie zgromadzeni bohaterowie, którzy nie wnoszą do filmu niczego nowego, a zajmują jedynie czas ekranowy i wpływają na pozbawienie produkcji dramaturgii. Na siłę wprowadzone wydają się również postaci historyczne Robespierre’a i Marata, które ogrywane są wyłącznie w materii problemów gastryczno-zdrowotnych. Bo i dowcip w filmie przeniósł się w stronę infantylnych ekscesów higienicznych, gastrycznych i wydzielinowych, których ciągłe powtarzanie daje podczas seansu wrażenie wpadnięcia samemu w zapętlony korytarz czasu. Symboliczna jest tu scena przemian fizycznych bohaterów, które wcześniej ograniczały się do momentu transformacji przed podróżą w czasie, a w Rewolucji Godfryd i Jacquille przez dobrych kilkanaście minut muszą biegać w mało subtelnej charakteryzacji.
Zobacz również: Dlaczego warto oglądać kino koreańskie?
Tym co ratuje film od totalnej klęski i stanowi siłę witalną filmu jest duet Reno-Clavier. Mimo upływu lat sprawiają, że ciężko wyobrazić sobie innych aktorów w rolach Hrabiego Motmiraila oraz Łapserdaka, i to dzięki nim stare i wielokrotnie powtarzane żarty nie powodują irytacji, a czasem potrafią wywołać małą radość. Dlatego też dziwi zepchnięcie tych postaci z centrum uwagi na rzecz galerii nudnych i jednakowych postaci rodziny Hrabiego. Goście, goście 3 wracają do normy dopiero pod koniec filmu, gdy fabuła zaczyna skupiać się na dwójce średniowiecznych bohaterów, lecz na uratowanie produkcji jest już za późno.
Seria Goście, goście nigdy nie opierała się na stronie wizualnej i nie wyróżniała się wielkim rozmachem. Fundamentem był nietypowy humor i świeże spojrzenie na epokę. W Rewolucji tego zabrakło i dlatego też nie dziwi, iż film we Francji okazał się klapą finansową, a szanse, by spodziewać kolejnej odsłony spadły do minimum.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe