Dzikość serca
Muszę przyznać, że nie wierzyłem w powodzenie filmu Tarzan: Legenda. Po licznych rozczarowaniach związanych z tegorocznymi, głośnymi, hollywoodzkimi produkcjami kolejny blockbuster oparty tym razem na ponadczasowej postaci znanej z kultowej powieści spod pióra Edgara Ricea Burroughsa wydał mi się zupełnie zbędny – przecież to niemal oczywisty skok na kasę kinomanów. Szczęśliwie nowe dzieło Davida Yatesa, twórcy kojarzonego obecnie z finalnych odsłon magicznego widowiska z Harrym Potterem w roli głównej, okazało się przyzwoitą, wakacyjną rozrywką; przygodą po dzikich ostępach Konga, stanowiącą doskonałą odskocznię od komiksowych adaptacji i życia codziennego. Dacie się zatem porwać pasjonującej opowieści o legendarnym człowieku małpie ubranej w zupełnie nowe szaty?
Historia przedstawiona przez twórców jest luźno związana z mitem Tarzana. Tak po prawdzie w omawianym widowisku widzowie zobaczą jedynie dwie znane od dekad postaci – Johna Claytona i Jane Porter – oraz kilka faktów z przeszłości tytułowego bohatera, które zostały bezpośrednio zaczerpnięte z kart powieści. Reszta to już twórcza wizja reżysera i scenarzystów. Zatem zostajemy przeniesieni do Anglii 1884 roku – u schyłku złotego wieku konkwistadorów napędzanych żądzą ogromnego bogactwa oraz władzy. Tytułowego bohatera produkcji poznajemy jako cywilizowanego, szanowanego i dobrze usytuowanego człowieka – Johna Claytona, którego przeszłość stała się źródłem różnych imponujących opowieści. Obecnie wiedzie szczęśliwe, choć niepozbawione problemów życie u boku swojej ukochanej żony – Jane Porter. Jednakże trudna przeszłość nie daje o sobie zapomnieć…
John Clayton zostaje poproszony przez króla Leopolda o stanięcie na czele wyprawy handlowej do Konga, gdzie bohater spędził lata swojej młodości, w celu nadzoru i zdania relacji z poczynionych prac we wspomnianym miejscu. Mimo iż legendarny Tarzan początkowo odmawia przyjęcia oferty, niepokojące informacje o haniebnych czynach władcy ostatecznie skłaniają go do podjęcia podróży i wzięcia udziału w skrupulatnie przemyślanej intrydze, której priorytetem jest bogactwo, a niezbędnymi narzędziami chciwość oraz zemsta… Tak rozpoczyna się kolejna wielka przygoda, o której będą rozprawiać następne pokolenia…
Warstwa fabularna to solidna i przemyślana robota – rzemieślniczy twór najwyższej jakości. Po pierwsze od razu czuć tutaj rękę Davida Yatesa, ponieważ produkcja od niemal pierwszych minut ujmuje klimatem oraz atmosferą wielkiej przygody, za co twórcom należą się ogromne brawa. Reżyser zgrabnie manewruje przeróżnymi filmowymi gatunkami, jeszcze lepiej opowiadając przyszykowaną przez scenarzystów historię, znajdującą się na granicy snu i jawy – prawdziwa legenda! Dzięki temu otrzymujemy sprawnie wymieszane kino przygodowe z elementami charakterystycznymi dla dramatu, akcją oraz licznymi (lecz nie nachalnymi) akcentami humorystycznymi, stanowiące satysfakcjonującą rozrywkę, przy której nie sposób się nudzić. Oczywiście snuta opowieść pełna jest schematów oraz zapożyczeń, lecz zdolna ręka Yatesa wystarcza, aby tchnąć życie i pasje w wielokrotnie widziane przez kinomanów sceny, lecz ubrane w nieco odmienne szaty, co przekłada się na zdecydowanie pozytywny odbiór, w gruncie rzeczy, przewidywalnej i prostej warstwy fabularnej. Twórcy niemalże grają w swoim widowisku z widzami w otwarte karty; owszem próbują zapleść spójną intrygę, co udaje im się w miarę przyzwoicie, jednak tę łatwo przewidzieć. Szczególnie nie będzie ona stanowić wyzwania dla weteranów kina przygodowego. Zatem fabularny twist obrazu zwiedzie jedynie raczkujących w tym gatunku kinomanów oraz osoby nieprzejawiające zainteresowania kinem, dla których jest ono jedynie jedną z wielu form niezobowiązującej rozrywki – ci właśnie odbiorcy będą się najlepiej bawić na produkcji Yatesa. Warto tutaj dodać, że wizja Tarzana została zbudowana na licznych retrospekcjach, które są bogatym źródłem informacji o głównych bohaterach obrazu, a także stanowią początkowo o dynamice obrazu. Ten zaś rozwija się bardzo powoli. Twórcy nie spieszą się z opowiadaniem historii, powolutku wprowadzając widzów w dziki świat tytułowej postaci oraz jego intrygujące życie. W związku z tym film przez pierwsze 30 minut w melancholijnym tempie posuwa się do przodu. Dopiero od napadu na wioskę obraz nabiera niezbędnej dynamiki i napięcia, które z małymi przerwami utrzymują się do samych napisów końcowych.
Niewątpliwym atutem dzieła jest spektakularna wręcz oprawa audiowizualna, która szczęśliwie nie przysłania snutej opowieści, okazując się jej doskonałym uzupełnieniem. Twórcy oszczędnie korzystają ze współczesnej technologii, zachowując odpowiedni balans pomiędzy sekwencjami akcji oraz dialogami. W efekcie nie będziecie znużeni przydługimi i nic niewnoszącymi monologami lub przemęczeni zbyt dużą ilością kolejnych komputerowych efektów specjalnych. Jednakże, kiedy na ekranie zaczyna się coś dziać, to nie będziecie zawiedzeni. Tarzan: Legenda to niemalże wizualne arcydzieło, w którym zderzycie się z jednymi z najznamienitszych efektów CGI w przeciągu ostatniej dekady, a na pewno z najlepszym w tym roku! Świadczy o tym sama końcówka widowiska – to prawdziwa poezja, rozkosz dla oczu i uszu. Kropką nad i jest utwór irlandzkiego wykonawcy znanego pod pseudonimem Hozier pt. Better Love – pełna pasji i uczuć piosenka świetnie podkreślająca film.
Kolejnym atutem widowiska jest aktorstwo, które niestety podszyte zostało archetypicznymi postaciami. O ile dwójka głównych bohaterów wyłamuje się nieco z przyjętych schematów, o tyle reszta obsady uderza w znane tony. Zatem Samuel L. Jackson pełni rolę naczelnego błazna, będąc bezdenną skarbnicą zabiegów rozśmieszających w na wskroś poważnej wizji Tarzana – twórcy zgrabnie unikają tutaj nagromadzenia niepotrzebnego patosu; Christoph Waltz to oczywiście schwarzcharakter obrazu, a Djimon Hounsou gra zaślepionego zemstą przywódcę plemienia, zdolnego przypieczętować los swoich poddanych w zamian za możliwość realizacji własnego planu. Szczęśliwie postacie zagrane przez Alexandera Skarsgårda i Margot Robbie nieco ratują ten aspekt filmu. Postać Tarzana to ogromny atut widowiska. Małomówny i tajemniczy, cechujący się niemal zwierzęcym magnetyzmem przyciąga uwagę i intryguje – duża w tym zasługa „niedopowiedzenia” bohatera (w zasadzie na początku nic o nim nie wiemy, co jest niewątpliwą zaletą produkcji; twórcy stopniowo przybliżają widzom nieco skrytą w cieniu legendę, za pośrednictwem umiejętnie wplecionych w opowieść retrospekcji, które zadowalająco rozbudowują wraz z biegiem czasu omawianego Johna Claytona). Podobnie jest z niepozorną Jane Porter w wykonaniu zjawiskowej Margot Robbie, będącą nieodzowną towarzyszką rzeczonej postaci na ekranie, która niejednokrotnie przełamuje utarty w literaturze i kinie wzorzec damy w opresji do niezwłocznego uratowania. Aktorka stara się jak może, aby dodać swojej bohaterce charakteru i głębi, co robi z niewątpliwym powodzeniem.
Ciekawa jest wymowa produkcji, która traktuje przede wszystkim o motywie zemsty. Ten natomiast został ukazany z różnych perspektyw. Twórcy odpowiednio się do niego ustosunkowali, dając do zrozumienia, iż zemsta nie przynosi upragnionego ukojenia i oczekiwanego spokoju – ból oraz cierpienie pozostają – lecz w wielu przypadkach staje się zarzewiem kolejnego konfliktu, a ten przynosi ze sobą gniew, łzy i następne krzywdy. W tle pojawiają się też motywy chciwości, niegodziwości, władzy oraz niewolnictwa, lecz znikają one bezpowrotnie w mglistych i gęstych puszczach. Zostaje także subtelnie nakreślona brzydka prawda o konkwistadorach i koloniach, lecz negatywny komentarz twórców filmu jest zbyt powierzchowny oraz mało wyraźny. Zabrakło tutaj zdecydowania i niejako odwagi, przez co otrzymaliśmy zwyczajny obraz rozrywkowy pozbawiony ambicji na dzieło z nietuzinkową wymową oraz jednoznaczną krytyką – wielka szkoda.
Warto też dodać, że omawiana produkcja w większości ustrzegła się przed błędami logicznymi i trudno tutaj znaleźć jakiekolwiek niedorzeczności (czyt. głupie fabularne rozwiązania lub mało prawdopodobne zachowania bohaterów). Oczywiście można doszukiwać się na siłę w niektórych scenach absurdalności, ale to przecież film o człowieku małpie, warto o tym pamiętać, gdy będziecie chcieli cokolwiek twórcom zarzucić. Czasem obraz wpada w naiwne lub nieco zbyt podniosłe tony, lecz nie jest to coś, co by mogło zaważyć na końcowym odbiorze całkiem przyjemnego, przygodowego widowiska. Drugą stroną medalu jest strasznie umowna brutalność, która została zastąpiona przez udaną symbolikę i zręczne zabiegi filmowe – wymagania wiekowe pozbawiły Tarzana pazura i odrobiny krwi. Kolejnym drażniącym elementem jest nietykalność bohaterów. Może się cały świat walić dookoła (niemal dosłowne odzwierciedlenie tego stwierdzenia znajdziecie w niezwykle satysfakcjonującym finale widowiska) to głównym postaciom nie spadnie nawet włos z głowy. Jednakże Jane i Tarzan nie mają prawa przecież zginąć – to ikoniczni bohaterowie i idole wielu pokoleń, tak więc ich rzekoma nieśmiertelność wydaje się w pewien sposób usprawiedliwiona.
Dystrybucją filmu na terenie Polski zajęła się firma Galapagos Sp. z o.o. Na płytce DVD widzowie znajdą kilka interesujących dodatków. W ich skład wchodzą następujące: Tarzan odrodzony: Odkryj nowe wcielenie Tarzana, skrojone na miarę naszej generacji; Gabon na srebrnym ekranie i Stop IVORY: powstrzymaj handel kością słoniową. Poza tym fani legendarnego Człowieka Małpy produkcję będą mogli obejrzeć zarówno w oryginalnej ścieżce dźwiękowej z polskimi napisami, jak i rodzimym dubbingiem.
Mimo powyższych, ewidentnych uchybień i nieco zbyt uproszczonej fabuły, nowego Tarzana ogląda się bez zgrzytów zębami, a nawet z niewymuszoną przyjemnością. Jest to z pewnością jeden z lepszych obrazów o człowieku małpie (na pewno najbardziej widowiskowy), który doskonale sprawdzi się podczas relaksu z całą rodziną. Ja z pewnością wybiorę się na jeszcze kilka wypraw do pełnego przygód i niebezpieczeństw Konga!
Źródło ilustracji wprowadzenia i zdjęć: materiały prasowe; Warner Bros. Entertainment Inc.