Hologram dla króla – recenzja DVD dramatu z Tomem Hanksem

Amerykański przedsiębiorca, Alan Clay (Tom Hanks), stoi na skraju bankructwa. Ostatnią deskę ratunku stanowi biznesowa podróż do Arabii Saudyjskiej. Po dotarciu na miejsce okazuje się jednak, że na drodze do realizacji ambitnych planów stoi całe mnóstwo przeszkód. Na drodze do zainteresowania widza tą historią stoi ich jeszcze więcej. 

Pod wieloma względami Hologram dla króla przypomina kultowy Dzień świstaka. Grany przez Hanksa bohater utknął co prawda w upalnej Arabii Saudyjskiej, a nie mroźnej mieścinie, ale i w tym przypadku mijające dni są do siebie łudząco podobne: przełożony dzwoni tylko po to, aby go popędzać; ojciec i tak sprowadza rozmowę na tory niekończących się wyrzutów; irytujący, acz sympatyczny miejscowy kierowca dowozi go na miejsca spotkań, które i tak się nie odbywają; córka zapewnia w mailach, że, w przeciwieństwie do swojej matki, nie ma do niego pretensji; wszystkie krzesła, na których siada, załamują się pod nim, a prócz wyrzutów sumienia i bezsenności dokucza mu jeszcze jeden zdrowotny problem. 

Sam fakt tego podobieństwa nie jest jeszcze problemem. Produkcja Toma Tykwera mogłaby być przecież bardziej dramatyczną wersją komedii z lat dziewięćdziesiątych i, tak sklasyfikowana, zdołać się obronić. Tymczasem film ogląda się bez krzty zainteresowania którymkolwiek z wątków – właściwie trudno mówić o wątkach w liczbie mnogiej, bo wszystko kręci się wokół głównego bohatera, który stoi w miejscu: zarówno ze swoim projektem, jak i ze swoim życiem. W miejscu stoi również akcja i fabuła, a gdyby tę mamałygową całość rozebrać na części, dostrzegłoby się elementy tak często wykorzystywane przez w przeszłości, że na usta ciśnie się pytanie, po co – jeśli nie na złość do krzty znużonemu widzowi – wykorzystywać je, skoro nie ma się chęci urozmaicić ich czy choćby w minimalnym stopniu modyfikować?

https://www.youtube.com/watch?v=zkw4cVgKR2Q

Tom Hanks jest w Hologramie dla króla taki, jakim widzowie znają go i kochają: budzi zarówno sympatię, współczucie jak i empatię. Niestety, znajduje się w samym centrum fabularnego letargu, więc – nawet on – zdziałać może niewiele. Pojawiający się z nim na ekranie niesforny kierowca Yousef (Alexander Black), eteryczna doktor Zahra (Sarita Choudhury) czy hologramowy Dave (Ben Whishaw) co prawda czynią całość odrobinę bardziej znośną, nie zmienia to jednak faktu, że film rozczarowuje niemal na wszystkich płaszczyznach. Przede wszystkim: nudzi, nudzi i jeszcze raz nudzi! 

Ci, którzy nie zrezygnują w połowie (lub po kwadransie…) przez wzgląd na Hanksa, w końcowej części seansu doczekają się quasi-nagrody pocieszenia: przyznać trzeba, że wątek miłosny został zrealizowany naprawdę subtelnie, dojrzale i mile dla oka. Można było skupić się na nim dużo wcześniej i zgłębić, zamiast torować sobie nim drogę do boleśnie ckliwego, naiwnego finału. Mogło pojawić się światełko w tunelu, skończyło się na gwoździu do trumny. 

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?