Na granicy – recenzja DVD polskiego thrillera

Thriller Wojciecha Kasperskiego to opowieść o różnych odcieniach męstwa: tym, które – ze względu na młody wiek – dopiero się rodzi, tym, które – w wyniku tragicznych wydarzeń – gdzieś się zatraciło oraz tym zdegenerowanym z niewiadomych względów.

Pogranicznik Mateusz (Andrzej Chyra) po długiej przerwie spowodowanej osobistą tragedią, postanawia powrócić w Bieszczady. Zabiera ze sobą synów, Janka (Bartosz Bielenia) i Tomka (Kuba Henriksen). Męska wyprawa, mająca na celu odbudowanie ewidentnie nadszarpniętych więzi, przybiera jednak niespodziewany obrót, gdy – choć turystyczne szlaki ze względu na porę roku są zamknięte – w ich chacie zjawia się tajemniczy nieznajomy (Marcin Dorociński). Jest wycieńczony, pokiereszowany i przemarznięty, ale nim traci przytomność, mamrocze pod nosem, że gdzieś kogoś zostawił. W jego plecaku ojciec chłopców znajduje mapę i broń; zaniepokojony, pomimo szalejącej na zewnątrz śnieżycy postanawia wyruszyć śladami przybysza i odkryć, co zaszło. Tym sposobem dwaj bracia zostają z wędrowcem sami w środku zupełnej głuszy. I choć mężczyzna śpi, skuty kajdankami, a oni mają łączność radiową z ojcem, jakoś nie sposób poczuć się bezpiecznie. 

Podczas gdy Mateusz, ku swemu zdumieniu, odkrywa, że w górach dochodziło do nielegalnego przewożenia przez granicę, w które zamieszani byli także strażnicy, Konrad, bo tak ma na imię bohater grany przez Dorocińskiego, budzi się i perswaduje na Janku rozkucie krępujących go kajdan. To jeden z tych momentów, gdy widz powtarza jak mantrę: nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego, ale instynkt samozachowawczy nastolatka najwyraźniej nie jest wystarczająco rozwinięty, aby usłyszeć głos rozsądku. Z drugiej strony, sprawiedliwość już teraz należy oddać Dorocińskiemu, tak charyzmatycznemu i nieznoszącemu sprzeciwu, że właściwie nie wiadomo, co niesie za sobą większe ryzyko: ulegnięcie mu, czy przeciwstawienie się. Przybycie do chaty przełożonego i przyjaciela Mateusza, tęgiego Lecha (Andrzej Grabowski), mogłoby zwiastować rychły koniec kryzysu, ale nic z tego; struny napinają się coraz bardziej, aż w pewnym momencie już wiadomo, że pękną. 

https://www.youtube.com/watch?v=UwLQhO0Tsn4

Nie ma co ukrywać: Na granicy to film jednego aktora. Ale za to jakiego. Dorociński po raz kolejny daje popis swoich nieograniczonych możliwości, tym razem budując wyrazistą, hipnotyzującą i odstręczającą jednocześnie, postać. Konrad jest nieobliczalny, niebezpieczny i to właśnie jego obecność na ekranie – widoczna lub jedynie wyczuwana – utrzymuje napięcie na wysokim poziomie. Tylko jemu udaje się zdobyć aktorski szczyt; pozostali członkowie obsady nie są nawet blisko przekroczenia granicy. Grany przez Bielenię Janek co rusz zachowuje się zaskakująco infantylnie i w porównaniu do swojego młodszego brata raczej nie zyskuje sympatii widza. Grabowski pokazuje to, co pokazywał już wielokrotnie, więc jego krzepa, hardość, a nawet rozjuszenie, w żaden sposób nie zapadają w pamięć. Scena konfrontacji Chyry z filmowym pierworodnym i ta, która następuje po niej, z perspektywy całości pozostawiają duży niedosyt, bo co do tego, że aktor mógłby pokazać o wiele więcej, nie ma wątpliwości. Tym bardziej żal, że w momencie – jakby nie patrzeć: wyczekiwanego – spotkania Konrada i Mateusza, sprawy przybierają taki a nie inny obrót, w dodatku w błyskawicznym tempie.

Mocną stroną thrillera, którego wydanie DVD wzbogacono o making of, materiały dotyczące efektów specjalnych i komentarz twórców, z całą pewnością są zdjęcia. Po seansie nikt raczej nie będzie miał wątpliwości co do tego, że kadry Bieszczad zimą świetnie tworzą atmosferę odludzia, na którym bohaterowie zdani są wyłącznie na siebie, gdzie wydarzyć może się wszystko i gdzie po tychże wydarzeniach może nie pozostać ani śladu. Surowa przyroda, poczucie klaustrofobicznego odosobnienia, ekstremalne warunki fizyczne i psychiczne, naprawdę dobry dźwięk (wreszcie nie trzeba wytężać sił, żeby zrozumieć, co mówią bohaterowie, a każdorazowe skrzypnięce desek lub inny dźwięk świetnie budują atmosferę osaczenia) oraz czarny charakter z prawdziwego zdarzenia – te elementy thrillera Kasperskiego zdają egzamin. Na ostateczną ocenę wpływają jednak fabularne luki i nie do końca satysfakcjonujące rozwiązania pewnych wątków. Efekt końcowy trudno więc ocenić na piątkę, ale można mieć nadzieję na poprawę wyników w przyszłości. 

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?