Tramwaj zwany pożądaniem – recenzja DVD klasyka z Marlonem Brando

Choć z perspektywy dzisiejszego widza może być trudno w to uwierzyć, obsypaną nagrodami adaptację sztuki Tennessee’a Williamsa w momencie premiery uznano za niebywale gorszącą i kontrowersyjną. Nawet, jeśli współcześnie Tramwaj zwany pożądaniem nie wzbudza już tak skrajnych emocji, z pewnością nie można przejść obok tego filmu obojętnie.

Blanche DuBois (Vivien Leigh) przybywa do Nowego Orleanu, aby odwiedzić siostrę, Stellę (Kim Hunter). Egzaltowana piękność nie znajduje jednak wspólnego języka ze swoim porywczym szwagrem, Stanleyem Kowalskim (Marlon Brando). Atmosfera panująca w mieszkaniu, które tych troje zmuszonych jest dzielić, z dnia na dzień staje się coraz bardziej napięta. 

Filarami ponadczasowości tego melodramatu z całą pewnością są dwie, doskonałe, role główne. Nieokrzesany, charyzmatyczny, gruboskórny (i zabójczo przystojny 😉 Stanley nieustannie zmuszany jest do konfrontacji z rozchwianą emocjonalnie, maniakalnie skoncentrowaną na swoim wyglądzie Blanche. Mitomania, szaleństwo, wybuchy agresji i akty skruchy – to właśnie obserwowanie targanych emocjami postaci przynosi największą satysfakcję i nie pozwala oderwać oczu od ekranu. Tak, jak główna bohaterka słyszy pewną, powtarzającą się, melodię, tak widz w wielu scenach słyszy tykającą bombę: napięcie, jeśli w ogóle opada, to tylko na moment, a każda chwila ciszy zapowiada kolejną burzę. Nawet, jeśli ekspresję charakterystyczną dla czarno-białych produkcji sprzed lat przywykliśmy traktować nieco protekcjonalnie, tym razem niedające się przewidzieć huśtawki nastrojów i ulegający im postaci są prawdziwą ucztą dla oka. Brando i Leigh to duet naprawdę wysokiego ryzyka. 

Nagrodzone Oscarami role drugoplanowe: Kim Hunter, wcielającej się w ciężarną i – do czasu – uległą panią Kowalski oraz Karla Maldena, ekranowego adoratora Blanche, czy nawet niepozorna kreacja Peg Hillias jako Eunice, sąsiadki zawsze gotowej do pomocy i niestroniącej od awantur z własnym mężem, zapewniają filmowi aktorską równowagę. Nie jest tajemnicą, że Brando i Leigh świecą najjaśniejszym blaskiem, ale pozostali członkowie obsady nie pozostają w ich cieniu całkowicie, z równym zaangażowaniem oddając to, co w ich postaciach najważniejsze. 

Nie sposób pominąć – również docenionej przez Akademię – scenografii, w której zmiany zachodzą równorzędnie z pogłębiającymi się zmianiami w psychice Blanche. Zamknięta w czterech ścianach coraz bardziej przypomina ptaka zamkniętego w klatce, rozpaczliwie trzepoczącego barwnymi, lecz przetrąconymi, skrzydłami. Elia Kazan zdołał uchwycić na ekranie to wszystko, co w Tramwaju zwanym pożądaniem przyciągało, przerażało i przekonywało zarówno na kartach sztuki, jak i deskach teatru. Skontrastował ze sobą postawy i charaktery ludzkie, siłę fizyczną i umysłową słabość, prostotę i wykwintność, przekorę i pokorę, niewinność i winę. Nie dziwi więc, że melodramat z 1951 roku trafił do kolekcji Ikony kina. W dodatkach do wydania DVD znalazły się między innymi: niewykorzystane w filmie sceny, reportaże czy zdjęcia próbne absolutnie hipnotyzującego Marlona Brando. Dla fanów klasyki kina pozycja obowiązkowa. 

 Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?