Gejsza – recenzja DVD filmu Radosława Markiewicza

Gejsza najprawdopodobniej miała być filmem mrocznym, ponurym, gęstym. Miało się w niej także znaleźć miejsce na erotyzm, sensację, napięcie, tajemnicę i wątek rodzinny. Miało być polskie neo-noir. Piszę: miało, bo żadne z potencjalnych założeń reżysera nie zostało spełnione. Wręcz przeciwnie. W tym przypadku chcieć nie znaczy móc. 

Przebywającego w więzieniu mężczyznę odwiedza piękna kobieta. Zaczyna się przed nim rozbierać, a on… wychodzi. Jak się okazuje, Kolos (Konrad Eleryk) pracuje jako ochroniarz w nocnym klubie i właśnie stamtąd przysłano mu ją “w prezencie”. Również w tym klubie bohater zwraca uwagę Hajsa (Marian Dziędziel), niewidomego mafioza, dla którego wkrótce zaczyna wykonywać zlecenia. Spotkanie z Mają (Agnieszka Więdłocha), rehabilitantką młodszego brata głównego bohatera, otwiera mu oczy na możliwość prowadzenia innego trybu życia, z dala od przestępczego półświatka. Zamknięcie jednego rozdziału i rozpoczęcie kolejnego nie będzie jednak łatwe. Może nawet okaże się nierealne. 

Biorąc pod uwagę zarys fabuły, filarem Gejszy mógł, i powinien, być Kolos. Problem polega nie na tym, że nie wzbudza on w widzu skrajnych emocji. Problem polega na tym, że nie wzbudza absolutnie żadnych. Wiadomo, że ma być tym dobrym, wplątanym w niesprzyjające okoliczności, próbującym odmienić swój los. Sama wiedza to jednak za mało, a obojętność względem losów protagonisty nie wróży niczego dobrego. 

https://www.youtube.com/watch?v=CzihyX833W8

Podobnie jest z postaciami drugoplanowymi. Wyciętymi z gotowego szablonu, jednowymiarowymi. Pracująca w nocnym klubie Dominika (Marta Żmuda Trzebiatowska) jako Velvet powinna kusić i intrygować, a jednocześnie skrywać wrażliwą stronę, ujawniać potrzebę miłości, empatii, bezpieczeństwa. Niestety, nie wypada przekonująco, a żałośnie. Zamiast dramaturgii, w scenach z jej udziałem na ekranie możemy liczyć jedynie na – raczej niezamierzony – efekt śmieszności. Przełożony Kolosa, Igor (Mirosław Zbrojewicz), jest gangsterem w garniturze. Maja (Agnieszka Więdłocha) jest dobrą dziewczyną, z którą główny bohater miałby szansę na lepsze, czyli normalne, życie. I tyle. Żadna z postaci nie kryje pod wierzchnią warstwą niczego więcej, niczym nie zaskakuje. Jakąkolwiek ekranową charyzmę jest w stanie wykrzesać z siebie Marian Dziędziel, ale to właściwie również żadna niespodzianka. 

W dodatkach znajdziecie dość sprawnie zrealizowany zwiastun pełnometrażowego debiutu Radosława Markiewicza. Aż trudno uwierzyć, że trwa niecałe półtorej godziny, bo dłuży się tak, jakby trwał trzy razy tyle. Zawodzi tak gra aktorska, jak i dialogi. Zawodzi przede wszystkim przewidywalność i płytkość. Zawodzi próba nieudolnego żonglowania filmowymi inspiracjami zza Oceanu. Jedynym światełkiem w tunelu wydaje się zabieg zaburzenia fabularnej chronologii, ale migocze ono bardzo słabo w mroku tego, co zupełnie nieudane. Zamiast angażować widza, Gejsza fizycznie go męczy. Nie sposób zaangażować się w historię, w której rozpoznaje się jedynie klisze i zmarnowane szanse. Nawet zabawa w tropienie kolejnych z nich to za mało, żeby seans uznać za satysfakcjonujący.

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?