Zabójca idealny – recenzja filmu science-fiction ze Stevenem Seagalem

Książe, Extraction, Vice: Korporacja zbrodni – czy istnieje coś gorszego od najnowszych filmów z Bruce’em Willisem? A i owszem, jest coś takiego. Mianowicie są to najnowsze filmy ze Stevenem Seagalem. Człowiek zasad, Code of Honor, Snajper: Reguły wojny – reprezentują mistrzostwo w kwestii generycznych scenariuszy, drewnianego aktorstwa i biednej realizacji. Co paradoksalnie aż tak proste wcale nie jest. Strzelanki, kryminały i mordobicia to najpopularniejsze gatunki wśród niskobudżetowego kina przeznaczonego prosto na rynek domowy. Masa takich produkcji powstaje co roku i większość z nich reprezentuje w najlepszym razie przeciętny poziom. Także aby wśród takiego towarzystwa być najgorszym wcale nie jest łatwo. Dawnemu gwiazdorowi znanemu z takich hitów jak Liberator czy Nico – Ponad prawem przychodzi to bez wysiłku. Jednakże recenzowany tu obraz w przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej kaszan jest filmem science-fiction, co odgórnie zmusza do pewnej pomysłowości i stwarza pole do wcielenia w życie ciekawszego konceptu. Może tym razem twórcom zachciało się coś znośnego nakręcić? Nadzieja wcale nie umiera ostatnia, w tym przypadku ona już dawno leży skatowana w przydrożnym rowie.

perfect weapon, zabojca, seagal

Hołd dla Łowcy androidów i filmów akcji z lat 80. i 90. Dosłownie takim hasłem reżyser oficjalnie podpisał swój film. Gdyby Ridley Scott dowiedział się w 1981 roku, że daleko w przyszłości jakiś Titus Paar nakręci swoje barachło i doda do niego ten tekst, to na pewno rzuciłby kręcenie Blade Runnera. Zwiastun, notabene całkiem niezły, twierdzi iż Zabójca idealny rozgrywa się w przyszłości, śmiechu warte. Prymitywniejszej, biedniejszej i bardziej leniwej wizji futurystycznego świata jeszcze nigdy wcześniej nie uświadczyłem. Wielkie twarze wyświetlane na wieżowcach i kilka dziwnych gadżetów, to wszystko, co twórcy mają do pokazania, by przenieść widza prawie trzy dekady w przód. Coś takiego jak scenografia zupełnie nie istnieje. Sceny mają miejsce w ciemnych piwnicach, zagraconych hangarach, klubie czy miejscach wyglądających zupełnie jak współczesne. Zwyczajnie nie uwierzyłem, gdy przypadkiem przeczytałem, że obraz ten może się pochwalić budżetem w wysokości 8 milionów dolarów. Ktoś tu odwalił niezły przekręt, bo Zabójca idealny prezentuje się raczej jak garażowa produkcja kręcona wieczorami w wolnym czasie, a nie niskobudżetowiec gorszego sortu.

Zobacz również: recenzja filmu Mechanik: Konfrontacja!

Kino klasy Z w czystej postaci. Nie wspomniałem nic o fabule, bo szkoda w ogóle na to strzępić klawiaturę. Bezwzględny rządowy zabójca o ksywce Kondom, na widok kobiety przypomina sobie, że posiada sumienie i zaczyna się buntować. Powiedziałbym, że sam koncept nieco przypomina Equilibrium, ale jakiekolwiek porównania z normalnym kinem są obrazą dobrego smaku. Niby na finał historia prezentuje odrobinę rehabilitujący zwrot akcji, ale tych wcześniejszych 60 minut cierpienia to nie odda nikt. Tytułowy Zabójca (jak się okazuje nie tak bardzo) idealny to łysy z Brazzers, który nawet znajduje swoją blond labadziarę i robi jej casting na kanapie. Różnica jest jednak taka, że tym razem ani kawałka kobiecej piersi czy pośladków nie będzie dane widzom uświadczyć. Wypada to wręcz komicznie, kiedy operator kamery próbuje pokazać jak najwięcej jednocześnie nie odsłaniając nic. Jest to równie nieporadne jak wszystko w tym filmie.

idealny zabojca, perfect weapon, seagal

Bo przecież gdyby strzelaniny i walki reprezentowały jakiś poziom, to i bez golizny można było się dobrze bawić. Nic z tych rzeczy. To jeden z tego typu filmów, w których montażysta ostro zarzucał koks podczas pracy, tworząc totalny chaos zamiast sensownych scen. Paul Greengrass byłby dumny. Sceny akcji prawie osiągają poziom Jasona Bourna. Chyba nawet bez konwertowania do 3D zbiera się na ich widok na wymioty. Biedna choreografia idzie równo w parze z jednostajnym kadrowaniem, a oczywiście wszyscy przeciwnicy, którzy mają karabin w dłoniach, uczyli się strzelać w akademii imienia Szturmowców Imperium. Zaraz, zaraz, pewnie się pytacie, ale jak to możliwe, że mistrz wschodnich sztuk walk Steven Seagal kiepsko bije? Otóż te 30 sekund starcia, które kultowy aktor dostał, opiera się bardziej na manipulacji dłońmi. Nawet zabawnie to wygląda, nie powiem, coś tam się dzieje, ale do walki wręcz to temu daleko.

Zobacz również: powstaje Nico – Ponad prawem 2!

Steven Seagal pojawił się w drobnej roli i gra od niechcenia w przerwach między rypaniem azjatyckiej małolatki (pełnoletniej oczywiście). Nie wiem, czy w ogóle zdaje sobie sprawę z produkcji, w której bierze udział, bo zamiast gadać o faktycznej fabule daje wykłady na temat filozofii wschodu, manipulacji dłońmi i masaży. Jego wątek rozpoczyna się na dobre dopiero na napisach końcowych, więc gdyby skrócić o godzinę tę część filmu przed jego końcem, to coś by mogło nawet wyjść. Oczywiście aktorsko Seagal bije całą resztę zespołu na głowę. Mimo że umieranie w jego wykonaniu wypada absurdalnie, przy konkurencji na poziomie dobrego pornosa wygląda niczym Al Pacino za najlepszych czasów. Masy śmiechu dostarcza ironia jego przemówienia na temat honorowej śmierci i honorowego życia, najwyraźniej w tej całej ideologii zabrakło miejsca na honorowe zakończenie kariery lub po prostu honorowe, rzetelne wykonywanie swojej pracy. Gdyby tylko mu się chciało…

idealny zabojca, perfect weapon, steven seagal, titus paar

Ale nie, ewidentnie nie chce. Więc pytanie, dlaczego widzowi ma się chcieć obejrzeć Zabójcę idealnego? Koszt takiej „przyjemności” to aż 8 złotych. W tej cenie istnieje u mnie na mieście opcja zjeść hamburgera albo kebsa i nawet zecisz jeszcze w kieszeni zostanie, a nie zmarnuje się 80 minut życia. Żeby to jeszcze zabawne było… nie licząc scen z Seagalem całość jest do bólu nudna. Przerażające, iż ktoś mógł pomyśleć, że ten produkt filmopodobny może doczekać się sequela. Tylko największym hardkorowcom polecam seans. Idealne rozwiązanie w tej sytuacji, to omijanie Zabójcy idealnego szerokim łukiem.   

Dziennikarz

Miłośnik prawdziwego kina, a nie tych artystycznych bzdur.
Jeśli masz ciekawy temat do opisania, pisz tutaj - [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?