A ja pełen jestem gniewu Pańskiego, nie mogę go powstrzymać. „Wylej go na dzieci na ulicy i na zgromadzenie młodzieńców! Wszyscy bowiem będą zabrani: mąż z żoną, starzec wraz z mężem podeszłego wieku.
Biblia ma taką niezwykłą właściwość, że gdy się ją otworzy na przypadkowej stronie, to zawsze akurat znajdzie się cytat, który pasuje do sytuacji czytającego. Właśnie to przytrafiło się głównemu bohaterowi Jestem zemstą. Gdy po zabójstwie żony dość niechętnie i przypadkowo szukał ukojenia w bożych naukach, zamiast uzasadnienia istnienia bólu otrzymał przyzwolenie na zesłanie kary ludziom, którzy przyczynili się do jego cierpienia. Pech chciał, że jest on byłym super komandosem, specem od zadań niemożliwych. Pecha w tym przypadku oczywiście mają kryminaliści.
Także już dobrze wiadomo, że otrzymujemy typowego przedstawiciela kina zemsty. Wtórność fabuły aż bije po oczach. Nie ma tej nieprzewidywalności w scenariuszu co Prawo zemsty, nie jest tak dobrze wykonany jak John Wick, ani daleko mu pod względem klimatu do Sin City (notabene widać tu spore podobieństwa do historii Marva). Aczkolwiek Jestem zemstą tworzą reżyser Króla Skorpiona i zdjęciowiec Pulp Fiction oraz Opancerzonego. Nie wspominając o tym, że w roli głównej występuje aktor, który nie tak dawno odstawił sporo dobrych akcji w takich tytułach jak Pozdrowienia z Paryża czy Sezon na zabijanie. Za ten film nie odpowiadają byle jakie ogórki z ulicy, ale ekipa, co swego czasu Hollywoodu powąchała. Nawet jeśli ambicji starczyło jedynie na jazdę po sukcesie Liama Neesona, to można mieć nadzieję, że całość znośnie będzie się prezentować.
Zobacz również: In a Valley of Violence – zwiastun westernu z Johnem Travoltą
Lepiej niż twarz Johna Travolty. Aktor wykonał o jeden zabieg wstrzykiwania botoksu za dużo i teraz nieco świeci plastikiem z facjaty. Idealnie przy okazji nadaje się do kolejnego Terminatora i gdyby dane mu było stanąć naprzeciw Schwarzeneggera, to doczekalibyśmy się genialnego filmu. Niestety, chwilowo gra szukającego zemsty męża i ostatecznie wychodzi z tej roli nieźle, bo charyzmę ma, by przykuć uwagę widza. W swojej żałobie nie wypada też śmiesznie, a że umie odpowiednio podrzucać nawet przeciętne one-linery chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Mimo wieku daje rady również w scenach walk wręcz, które notabene wykonano całkiem przyzwoicie, na modłę tych z pierwszej części Uprowadzonej. Problem najwyżej stanowi ich ilość. Jestem zemstą dużo ma w sobie z dramatu, rozpoczyna się stosunkowo powoli i nigdy tak do końca nie odpala, operując bardziej na budowaniu napięcia i szybkim jego rozładowaniu, niż seryjnym zalewaniu widza seriami z karabinu lub prawymi podbródkowymi.
Sceny przerywnikowe między kolejnymi eliminacjami gangusów zazwyczaj nie nużą dzięki dobremu aktorstwu wspomnianego już Travolty. Choć najlepiej i tak wypada Christopher Meloni, który po Marauders (polecam) notuje kolejną udaną rolę. To właśnie on dostarcza do Jestem zemstą odrobinę dystansu, ironii i ciętych żartów, które sprawiają, że całość nie staje się tak poważna, że aż śmieszna. Ma najlepszą scenę walki w tym filmie, mimo że nie bierze udziału w wydarzeniach z finału. Zresztą wielkie rozstrzygnięcie wątku morderstwa i ukaranie człowieka odpowiedzialnego za nie raczej rozczarowuje. Podobnie jak wszystkie czarne charaktery w tym filmie, którzy nie okazują się ostatecznie zbyt groźni, ani nawet przesadnie wyraziści. Co w sumie dziwne, bo przecież Patrick St. Esprit ogrywa epizody w Rekinach wojny czy nowym Dniu Niepodległości, a tutaj przy większej ilości scen zalicza wtopę. Przez to, że przeciwnicy nie stanowią wielkiego zagrożenia popisy Johna Travolty nie robią tak wielkiego wrażenia. Momentami faktycznie można się zastanawiać, czy twórcy nie chcieli iść w stronę pozornego realizmu, lecz z taką fabułą i takimi postaciami najlepiej postawić na nieskrępowaną jazdę gatunkową, podnoszącą poziom adrenaliny, a nie wyciskającą łzy z oczu.
Ostatecznie źle mimo wszystko nie jest. Zwiastun zapowiadał żenującą kalkę, po której liczyłem, że się przejadę jak po burym piesku płci żeńskiej, a tu wyszedł taki przeciętny film akcji klasy B. Jeśli ktoś lubi tego typu kino, może sobie raz obejrzeć. Do poziomu Johna Wicka czy Uprowadzonej brakuje wiele. Kolejna część Jestem zemstą raczej nie powstanie, ale Travolta udowadnia, że nadaje się do kina akcji i czekam z niecierpliwością aż w końcu dostanie angaż do roli T-2000.
Zobacz również: Scott Adkins opowiada o Hard Target 2 i Undisputed 4!!!