Powietrze – recenzja thrillera science-fiction

Norman Reedus do anonimów nie należy, ale swoją karierą na pewno mógł lepiej pokierować. Od Świętych z Bostonu po The Walking Dead trudno o wiele dobrych produkcji, w których grałby wiodącą rolę. Tym bardziej dobrze jest w końcu zobaczyć go teoretycznie sam na sam w postapokaliptycznym starciu z Djimonem Hounsou (Strażnicy Galaktyki).

air, powietrze, norman reedus

Science-fiction ma różne oblicza, od space oper, które kochamy (Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy, Star Trek: W nieznane) po space opery, które nie kochamy (Jupiter: Intronizacja, Gwiezdne Wojny: Mroczne widmo). Do tego dochodzą zwyczajnie dobre filmy, które wykorzystują konwencję by kreować w niej inne gatunki kinematografii (Obcy, Pandora) oraz oczywiście skromne, ambitne produkcje, które dzięki fantastyce naukowej mogą analizować pewne uniwersalne koncepty i dywagować nad składowymi człowieczeństwa. Do tego ostatniego typu należy oczywiście Powietrze. Film jest debiutem reżysera Cienia Mordoru wyprodukowanym przez Roberta Kirkmana, scenarzystę takich komiksów jak Niezwyciężony czy Żywe trupy. Innymi słowy, zacna ekipa wzięła sprawy w swoje ręce.

Zobacz również: Norman Reedus o zostaniu Ghost Riderem!!!

Wszystko rozgrywa się już po zagładzie ludzkości. Ostatnich przedstawicieli naszego gatunku wprawiono w sen zimowy i schroniono w specjalnych podziemnych bunkrach. Tam nieświadomi czekają na lepsze czasy, kiedy powietrze przestanie być zatrute, a na powierzchni da się żyć. By te kilkaset lat minęło bez zakłóceń raz na sześć miesięcy dwóch konserwatorów budzi się ze snu, kontroluje czy wszystko gra i zaopatrza pozostałych śpiących w niezbędne do przeżycia substancje. Drobne spięcie elektryczne sprawi, że trwająca kilkadziesiąt lat rutyna zostanie przerwana, a nasi technicy zmuszeni zostaną odkryć nowe możliwości przetrwania i to szybko, w końcu ilość świeżego powietrza starcza na zaledwie kilka godzin.

air, powietrze, djimon hounsou

Klaustrofobiczny thriller na dwa głosy, tak w skrócie można określić tę produkcję. Świat się skończył i nawet nadziei nie pozostało już za wiele. Wszystko ostatecznie sprowadza się właśnie do niej. W trakcie seansu dane widzom będzie poznać dwie odmienne perspektywy, a ich starcie ma za zadanie napędzać całą akcję i zdobyć uwagę oglądających. Powietrze do lekkich i przyjemnych thrillerów nie należy. To nie jeden z tych wanabee horrorów, co zbędnymi jump scare’ami starają się pozostać atrakcyjnymi, mimo braku fabuły. Tu wszystko zaczyna się powoli, dając czas na poznanie i opowiedzenie się po stronie jednego z bohaterów. Konstrukcja opowieści została tak dobrana, że dwójka świetnych aktorów ma wiele okazji, żeby się wykazać dobrym tekstem czy ambiwalentną emocją. Ich postaci zostały odpowiednio nakreślone w odcieniach szarości. Niby jeden zachowuje się jak wariat, tylko po to, by w chwili kryzysu rozsądnym, spokojnym działaniem uratować sytuację.

Zobacz również: czy powstanie Śródziemie: Cień Mordoru 2?

Taki to właśnie jest film – pojedynek dwóch charakterów. Na pewno nie wybitnie intelektualny jak Sunset Limited, ani przepełniony tyloma zwrotami akcji co Pojedynek Kennetha Branagha, aczkolwiek wciąż sprytnie pokazany i dynamicznie przedstawiony. Oczywiście wspomnienie, że aktorzy wyśmienicie sprawdzili się w swoich rolach to oczywista oczywistość. Szczególnie Hounsou wychodzi poza swoje standardowe emploi wyrazistego czarnego charakteru i zostaje dobrodusznym idealistą. Jak to na thriller wypada, Powietrze trzyma w napięciu, kusi tajemnicami swojego świata i nawet jeśli zostają one rozwiązane w stosunkowo przewidywalny sposób, to przynajmniej inteligencja widza nie cierpi z powodu nielogiczności czy absurdalnych zachowań. Fachowa scenografia dostarcza natomiast uczciwą dawkę wrażeń wizualnych. Zrezygnowano ze sterylnej i czystej wizji przyszłości na rzecz retro machinerii, brudnych, brylastych sprzętów i surowych pomieszczeń, często pokrytych rdzą oraz kurzem. Czuć, że świat się skończył.

air, powietrze, sf

Te wszystkie elementy nie tworzą może najbardziej przystępnego filmu, a Powietrzu daleko chociażby do bardziej rozbudowanej i widowiskowej Ex Machiny, tym nie mniej szkoda przegapić to dzieło. Koniec końców Normana Reedusa w takiej formie i przez taką ilość czasu pewnie nie prędko przyjdzie nam znów w pełnometrażowej produkcji oglądać.

Dziennikarz

Miłośnik prawdziwego kina, a nie tych artystycznych bzdur.
Jeśli masz ciekawy temat do opisania, pisz tutaj - [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?