Seks w próżnym mieście – nasza recenzja Ekipy na DVD!

Cztery lata temu, kiedy po ośmiu sezonach serial Ekipa zniknął z ekranów telewizorów, wielu prawdziwych facetów pewnie uroniło (po kryjomu) łezkę, że nie zobaczą już Vince’a i jego świty. Ale jak wiadomo, w Hollywood nigdy nie mówi się nigdy, bo przecież nie zabija się złotej krowy. Pełnometrażowy film jest zwieńczeniem serii, adresowanym bardziej do zagorzałych fanów produkcji HBO niż do przypadkowej publiczności.

Osobiście nie zaliczam się do tej pierwszej grupy. O ile Seks w wielkim mieście udało mi się przypadkiem podejrzeć, to z męskim odpowiednikiem tego serialu nie miałem dłuższej znajomości. Właśnie, Ekipa nawet nie próbowała ukrywać, że jest odpowiedzią na przygody Carrie i przyjaciółek w Nowym Jorku. Zamiast Wielkiego Jabłka mamy LA, zamiast butów i zakupów – biznes filmowy, zamiast seksu, imprez i plotek… seks, imprezy i plotki. Jacy są nasi bohaterowie po ośmiu latach od przeniesienia się z Queens na Zachodnie Wybrzeże? Wydorośleli, zmądrzeli, zaczęli wieść prawdziwe życie? Nic z tego.

entourage01

Vince (Adrian Grenier) otrzymuje w końcu szansę wyreżyserowania i zagrania głównej roli w wysokobudżetowym blockbusterze dzięki znajomości z Arim Goldem (Jeremy Piven), kiedyś jego agentem, teraz producentem w jednej z największych filmowych wytwórni. „Hyde”, współczesna wariacja na opowieść od Doktorze Jekyllu i Panu Hyde, kosztowało już 100 milionów dolarów, ale brakuje jeszcze kilkunastu do ukończenia produkcji. Ari, któremu grunt pali się pod nogami, musi wybrać się do Teksasu, by przekonać jednego z finansujących film multimilionerów (Billy Bob Thornton), by wyłożył brakującą sumkę. Ten zgadza się, ale pod warunkiem, że jego syn Travis (Haley Joel Osmond) zobaczy dotychczas nakręcony materiał.

Vince i jego ekipa przekonani są, że nakręcili arcydzieło, choć boją się go pokazać komukolwiek. Ma być to film, który w końcu sprawi, że Johnny Drama (Kevin Dillon) udowodni, że potrafi grać i jest prawdziwym aktorem. Przełomowy, bezkompromisowy film Vince’a ma na zawsze zapisać ich w annałach Hollywood. Kiedy na horyzoncie pojawi się piękna modelka Emily Ratajkowski (grająca samą siebie), sprawy znacznie się skomplikują i domknięcie produkcji stanie pod dużym znakiem zapytania.

entourage02

Reżyser Doug Ellin stara się w niecałych dwóch godzinach upchnąć kilka wątków, na które czas znalazłby w kilkunastu odcinkach serialu. Oprócz walki o ukończenie Hyde mamy jeszcze: Erica (Kevin Connolly) sypiającego z kobietami na prawo i lewo, jednocześnie starającego się znowu być razem ze spodziewającą się dziecka Sloan; Turtle (Jerry Ferrara) dorobił się kasy na sprzedaży tequili, a teraz chce poderwać gwiazdę MMA Rondę Rousey; Johnny będzie miał pięć minut sławy, choć nie takiej, o jakiej marzył; Ari boryka się ze stresami w pracy i chodzi na terapię małżeńską, a jego były asystent Lloyd (Rex Lee) chce, by on wydał go na ożenek podczas ceremonii ślubnej. Nietrudno domyśleć się, że przez namnożenie wątków film przypomina zlepek wideoklipów i gagów. Ale oddani wielbiciele „Ekipy” nie będą zawiedzeni. Oto dlaczego.

entourage03

Każdy z bohaterów serialu otrzymuje swoje pięć minut (czasem dosłownie) i wątki zostają domknięte happy endem (chyba nie będzie to dla nikogo spoiler). Panowie przemieszczają się z imprezy na imprezę pięknymi, lśniącymi samochodami, napotykają setki pięknych kobiet w bikini, gotowych w każdej chwili uprawiać z nimi nieskrępowany seks. Przez film ciągle przewijają się gwiazdy i znane nazwiska, które grają albo samych siebie, albo pojawiają się w jakiejś trzecioplanowej roli, dla uciechy wtajemniczonego widza. Dowcipów jest cała masa, a fanów najbardziej ucieszą te, które nawiązują do przeszłości, czyli do serialu. Tekstów rasistowskich, homofobicznych, z przekleństwami jest jeszcze więcej, także dla tych, co niekoniecznie zorientowali się w odniesieniach kulturowych. Więc kiedy wybierzesz się do kina ze swoim najlepszym kumplem albo kumplami (raczej nie z dziewczyną czy koleżanką, broń Boże na pierwszą randkę), na pewno będziesz bawił się znakomicie. A wyżej wymienione powody posłużą tylko jako argumenty „przeciw” wszystkim tym, którzy z „Ekipą” nigdy nie mieli do czynienia. Podejrzewam też, że po obejrzeniu filmu raczej nie zechcą sięgnąć po serial.

entourage05

Coś musi pozostać nam, przeciętnym widzom, do wyciągnięcia z tej produkcji. Być może drapieżna satyra na Hollywood, bezlitośnie chłostająca próżność tego świata, zepsutych ludzi i kult pieniądza. Przecież film Vince’a, którego widzimy niecałe dwie minuty, obwołany zostaje arcydziełem, a jest niczym więcej jak tylko gniotem, naszpikowanym kasą i efektami specjalnymi. Tutaj może zatem drzemie największa, ukryta siła filmu. Ale boję się, że wyciągam wnioski zbyt pochopnie, bo Ekipie brakuje samoświadomości, odwagi w autoironii, mrugnięcia do widza okiem spod płaszczyka bezceremonialnej parady piersi, pośladków, slo-mo i lokowania luksusowych produktów. Odłóżmy zatem oczekiwania i szukanie drugiego dna na bok, cieszmy się kolejnym, wakacyjnym, beztroskim i niewymagającym większej koncentracji filmem.

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?