Batman: Mroczne czasy – recenzja nowej animacji z DC universe

Batman po starciu z gangiem złoczyńców kierowanych przez tajemniczego Heretyka znika, po raz pierwszy od dawna pozostawiając Gotham bez opieki. Świadkiem jego klęski i domniemanej śmierći jest Batwoman – nowa bohaterka, która razem z Nightwingiem i Robinem postanawia chronić miasto pod nieobecność Mrocznego Rycerza… i sprawdzić, czy naprawdę zginął. Tak zaczyna się fabuła produkcji dość luźno powiązanej z tytułami Syn Batmana i Batman kontra Robin. 

Trzeba przyznać, że twórcy mieli dość świeży pomysł – w końcu zwykle historie osadzone w Gotham skupiają się głównie na postaci mrocznego alter ego Bruce’a Wayne’a, a tutaj natomiast mamy do czynienia z dość szybkim wyeliminowaniem bohatera znanego nam z komiksów, gier i oczywiście filmów, na rzecz jego mniej znanych współpracowników. Było to zagranie mające spory potencjał, niestety zawierało też w sobie ryzyko. Czy decyzja o skierowaniu fabuły na takie tory była słuszna?

To co najbardziej uderza już na samym początku, to ilośc występujących w Batman: Mroczne czasy bohaterów, zarówno jeśli chodzi o stronnictwo Nietoperza, jak i jego oponentów. Dość powiedzieć, że w produkcji znalazło się miejsce na Czarną Maskę, Firefly’a, Killer Motha czy Szalonego Kapelusznika (a to tylko część antagonistów!). W nietoperzej rodzinie natomiast pojawiło się dwoje nowych bohaterów: Batwing i Batwoman. O ile historia, motywacje i charakter tej drugiej zostały zarysowane, to o postaci kolejnego sidekicka płci męskiej niewiemy w zasadzie nic, a sam sposób wprowadzenia Batwinga do opowieści pozostawia wiele do życzenia.

Godzina materiału okazała się niestety zbyt krótka by odpowiednio wyeksponować obie te postaci. Na szczęście wystarczyła, by pokazać to, co zapewne zastanawiało niejednego fana znającego Batmana tylko z filmów i gier, mianowicie: co stałoby się w razie zniknięcia Mrocznego Rycerza? Tutaj odpowiedzią okazała się być postać Nightwinga, który pełni rolę swojego mentora podczas jego nieobecności. I choć obijanie łotrów po pyskach przychodzi mu relatywnie łatwo, to problemem okazuje się okiełznanie zespołu i dowodzenie resztą naprędce sformowanej drużyny. Dick Grayson jest tutaj dość istotną postacią i choć można by pokusić się o rozwinięcie jego wątku, to ukazane nam zmagania Nightwinga z przestępcami i Robinem oraz resztą nietoperzej ferajny ogląda się z dużym zainteresowaniem. Niestety o ile produkcja posiada dość sporo charakterów i całkiem porządnie wykonanych starć to brakuje w niej ciekawszej i bardziej sensownej fabuły. Fani mrocznego, cięższego klimatu oraz osoby liczące na dłuższy występ Batmana będą rozczarowane. Ani tej specyficznej aury, ani Bruce’a Wayne’a w tej animacji nie mamy okazji podziwiać (choć Batman oczywiście przewija się na ekranie).

Niestety choć filmowi pod względem technicznym niewiele można zarzucić (dobrze podłożone głosy, kreska i animacja na solidnym poziomie) to tego nie da się powiedzieć o stronie fabularnej. Zwroty akcji jeśli się pojawiają to zwykle są dość kiepskie, potencjał tkwiący w historii i poszczególnych bohaterach jest marnowany, a całości brakuje epickości, mroku. Animacja nie trzyma w napięciu, większość oponentów jest bezbarwna a nowi protagoniści zostali wprowadzeni w sposób nie do końca przekonujący i momentami zdają się zwyczajnie nie pasować do towarzystwa Batmana i Nightwinga. Koniec końców mamy do czynienia z produkcją dość poprawną, ale mającą kilka mankamentów nie pozwalających jej określić jako bardzo dobrą, a szkoda bo przewinęło się w niej kilka interesujących idei.

Redaktor

Twórca cyklu "Powrót do przeszłości". Wielki miłośnik spaghetti westernów, kina szpiegowskiego i fantasy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?