Film rozpoczyna się krótką lekcją historii. Animacja na podstawie obrazów z serii „The Great Migration” autorstwa Jacoba Lawrence’a przedstawia nam migrację czarnoskórej ludności z południa Stanów Zjednoczonych do bardziej rozwiniętej północy w latach 1916-1970. Strasznie przypadł mi taki zabieg w malarskiej formie, zwłaszcza, że o „wielkiej migracji” słyszałem niewiele. Po szybkim wprowadzeniu poznajemy trzy wątki. Pierwszy, z perspektywy oddziału policjantów, na którego czele stoi Krauss. Świetną kreacją popisał się tutaj Will Poulter grający policjanta, który nie waha się przed użyciem broni, no bo „jak mamy ich powstrzymać skoro nie możemy do nich strzelać?”. Drugi, z perspektywy ochroniarza Dismukesa (John Boyega), który stara się załagodzić sytuację między policją a protestującymi. Jego postać działa jako głos rozsądku we wszechobecnym chaosie. Jednak ten głos jest bardzo cichy i nieśmiały co w ogólnym rozrachunku skutkuje dosyć bierną postawą. Jego postawa wzbudza jednak nieufność każdej ze stron. Trzeci wątek skupia się na dwójce przyjaciół, z których jeden – Fred (Algee Smith) – jest wokalisą The Dramatics. Z powodu zamieszek trafiają na noc do motelu Algiers. I jak się okazuje nie tylko oni. Właśnie w tym miejscu wszystkie historie splatają się w jedną – historię brutalnego przesłuchania, które wymyka się spod kontroli.
Iście dokumentalny sposób kręcenia pozwolił mi z miejsca wczuć się w klimat opowiadanych wydarzeń i dramat każdego z bohaterów. Przez cały seans czułem napięcie i niepokój, jakbym był aktywnym uczestnikiem zamieszek. Reżyserka nie wskazuje winnych, cały konflikt jest ukazany obiektywnie, w odcieniach szarości. Jedynie jako tło dla głównego wątku ukazane nam zostają zachowania skrajne – miejscowi okradający sklepy, aby zabrać coś dla siebie lub chociaż wyładować frustracje, czy policjanci, którzy lekkomyślnie pociągają za spust, nie martwiąc się takim pojęciem jak „sprawiedliwość”. Nie ma tutaj wyraźnej narracji, nikt nie sugeruje nam komu kibicować, kogo lubić czy kto ma rację. Każdy widz otrzymuje spore pole do interpretacji i to jest chyba największy plus tego filmu. Dokumentalnego wyrazu dodaje fakt, iż całość fabularna została dopełniona autentycznymi zdjęciami z przedstawianych wydarzeń oraz garścią faktów na koniec seansu.
Twórcy zatroszczyli się również o dostarczenie momentów, które na pewno nie jednemu utkwią w pamięci. Mnie za serce chwyciło kilka scen, a w szczególności jedna – Fred Cleveland śpiewający acapella przed pustą salą w teatrze Fox. Niebanalny głos, uciszony całą sytuacją i rozwojem akcji, w wyniku którego na dalszy plan schodzi pogoń za marzeniami. Nie pozbędę się tej wizji przez długi czas.
Jeśli chodzi o wady to naprawdę ciężko mi jest je znaleźć, musiałbym się naprawdę czepiać. Jednak jak już muszę to… brakowało mi momentów oddechu (wręcz przerwałem film w połowie na 10 minut). Suspens jest tutaj wszechobecny i pochłania bez reszty. Bigelow w idealny sposób oddaje ducha zamieszek i całego konfliktu rasowego w Stanach Zjednoczonych. Konfliktu, który mimo upływu lat, wciąż jest aktualny. I za tę aktualność, istotność tematu oraz znakomite wykonanie przewiduję nominację oskarową. Chociaż zwycięstwem nie będę zaskoczony.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe