Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara – recenzja filmu na tle całej serii

Do sklepów trafiła piąta część kultowej serii o piratach, czyli Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara. Jednocześnie dystrybutor przygotował coś dla fanów całego cyklu, czyli pakiet wszystkich 5 filmów. W wydaniu DVD znajdziemy mnóstwo dodatków, komentarze i materiały zza kulis. Dla osób, które nie znoszą polskiego dubbingu w filmach aktorskich, znajdzie się wersja oryginalna z polskimi napisami, a nawet węgierskimi. Jednak, bądźmy szczerzy, nie dlatego przecież kupujemy DVD, a już z pewnością nie dla węgierskiego dubbingu… lecz dla historii, emocji i tego klimatu. Choć Zemsta Salazara nie dorównuje poprzednim częściom, wciąż jest to rozrywka na wysokim poziomie.

Na przestrzeni lat powstało mnóstwo filmów o piratach, jednak żaden nie osiągnął takiego sukcesu, jak seria Piraci z Karaibów. Oczywiście miała ona swoje wzloty i upadki. Niemniej jednak wciąż filmy te bawią i zachwycają. Nie sposób wymienić wszystkich elementów, za które kochamy Piratów… Z pewnością należy do nich postać wykreowana przez Johnny’ego Deppa. Arogancki i bezpardonowy pirat, Jack Sparrow, wkradł się w serca wszystkich widzów. Kolejnymi plusami serii są świetne zdjęcia i zapadająca w pamięć, zjawiskowa muzyka stworzona przez Hansa Zimmera. Na szczęście większość z tych elementów „przetrwała” do 5. części. Paul Cameron, odpowiedzialny za zdjęcia, miał trudne zadanie: zastępując prawie niezastąpionego Dariusza Wolskiego, jednak udało mu się to i w jakim stylu! Jego sceny akcji są dynamiczne, a kontrastujące z nimi spokojne plenery zapierają dech w piersiach.

Zobacz również: Penelope Cruz wcieli się w polską agentkę?!

https://www.youtube.com/watch?v=QeC8-F6jBoI

Niestety, nie wszystko jest na tym samym poziomie, co zdjęcia. Momentami żenujące efekty specjalne i niepotrzebne CGI. Do tego mnóstwo zbędnych wątków pobocznych niewnoszących nic do fabuły. To główne zarzuty, jakie można wysnuć w kierunku twórców piątej części. Do listy można jeszcze dodać brak oryginalności. Tak jak w poprzednich częściach, Jack Sparrow zmuszony jest do ucieczki przed pragnącymi na nim zemsty wrogami. A jest ich naprawdę wiele. Pirata na celownik biorą przerażający kapitan Salazar (Javier Bardem), armia, a także dobrze nam znany z poprzednich części Barbossa (Geoffrey Rush). Jack rozwiązania swoich problemów szuka w magicznym Trójzębie Posejdona, który daje władzę nad wszelkimi wodami. W odnalezieniu go mają mu pomóc syn Willa – Henry Turner (Brenton Thwaites) – i Carina Smyth (Kaya Scodelario), którzy mają swoje powody, by go szukać.

Już od początku filmu zauważamy, że Jack Sparrow nie jest już tak charyzmatyczny, jak kiedyś. Zbyt często zagląda do kieliszka, a nawet zdarza mu się zasnąć na stojąco. Choć bardzo ciężko nam to przyznać, w piątej części bardziej przypomina błazna, niż dawnego siebie. Jest to ogromna ujma dla produkcji, której głównym fundamentem był właśnie arogancki pirat. Pozbawiając go dawnej charyzmy, twórcy popełnili karygodny błąd. Za ten stan rzeczy trudno winić Johnny’ego Deppa, któremu zwyczajnie nie dano miejsca na rozwinięcie skrzydeł.

Zbyt mało scen z udziałem naszego ulubionego pirata próbowano zrekompensować nowymi bohaterami. Choć z drugiej strony, nie są oni tak świeży, jakby się mogło wydawać. Po przyjrzeniu się im bliżej można stwierdzić, iż stanowią oni wręcz kalkę kultowej pary Will – Elizabeth. Syn Willa szyty jest na miarę swojego ojca, choć nie ma tej charyzmy Orlando Blooma. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj astronomka Carina, która przyćmiewa swoją inteligencją pozostałych. Plan wprowadzenia nowych postaci, na przemian z powrotem starych bohaterów, był bardzo dobrym pomysłem. Niestety, zbyt wiele wątków, które nie były dostatecznie rozwinięte, zmarnowało potencjał. Historia o zemście przerażającego Salazara wypada dość blado. Samemu antagoniście nie można nic zarzucić. Jest tak upiorny, jak upiorna jest jego historia (i jak bardzo postarali się ludzie od efektów specjalnych).

Zobacz również: Aż do kości – recenzja głośnego filmu o anoreksji!

https://www.youtube.com/watch?v=FN24pgVpNFc

Jak widać, na ekranie dużo się dzieje. Fabuła toczy się gładko, począwszy od rabunku na bank, kończąc… spokojnie, nie będę wam niczego zdradzać! Mogę jedynie poręczyć, że będzie głośno, dynamicznie i wybuchowo. Bo właśnie tacy są Piraci z Karaibów. Może w Zemście Salazara brakuje tej iskry, jaką miały poprzednie części, jednak wciąż miejscami zawieje klimatem, tak dobrze nam znanym z Klątwy Czarnej Perły. Daje to nadzieję na naprawdę dobrą kontynuację. Pozostaje jednak pytanie, czy warto ją kręcić? A może seria już się wypaliła? W końcu ile można męczyć ten sam temat? Ilu jeszcze wrogów pragnie zemsty na Sparrowie? A może tym razem nie będzie chodzić wcale o niego?

Osobiście daję zielone światło twórcom na kolejną część. Jestem ciekawa, czym tym razem nas zaskoczą i czy Jack Sparrow powróci do swojej starej formy. W końcu można wiele mówić o najnowszej części Piratów, jednak wciąż spełnia ona podstawowe funkcje, jakich oczekują po takich filmach w dzisiejszych czasach widzowie. Obecnie jest luka na lekkie, zabawne (a humoru nie można tutaj pod żadnym pozorem odmówić), a zarazem ciekawe i dobrze zrealizowane filmy przygodowe. Dla mnie jednak Zemsta Salazara była przede wszystkim kolejną częścią większej całości. Jako odrębne dzieło nie przemówiłoby pewnie do mnie, ale jako dopełnienie poprzednich części i wątków – sprawdza się w zupełności. Dlatego, jeśli kupować DVD to tylko w pakiecie, by poznać smak całej serii i pokochać jej bohaterów, a naprawdę jest za co.

Zdjęcie wprowadzenia: materiały prasowe – Disney

Stały współpracownik

Studentka dziennikarstwa. Miłośniczka kina. Zafascynowana Azją, a w szczególności koreańską kinematografią. Fanka Sherlocka. W wolnych chwilach ogląda seriale, podróżuje lub rozczytuje się w romansidłach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?