Recenzja „Ex Machina” na DVD!
Niesamowitym jest fakt, jak odległe obszary kultury jest w stanie zainspirować powieść sprzed ponad stu lat. „Ex Machina”, jeden z lepiej ocenianych filmów ubiegłego roku, to cyberpunkowe odwzorowanie klasyku literatury gotyckiej, „Frankensteina” Mary Shelley. Podobnie jak Kubrick w „2001: Odysei kosmicznej” czy Philip K. Dick w swej prozie, reżyser Alex Garland próbuje odpowiedzieć na pytanie, co czyni człowieka człowiekiem. Pomocna okazuje mu się w tym opowieść o tygodniu z życia przedstawicieli gatunku ludzkiego i mechanicznego.
Co się stanie, gdy zabawimy się w Boga? Co, kiedy sprowadzeni na manowce etyki postanowimy zaingerować w naturę? Refleksji nad tymi kwestiami nie podejmuje Nathan (Oscar Isaac) – brodaty geniusz cybertechnologii, który zbił miliony na sporządzeniu postępowego oprogramowania. Nie jest on typowym tech-geekiem: tańczy jak profesjonalista, chleje na potęgę, następnie zbija kaca przerzucając żelastwo na siłowni. Co więcej, hipsterzy przy tym aż (nie)miło. Łączy więc w sobie Nathan cechy tak skrajnie odmienne, że można go uznać za nieślubne dziecko Marka Zuckerberga i Adama Drivera z „Tej naszej młodości”. Jeszcze bliższe pokrewieństwo zdaje się go łączyć z Victorem Frankensteinem. Egoistyczny i krótkowzroczny programista gubi się w swojej próżności: wierzy, że posiada całkowitą i bezwzględną kontrolę nad samodzielnie stworzonym humanoidem o sztucznej inteligencji. O tym, jak bardzo się myli, przekona się nie tylko on sam, ale też Caleb (Domhnall Gleeson) – przeprowadzający na robocie test Turinga.
Deus ex machina – półbóg z maszyny. Tytuł, jaki Garland nadał swemu debiutowi reżyserskiemu, nie jest przypadkowy. Za Boga uważa się Nathan; jest jednak zbyt arogancki, zbyt megalomański, by móc się nim nazywać. W kontekście przedstawionych w filmie wydarzeń jako bóstwo jawi się bardziej Ava (Alicia Vikander). Ten android o przenikliwym spojrzeniu oraz pięknych, symetrycznych kształtach posiada też piękny umysł – jest eksperymentem, który wymyka się twórcy spod kontroli. Ava okazuje się osią konstrukcyjną filmu; ma decydujący wpływ na wszelkie przedstawione na ekranie zdarzenia, pomimo znikomej roli w procesie kolejnych zajść. Wie, że należy jej się więcej niż codzienne badania, mające zaspokoić ludzki głód wiedzy. Dlaczego miałoby nie należeć jej się wszystko? Caleb szybko zakochuje się w maszynie: omamiają go tajemniczy seksapil, bystrość oraz harmonia ruchów „dziewczyny”. Konsekwencje jego roztkliwienia prowadzą do tragedii.
Jest w „Ex Machinie” wspaniale surrealistyczna scena, w której Caleb przygląda się swemu odbiciu w lustrze z wyraźną dozą niepewności – wydarzenia, w których uczestniczy, mocno osłabiły jego poczucie samoświadomości. Projekt Aleksa Garlanda ma tę przewagę nad wieloma innymi filmami cyberpunkowymi, że jest cyberpunkiem niekomercjalnym, a nawet refleksyjnym, by nie napisać filozoficznym. Inaczej niż w przypadku „Matriksa”, twórcy postawili na niski budżet, separujący film od ekstrawertycznej fantastyki naukowej. Nawet nienaszpikowana bogatymi efektami specjalnymi „Ex Machina” budzi swoją oprawą graficzną szczery zachwyt. Posiada sprecyzowany i zdyscyplinowany rytm wizualny, jest dostojna estetycznie. Plastyka obrazu blednie jednak przy wymowie scenariusza, którego autorem jest sam reżyser, a który przekreśla możliwość odbioru „Ex Machiny” jako pozycji ładnie sfotografowanej, lecz pustej. Nie jest to czcza opowiastka, przeciwnie – to dzieło obrzydliwie mądre. Filmów sci-fi stanowiących pretekst do kontemplacji nad własnym „ja” i nad kondycją człowieka w obliczu postępu technologicznego (jak i kondycją człowieka w ogóle) powstało już sporo, w ciągu minionych lat żaden nie wyróżnił się natomiast na tle pozostałych tak, jak zrobiła to „Ex Machina”. Filozoficzne zacięcie Garlanda zasługuje na aplauz.
Frazeologizm „człowiek z krwi i kości” nigdy jeszcze nie brzmiał tak obłudnie jak teraz. Opowieść Avy, Nathana i Caleba sugeruje, że ludzka anatomia wcale nie musi być wyznacznikiem człowieczeństwa. Jeśli jeszcze nie widzieliście „Ex Machiny”, niech ta enigmatyczna konkluzja zmotywuje Was do prędkiego seansu.