Za takie aspekty, smaczki uwielbiamy filmy i wśród widzów zyskują one na wartości. Tak było z całokształtem dialogów i sytuacji w Pulp Fiction, czy ich głupkowatą kwintesencją w Czasie Surferów. Ta sama sytuacja (niestety) miała miejsce w wojennym Good Morning Vetnam. W filmie radiowiec Robin Williams, wykrzykuje kultowe i tytułowe: Good Morning Vietnam (wszystkie słowa wyciąga, robi to bardzo efekciarsko, by zyskać przezabawny efekt!). To właśnie dzięki tej wypowiedzi, pamiętamy o tej produkcji w świecie widowiskowych kinówek i akcyjniaków. Może czas to w końcu zmienić?
Głównego bohatera, Adriana Cronauera (konsekwentny w swojej pracy, kochany przez wszystkich Robin Williams) poznajemy podczas przylotu z Krety do Wietnamu. Zostaje on przeniesiony, aby poprowadzić program radiowy dla tutejszych wojskowych i obywateli. Ta wygadana i pozytywna osobowość, wraz z sympatycznym asystentem Eddiem Garlickiem (świetnie pasujący do roli Forest Whitaker, wykorzystujący swoją fajtłapowatość w najlepszy możliwy sposób), będzie stopniowo zyskiwać naszą aprobatę. Już na samym początku poznajemy ekipę osób pracujących w rozgłośni radiowej. Reżyser na tacy pokazuje nam podział: na tych dobrych oraz mniej życzliwych (to wciąż komedia, nie mogło zabraknąć kontrastu przeciwności).
Największym konkurentem protagonisty o audycję staje się Porucznik Steven Hauk (równie zabawny Bruno Kirby), pretendujący komik, mający o sobie wielkie mniemanie. Te podziały, czy z lekka przerysowane osobowości są jedynie kolejnym przypadkiem braku zmian w kinematografii – przecież takie motywy i zagrywki w scenariuszu oglądaliśmy już wiele razy. Ciągle jednak cieszą się ogromną popularnością, tak więc czy jest tu sens negowania na siłę? – Nie sądzę.
Reżyser Barry Levinson, przez pewien czas stara się pokazać luźniejszą stronę wojny w Wietnamie. Cała akcja (w większości) dzieje się w strefie zdemilitaryzowanej. Skupia się na relacjach bohatera z resztą towarzyszy, poznawaniu prawdziwej kultury w Wietnamie i co najważniejsze – audycjach radiowych Adriana Cronauera. Jego codzienne audycje to najoryginalniejsza rzecz z całego filmu. Postać Williamsa stara się wpłynąć na nudę i stres całego wojska, rozpoczynając własne monologi: począwszy od przeklinania, nabijania się i udawania innych, po puszczanie zakazanej muzyki rockowej – James Brown czy Louis Armstrong jedynie urozmaicają naszą podróż. Sam humor trzeba nazwać specyficznym, niedocierającym do wszystkich. Tak samo jest w filmie, bo tam audycje nie podobają się przełożonym bohatera. Oglądamy narastający konflikt i wiele sytuacji z niego wynikających (wszystko na wesoło rzecz jasna). Taki rodzaj narracji również pojawia się w produkcjach do dzisiaj i najwyraźniej wciąż bawi ogromną liczbę oglądających. To film z ‘87 – może czas wymyślić coś bardziej oryginalnego?
Na szczęście (to jednak film wojenny), autor ukazuje terror wojenny w tytułowym Wietnamie. Cała nienawiść płynąca w tym konflikcie przytłacza Adriana i pokazuje mu, że nawet jego rozgłośnia nie przywróci życia żołnierzom i nie zakończy walk pomiędzy Amerykanami a Wietnamczykami. Tak więc nie zabrakło tu wątku smutniejszego, kilku lekcji dla protagonisty itp. – kolejny krok, w celu stworzenia udanego filmu.
Chciałbym wspomnieć jeszcze o romantycznym wątku radiowca z młodszą od siebie Trinh – i w pewnym stopniu go obronić. Trinh (mało znana Chintara Sukapatana), to tak naprawdę pierwsza kobieta w mieście zauważona przez Adriana. Wiele osób twierdzi, że ta relacja jest bezsensowna, idiotyczna i nudnawa. Sam bardziej lubię określenie zauroczenia się. Ciężko to nazwać prawdziwą miłością – bohater stara się raczej odstresować od dnia codziennego i robi wszystko by jej się przypodobać. Kolejny sympatyczny aspekt. Dzięki temu wraz z nim poznajemy rdzenne społeczeństwo Wietnamu, ich kulturę, humor, jak również perspektywę dotyczącą konfliktu.
Zapoznaje się też z bratem swojej wybranki, Tuanem (jedyna rola enigmatycznego Tung Thanh Tana). Nawzajem poznają własne gusta i zachowania, ich przyjaźń pogłębia się, przez co Cronauer poznaje ciemniejszą stronę Wietnamczyków. Te sytuacje, motywy mogą zostać przez wielu uznane zapychaczami w scenariuszu. Sam klimat zrobił z produkcji mniej sensacyjne Psy Wojny z Christopherem Walkenem – może to jedynie moje zdanie, taka mała dygresja. Wracając, uważam, że takie zabiegi dalej bawią i uczą. A co najważniejsze, są satysfakcjonujące.
Levinson stworzył produkcję kultową, jednak nieznaną wszystkim. Produkcję powtarzającą znane motywy, a wciąż bardzo oryginalną. Żywiołowy Williams stara się polepszyć morale, co wychodzi wszystkim na dobre – zarówno pracownikom, jak i wojskowym. Żołnierze dali szansę Adrianowi Cronauerowi i jego ekipie – może warto wcielić się w jednego z nich?
Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Good Morning Vietnam